Po dwóch wiekach prosperity kapitalizm natrafia na bariery dalszej ekspansji. Przezwyciężenie tych barier doprowadzi do jego nowej konfiguracji
Świat, w którym żyjemy, możemy ujmować z dwóch perspektyw. Z perspektywy godzin, dni, miesięcy, lat i z perspektywy lat, dekad, stuleci. W pierwszej perspektywie – świadomości potocznej – widzialny świat tworzą wydarzenia, które wypełniają ekrany telewizorów, monitorów i gazet. W drugiej – perspektywie czasu długiej fali, poznania teoretycznego, odtwarzamy determinanty, mechanizmy kształtujące dynamikę dnia powszedniego. Gołym okiem nie są one widoczne. Kryją się w relacjach człowieka z przyrodą, w stosunkach między gospodarującymi podmiotami. Obie perspektywy poznawcze są konieczne dla możliwości rozumienia świata, w którym żyjemy. Na przykład zaskakujące w perspektywie codzienności posunięcia prezydenta Trumpa może tłumaczyć kurcząca się rola dolara i amerykańskiej gospodarki w świecie i w efekcie osłabienie geopolitycznej hegemonii USA. Także pełzający zamach stanu w Polsce dobrej zmiany to rezultat narastających konsekwencji neoliberalnej transformacji i peryferyjnego statusu gospodarki narodowej.
Słabością medialnego obrazu współczesnego świata jest to, że kształtuje go perspektywa wydarzeniowa. Koresponduje ona z wiedzą zdroworozsądkową ludzi, z wiedzą uogólniającą ich doświadczenia społeczne, a te kształtują bieżące realia procesów gospodarowania, życia politycznego czy popkultury. Tymczasem kiedy ujmujemy aktualny moment historyczny w perspektywie długofalowej, widzimy przez swoiste szkiełko obraz ludzkości, która ugrzęzła w kolejnej fazie ewolucji realnego kapitalizmu. To neoliberalny kapitalizm bez granic – turbokapitalizm. Przez dwa ostatnie stulecia kapitalizm dołączał swój mechanizm akumulacji bogactwa, swoistą turbosprężarkę, do zdobyczy myśli ludzkiej. Przyniosła ona nieznany cywilizacji rolniczej postęp techniki, który z kolei umożliwił dotarcie do nowych materiałów i energii. Synergia rewolucji przemysłowej i kapitalizmu umożliwiła ogromnej części populacji ludzkiej „wielką ucieczkę” od nędzy, głodu i chorób – które, niczym jeźdźcy Apokalipsy, regularnie dziesiątkowały społeczeństwa rolników. Dodatkowo nowoczesność przyniosła znaczne upodmiotowienie jednostki, większą ekspresję jej potrzeb bytowych i kulturowych, a także uwolniła ją od presji kolektywu. Jednak kapitalizm ma ujemne koszty zewnętrzne – ekologiczne, społeczne, zdrowotne. Funkcjonowanie jednostki jako przedsiębiorcy biorącego swój los we własne ręce wiąże się bowiem z dużymi obciążeniami. Można w związku z tym mówić tylko o jego plusach ujemnych, by odwołać się do rodzimego Dialektyka.
magazyn dgp 17.08.19 / Dziennik Gazeta Prawna

Kapitalizm w fazie interregnum

Obecnie kapitalizm znajduje się w fazie interregnum – przepoczwarzania się w sprawniejszy funkcjonalnie wariant. Jego obecna forma pogłębia dryf rozwojowy: kryzys stagnacji rodzi ruchy protestu (także radykalnej prawicy), te zaś mogą wyzwalać strukturalne reformy prowadzące do bardziej stabilnego wzrostu. W obecnych warunkach musi to być „dobrobyt bez wzrostu”, a więc trwały rozwój w zrównoważonym społeczeństwie. Zapowiada się powrót regulacyjnej funkcji państwa, polegającej na łączeniu racjonalności mikroekonomicznej z racjonalnością ogólnospołeczną i racjonalności ogólnospołecznej z racjonalnością planetarną (ogólnoludzką). Skutki działań korporacji nastawionych na wzrost „wartości dla akcjonariusza” rodzą błąd złożenia. Skumulowane rezultaty tych działań mogą naruszać równowagę środowiskową czy spójność społeczną. W demokracji liberalnej reprezentantem racjonalności ogólnospołecznej bywało państwo.
Obecnie główny problem gospodarki kapitalistycznej to problem stagnacji wynikającej z wysokiego stopnia monopolizacji (oligopolizacji) całych gałęzi produkcji oraz dojrzałości przemysłowej. Nie można przecież budować wciąż nowych linii kolejowych, a jest to konieczne, by zyski przekształcać w pieniądz. Współczesna korporacja może funkcjonować w warunkach nadmiaru mocy produkcyjnych. Może bowiem zwiększone tym nadmiarem koszty produkcji pokrywać zyskami monopolistycznymi. Korporacja ma dostęp do rynku kapitałowego, dzięki czemu jest w stanie wykupić na giełdzie potencjalnych konkurentów. Przy czym waloryzacja kapitału dokonuje się w całej przestrzeni gospodarczej świata. Pod tym względem nie może się jeszcze poszerzać. Może natomiast dokonywać ekspansji w głąb – komercjalizując sektor zabezpieczenia społecznego, ochrony zdrowia, edukacji czy nauki, jak to się dzieje obecnie w Polsce. Do tego doszła finansjalizacja, rosnąca rola kapitału finansowego – przeniesienie ciężkości gospodarki od produkcji do sektora bankowego i finansowego (w ciągu jednego dnia dokonuje się ponad trylion operacji finansowych). To dodatkowo zwiększyło podatność gospodarki na „szaleństwo, panikę i krach”, słowem ‒ kryzysy. Zadanie praktyczne polega na uniknięciu wielkiego kryzysu dzięki wyprzedzającym zmianom instytucjonalnego ładu. Kryzys jest bowiem kosztowny społecznie: bezrobocie, zadłużenie, bankructwa firm, psychiczne koszty adaptacji do nowego ładu, zawirowania na scenie politycznej, konflikty lokalne, ruchy protestu...

Bariery turbokapitalizmu

Kapitaliści muszą wciąż inwestować, by pomnażać posiadany kapitał (kapitaliści zarabiają tyle, ile wydają – mawiał mistrz Kalecki). Jednak do tego potrzebne są zasoby biogeochemiczne oraz zachowanie równowagi w systemie Ziemi jako całości – atmosfery, hydrosfery, litosfery itd. Ziemia to dom ludzi. O warunkach zachowania systemu Ziemi nie orzekają menedżerowie i zarządcy funduszy inwestycyjnych, lecz przyrodnicy. Inaczej doszłoby do tragedii globalnego pastwiska, którymi są współcześnie dla ludzkości oceany i atmosfera (J. Cowie). Tylko ignorant może współcześnie podważać teoremat ekologii człowieka, który mówi, że przyroda może istnieć bez człowieka, lecz człowiek nie może istnieć bez przyrody. Słowem, to funkcjonujący system ekonomiczny jest skazany na funkcjonujący system ekologiczny. Według szacunku Ralfa Fükse, atmosfera może wchłonąć jeszcze maksymalnie 840 mld ton dwutlenku węgla. Roczna emisja osiąga współcześnie wartość ok. 34 mld ton. Gdyby wszyscy żyli na poziomie mieszkańca Australii czy USA, ludzkość potrzebowałaby 4‒5 planet takich jak Ziemia. Poziom średniej konsumpcji na głowę powoduje przekroczenie możliwości planety o połowę.

Pułapka Meadowsa

Ludzkość znalazła się zatem w uścisku nowej pułapki, już nie Thomasa Malthusa, lecz Meadowsa. Rozwiązanie tej drugiej dotyczy globalnego ekosystemu, a ponadto wymaga współdziałania narodów dla określenia brzegowych warunków korzystania z zasobów przyrody. Człowiek nie uczynił sobie Ziemi poddanej. Doświadcza bowiem skutków degradacji biosfery: deficytu ziemi i wody, zaburzeń klimatu, deforestacji, zwłaszcza lasów wilgotnych, zaniku bioróżnorodności. Z tymi skutkami splata się problem energetyczny i surowcowy. Mamy tu następującą zależność: rośnie populacja, jeszcze szybciej aktywność gospodarcza, by zaspokoić potrzeby biogenne nowo przybyłych. W następstwie pną się do góry krzywe obrazujące ślad ekologiczny: wzrost zużycia energii, przeciętny wzrost temperatury, wymierania gatunków, ubytku ziemi ornej itd. Są to wszystko negatywne zewnętrzne efekty masowej konsumpcji. Odciskają one piętno na funkcjonowaniu synergicznego systemu energia–woda–żywność. „Zielony kapitalizm” nie przyniósł jakościowej zmiany. W 2010 r. tylko 2 proc. energii na świecie pochodziło ze źródeł odnawialnych. Można się spodziewać nałożenia podatku na emisję dwutlenku węgla i wyznaczenia górnych granic jego emisji przez firmy i kraje. Z tego tytułu, według szacunku Grzegorza Kołodki, przyrost inwestycji sięgnie 6 proc. produktu światowego brutto. Warto przypomnieć, że w pierwszym tysiącleciu jego tempo wynosiło 0,05 proc., przez ostatnie 200 lat średnioroczne tempo wynosiło 1,2 proc., a przed wybuchem strukturalnego kryzysu kształtowało się na poziomie 4 proc. rocznie. W drugiej połowie obecnego stulecia długoterminowy wzrost produkcji w krajach bogatych prognozowany jest w przedziale od 0,9 proc. (R. Gordon) do 1,2 proc. rocznie (Th. Piketty).
Strategie rozwojowe państw muszą uwzględniać potencjalny wzrost cen energii oraz wzrost popytu na jej nośniki. Pojawiła się konkurencja ze strony nowo uprzemysłowionych społeczeństw i rosnącej w nich grupy ludzi o coraz większym dochodzie rozporządzalnym. Koszty produkcji obciąży dodatkowo wzrost cen surowców i żywności. Kluczowym zadaniem dla poprawy relacji homo sapiens z przyrodą będzie ograniczenie przyrostu demograficznego. Z tym wiąże się konieczność likwidacji luki rozwojowej oraz awansu materialnego i kulturowego kobiet w biednych rejonach świata. Jeśli warunki te nie będą spełnione, w ciągu kilkunastu lat pojawią się konflikty o surowce, wojny klimatyczne i żywnościowe (W. Bello, H. Welzer). Szacuje się na przykład, że zmiany klimatyczne dotkną w różnym stopniu 8 z 9 miliardów ludzi, którzy będą zamieszkiwać planetę w 2050 r. W ogromnej masie urodzą się oni w ubogich stajenkach globalnego Południa. Stopa wzrostu ludności będzie stopniowo spadać do lat 30. obecnego wieku do 0,4 proc., po czym obniży się do stopy wzrostu charakterystycznej dla społeczeństw rolniczych, czyli 0,1 proc.

Postęp naukowo-techniczny

W tej dziedzinie cywilizacja przemysłowa będzie kontynuowała kolejne jakościowe skoki. Mówi się nawet o trzeciej rewolucji przemysłowej bądź drugim wieku maszyny. W gospodarce poziom efektywności będą wyznaczały naukowopochodne technologie zmniejszające zużycie energii i materiałów (nanotechnologie, robotyka, teleinformatyka, sztuczna inteligencja, optoelektronika, biotechnologie wykorzystujące odkrycia genomiki, biomedycyna, inżynieria materiałowa w rodzaju nanorurek węglowych do chipów komputerowych, druk przestrzenny 3D). Nowe pole akumulacji otworzy przed kapitałem możliwość eksplantacji zasobów okolicznych planet oraz podróż na planetoidę Jowisza i na Marsa. W dalszym ciągu więc będzie się rozwijać technika rakietowa i transport orbitalny (program NASA Constellation). Próżno jednak spodziewać się odpowiednika programu Apollo, który przyniósł innowacje technologiczne i produktowe rozwijane przez kolejne dziesięciolecia. Obecnie technologowie podsuwają „banalne zabawki” (P. Thiele, J.-H. Lorenzi). Kapitał wysokiego ryzyka finansuje gadżety przemysłu komputerowego, unika zaś inwestycji w biotechnologię, energetykę, a więc w innowacje, do których potrzeba dużego i cierpliwego kapitału. Dlatego konieczne będą inwestycje publiczne w nowe technologie pozyskiwania energii (energetyka orbitalna, synteza jądrowa, wykorzystanie bakterii do produkcji paliw). Tu pole do popisu będzie miało „przedsiębiorcze państwo” (koncepcja opisana przez ekonomistkę Marianę Mazzucato – red.). Dodatkowo oszczędności społeczeństw, zwłaszcza Zachodu i Azji, osłabią oddziaływanie przekleństwa starości: 22 proc. ludności świata przekroczy w 2050 r. próg 60 lat. Wzrosną wydatki na służbę zdrowia i zaopatrzenie emerytalne.

Staro-nowe wojny klasowe

Napotkamy gąszcz problemów będących następstwem polaryzacji dochodów oraz strukturalnego bezrobocia spowodowanego automatyzacją i robotyzacją procesów produkcyjnych na Globalnej Północy. Do tego bilansu trzeba będzie dodać skutki przeludnienia, głodu i biedy Globalnego Południa. Rezultatem będzie nierówność dochodów i majątków, a w następstwie nierówność życiowa (jakość zdrowia, długość życia, możliwość samorealizacji). Nierówności dochodowe obniżają ogólną wartość wskaźnika rozwoju społecznego o jedną czwartą (G. Therborn). Wzrost gospodarczy podnosi jachty, a nie łódki. Dla 10 proc. najbogatszych zysk kapitałowy netto może stanowić 30‒40 proc. dochodu rozporządzalnego, jak w Szwecji. Bogactwo to bynajmniej nie pochodzi z „kreatywnej” pracy, lecz z rodzinnych i politycznych koneksji, spekulacji aktywami finansowymi czy z obchodzenia przepisów podatkowych.
Wzrost gospodarczy podnosi jachty, a nie łódki. Dla 10 proc. najbogatszych zysk kapitałowy netto może stanowić 30–40 proc. dochodu rozporządzalnego, jak w Szwecji. Bogactwo to nie pochodzi bynajmniej z „kreatywnej” pracy, lecz z rodzinnych i politycznych koneksji, spekulacji aktywami finansowymi czy z obchodzenia przepisów podatkowych
Dotychczasowy przebieg konfliktu między kapitałem a pracą faluje w rytmie kilku dziesięcioleci. Wahadło wychyla się na korzyść utowarowienia pracy, by powrócić, uderzając po kieszeni pracowników, kiedy jest bezrobocie i recesja – dość wspomnieć fordyzm i elastyczne stosunki pracy obecnej doby. Dzisiaj chodzi o instytucjonalizację konfliktu przemysłowego w nowych warunkach światowej przestrzeni gospodarczej, w której powstała „rezerwowa armia pracy” i w której prekaryzacja może być postrzegana jako próba odtworzenia rezerwuaru taniej siły roboczej. Przy 1,4 mld pracowników etatowych, 1,7 mld pracujących na własny rachunek, liczba „rezerwistów” może przekraczać 2,4 mld. Neoliberalny kapitalizm bez granic usunął bowiem przeciwwagę, jaką stanowił ruch pracowniczy zorganizowany w związki zawodowe i w różne instytucjonalne formy przetargów z pracodawcami o warunki pracy i płacy. Doszło do intensyfikacji procesu pracy, nie tylko montażowej, ale również „białych kołnierzyków”, zwanych klasą średnią. Zarządy korporacji życzyłyby sobie, żeby stali się oni wirtuozami optymalizacji podatkowej, kreatywnymi poszukiwaczami nowych pól akumulacji czy zabójcami konkurencji. W tej sytuacji kwestią zapalną będzie korekta podziału produktu narodowego oraz wyodrębnienie funduszy na politykę rozwojową. Po obu drogach do rozwiązania tego problemu będą maszerowały tłumy „oburzonych”. Zarówno gwarantowany dochód podstawowy, jak i skracanie czasu pracy nie będzie darem niebios. Druga strategia wiąże się z afirmacją prawa do pracy dla wszystkich, rozwijaniem idei kontroli pracowniczej, a także poszerzaniem pola bezpłatności (lub quasi-bezpłatności) usług w zakresie ochrony zdrowia, potrzeb mieszkaniowych, uczestnictwa w kulturze itd.
Jednak taka zmiana dotychczasowych reguł podziału bogactwa społecznego może dokonać się w wyjątkowych okolicznościach historycznych. Stwarza je kryzys wyzwalający protest ludzi tracących poczucie „normalności” zastanego ładu. To w takich warunkach utopie stają się programami reform. Z tego mechanizmu skorzystał np. prezydent Franklin D. Roosevelt, wprowadzając reformy New Dealu. Potwierdza ów epizod po raz kolejny obserwację Johna K. Galbraitha, że „konwencjonalna mądrość” nie daje tak wielu możliwości kształtowania się nowych idei, jak „masowy atak okoliczności, z którymi nie sposób walczyć”. Jednak polityka wcielająca te „strukturalne reformy” musiałaby mieć ponadnarodowy charakter, na początek zapewne w Unii Europejskiej. Jej zakresem byłaby wspólna polityka płacowa, jednolite ustawodawstwo pracy, model partycypacji pracowniczej w przedsiębiorstwach czy wspólna, regionalna polityka rozwojowa.

Kryzys demokracji parlamentarnej

Rozdwojona jest natomiast strategia członków wspólnot narodowych. Z jednej strony uczestniczą oni w globalnym obiegu pop kultury i globalnym supermarkecie konsumpcji, z drugiej zaś ci sami ludzie chcą podtrzymywać ścisłą wspólnotę opartą na więzi etniczno-kulturowej, kultywować pamięć historyczną i tradycje małych ojczyzn. W tej sytuacji państwo narodowe wciąż jest jedynym realnym instrumentem kształtowania losu wspólnoty polityczno-obywatelskiej. By do tego doszło, państwo nie może pozostawać w niewoli sektora finansowego. Mechanizmem kontroli państwa jest obecnie dług publiczny. Państwa zadłużają się głównie na prywatnym rynku finansowym. Dlatego, podkreśla David Ost, „demokratyzacja dziś musi oznaczać stworzenie instytucji, dzięki którym rynki można znów poddać kontroli społecznej: rynki pracy, które pozostawiają miejsce na życie towarzyskie, rynki dóbr, które nie zniszczą natury, rynki kredytu, które nie posłużą do masowej produkcji niespełnionych obietnic”.
Trudnym zadaniem będzie odbudowa bazy podatkowej. Wielu badaczy przewiduje pojawianie się tendencji do tworzenia ogólnoświatowego systemu redystrybucji fiskalnej (globalne podatki, transfery i wydatki). Instrumentem byłoby wprowadzenie globalnego podatku majątkowego oraz progresywnego podatku dochodowego w drodze międzynarodowej współpracy. Celem tych posunięć będzie dystrybucja bogactwa i globalnych fortun po to, by sfinansować nowoczesne państwo socjalne XXI w., znaleźć fundusze na operację przestawienia gospodarki na nowe źródła energii i likwidację luki rozwojowej. Pewnym ułatwieniem mogłoby być to, że kraje europejskie i Stany Zjednoczone, kontrolując połowę globalnej produkcji, mogą nakładać sankcje na raje podatkowe, gdyby te odmawiały współpracy w zakresie likwidacji czarnej dziury, w której znikają zasoby finansowe świata. Konieczna byłaby także harmonizacja systemów fiskalnych, likwidacja rajów podatkowych, wprowadzenie globalnego podatku ekologicznego, jak również globalnego funduszu pomocy w razie klęsk żywiołowych.

Koniec koncepcji życia jako użycia?

Kapitalizm bliski jest ukończenia procesu budowy nietzscheańskiego „ostatniego człowieka”. To kuriozum spłaszcza osobowość, rozwijając tylko sferę potrzeb materialnych i dążenia do sukcesu w hierarchii prestiżu, którą daje symboliczna konsumpcja. W tej perspektywie najtrudniejszym zadaniem będzie zmiana hierarchii potrzeb, kwestionowanie idei suwerenności konsumenta, kuracja hiperindywidualizmu skojarzonego z darwinizmem społecznym, rynkowymi wyznacznikami użyteczności i efektywności. Dążenie to godzi w samo serce kapitalizmu. Jego motorem napędowym od początku był konsumeryzm. Występuje on w szerokim pakiecie nowoczesnego kapitalizmu: reklama i marketing, popkultura, idole sławy i pieniądza, nadmiernie rozbudowany aparat kredytowy, w sumie nadmierny rozwój sfery nieprodukcyjnej, jałowej społecznie. Skurczyła się przestrzeń partycypacji jednostki w życiu społecznym. Zanika w związku z tym gotowość współpracy i wrażliwość na cierpienie innych. Dominuje typ „depresyjnego konformisty” – utowarowionego obywatela, dokonującego autoeksploatacji. Ideałem staje się człowiek-przedsiębiorstwo, któremu dynamikę zapewnia egocentryzm, chciwość i konsumpcjonizm. Musi on tak sterować karierą zawodową, stylem życia, uczuciami i emocjami, żeby pojawić się na rynku jako atrakcyjny towar dla korporacji. W tym celu musi być efektywny, dyspozycyjny, konformistyczny.
Nowym składnikiem tożsamości obok tradycyjnej tożsamości narodowej będzie świadomość globalna. Do jej rozwoju przyczyniać się będzie świadomość zagrożeń o takim właśnie charakterze: groźba użycia broni atomowej, zamachów terrorystycznych czy zagrożeń ekologicznych. Jednak wystąpi ona w stopie z różnymi komponentami tożsamości jednostki. Jak zwykle bowiem w sytuacji kryzysowej pojawią się: backlash, populizm, zabarwione nacjonalistycznie i rasowo ruchy radykalnej prawicy. Aktywizacji tych warstw świadomości społecznej sprzyjać będą fale migracyjne uciekinierów klimatycznych.
Instytucjonalizacja globalnego przywództwa: kto reprezentuje racjonalność planetarną? Stopniowi integracji gospodarki w skali planety nie odpowiada w żaden sposób mechanizm jej sterowania. Dotychczas funkcjonowanie gospodarki na poziomie globalnym regulują wielostronne agencje jednostronne: Światowa Organizacja Handlu, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy. Stały się one formą inżynierii społecznej w interesie gigakorporacji. Globalizacja jest niekompletna, ekonomiczna – bez elementu politycznego. Jeśli nowy ład globalny ma być skuteczny, w jego centrum sterowania muszą znaleźć się sprawiedliwe dla całego świata, ogólnie respektowane zasady podejmowania decyzji. Nie będą one sprawiedliwe, jeśli superarbitrem pozostaną dysponenci oszczędności świata dążący do pomnażania abstrakcyjnej nadwyżki. Superarbiter ograniczający korporacjom arbitraż regulacyjny może przyjąć formę instytucjonalną wielopodmiotowego przywództwa światowego. Byłby to krok w stronę światowego społeczeństwa planującego. Tworzyłyby je państwa narodowe zgrupowane w G20, poszerzona Rada Bezpieczeństwa ONZ i różne jej wyspecjalizowane organizacje, a także dotychczasowe instytucje regulujące funkcjonowanie gospodarki. Stanęłyby przed trudnym zadaniem, bowiem interesy poszczególnych państw są różne. Jedne mają City czy Wall Street, inne zasoby naturalne, jeszcze inne tanią siłę roboczą, a duża część osiąga dochody z ukrywania przed fiskusem zasobów finansowych korporacji. Pozostałe ułatwiają, jak mogą, obchodzenie regulacji obrotu kapitału bądź po prostu piorą brudne pieniądze. Poza tym państwa musiałyby wypracować wspólne stanowisko, mając za przeciwnika wielkie grupy finansowo-przemysłowe. To byłaby druga wojna światowa z korporacjami. Dopiero po takiej modyfikacji mógłby powstać World New Deal – multikulturowe społeczeństwa w wielocywilizacyjnej wspólnocie pracy i życia w globalnym ekosystemie.
Wszystko wskazuje na to, że centrum cywilizacji światowej wróci po 200 latach na Wschód, a ład oparty na hegemonii amerykańskiej będzie ewoluował ku światu wielobiegunowemu. Z natury przyniesie on więcej niepewności, a zarazem trudności z globalnym przywództwem. Jak na razie nie powiodło się utrącenie strategicznej przewagi Chin, które zachowały kontrolę nad narodową gospodarką. Ich swoiste ubezwłasnowolnienie było ukrytym celem traktatów Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) oraz Partnerstwa Transpacyficznego (TPP). Chiny stawiają warunki przyjęcia kapitału zagranicznego, kontrolują kurs własnej waluty, bronią się skutecznie przed napływem kapitału portfelowego. W tym nowym ładzie światowym zostanie zachowana suwerenność państw narodowych, a także odrębność kulturowa cywilizacji lokalnych, narodów, regionów. Pozostaną więc i dotychczasowe lokalne konflikty – rywalizacja o rynki zbytu, źródła surowców, kontrolę szlaków transportu towarów i obiegu informacji. Łatwiejszą niż anglosaski kapitalizm spekulanta drogę do nowej konfiguracji będzie miał skandynawski kapitalizm solidaryzmu społecznego czy kapitalizm z singapurską lub chińską specyfiką. Największe szanse przetrwania staną przed tymi wariantami, którym uda się połączyć efektywność ekonomiczną z bezpieczeństwem socjalnym poszczególnych wspólnot życia i pracy. Nie należy oczekiwać realizacji wyartykułowanej wizji nowego ładu w drodze jednorazowego aktu. W procesie dziejowym mieliśmy bowiem do czynienia z ciągłą adaptacją przyjętej strategii działania i ładu instytucjonalnego do wyzwań i barier rozwojowych. Powstawały one w relacjach człowieka z przyrodą. Ich pokonanie wymagało poprawy efektywności wykorzystywanych technologii i energii, a także przezwyciężenia skutków długotrwałych kryzysów o podłożu gospodarczym. Jednak pojawienie się multikulturowej cywilizacji trwałego rozwoju będzie się wiązało z głęboką reorganizacją światowej gospodarki. Dlatego, jak sądzi Heiner Flassbeck, to, w jakim stopniu rynek powinien podlegać regulacji, zarówno na poziomie mikro-, jak i makro-, jest kwestią praktyki i kolektywnej decyzji społeczeństwa. Wynika z tego – pisze Flassbeck – że również „kapitalizm należy do nas, to znaczy do społeczeństwa. A jeśli stwierdzimy, że nad nim nie panujemy i że w danej formie przynosi on więcej szkody niż pożytku, wówczas można go oczywiście zmienić w interesie ogółu – w każdym razie dopóty, dopóki istnieje jeszcze demokracja i dopóki zechce tego większość ludzi”.