Rynek surowcowy, przede wszystkim gazowy, może zyskać na wizycie amerykańskiego prezydenta w Polsce. Pierwsze efekty mogą być szybko widoczne.
Dziennik Gazeta Prawna
Czy kilkunastogodzinna wizyta Donalda Trumpa w Polsce może przynieść wymierne efekty gospodarcze? Wydaje się, że tak, zwłaszcza w sprawach dotyczących surowców. Głównie gazu, w którego przypadku nasz kraj jest dziś w dużej mierze uzależniony od importu Rosji.
– Zapowiedź sprzedaży skroplonego gazu na cały świat to fundamentalna zmiana amerykańskiej polityki. Stany Zjednoczone chcą poprawić statystyki eksportu, także surowców. Pytanie, na jaką skalę – zastanawia się Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa think tanku Forum Energii. – Choć trudno na razie mówić o konkretnych wielkościach, być może dzięki spotkaniu w Warszawie jako jedni z pierwszych będziemy mieli szansę zakontraktować amerykański gaz – dodaje. Pierwszy statek z amerykańskim gazem skroplonym zakupiony na tzw. spocie (dostawa krótkoterminowa) przypłynął do Polski kilka tygodni temu. Sześć takich statków zapewniłoby nowo powstającemu blokowi w warszawskiej elektrociepłowni na Żeraniu pracę przez rok. Gra jest więc warta świeczki. Polski gazoport o przepustowości 5 mld m sześc. rocznie może przyjmować 50 statków na rok.
Dobry kierunek dostaw
– Wizyta amerykańskiego prezydenta sama w sobie nie będzie przełomem, ale raczej dobrym krokiem w rozwoju rynku gazu w Polsce. Przy obecnym stanie infrastruktury dostawy amerykańskiego gazu będą w stanie pokryć jedynie ograniczoną część naszego zapotrzebowania na ten surowiec. Dotyczy to zresztą całego regionu – tłumaczy Aleksander Śniegocki z instytutu WiseEuropa.
W naszym regionie Europy gazoport mamy my i Litwini. A Amerykanie mają tak naprawdę tylko jeden terminal eksportowy: Sabine Pass w Zatoce Meksykańskiej. Kolejne dopiero się budują. Stany Zjednoczone po rewolucji łupkowej i przestawieniu się na energię z gazu ze złóż niekonwencjonalnych obawiały się wzrostu eksportu tego surowca, by nie doprowadzić do podwyżki jego cen na rynku krajowym. Donald Trump zmienia jednak podejście i zapowiada eksportową ekspansję swojego kraju. Także do Europy.
– Na Trójmorze warto patrzeć przede wszystkim jako projekt wzmacniający głos państw regionu wewnątrz Unii, szczególnie w obszarze dalszego wsparcia rozbudowy infrastruktury gazowej ze środków unijnych, a nie kluczowy rynek zbytu dla amerykańskiego gazu – tłumaczy Śniegocki. – Tutaj bowiem nasze znaczenie na tle innych potencjalnych odbiorców będzie jednak ograniczone. Oczywiście, efekty tej wizyty nie będą bez znaczenia, gdyż wspiera ona realną dywersyfikację dostaw gazu do Polski. Jest to o tyle istotne, że USA to bezpieczny i przewidywalny kierunek dostaw. A o takie dziś trudno, co pokazuje chociażby trwający kryzys katarski – dodaje.
Negocjacje z Rosją
To ważne również z punktu widzenia polskich negocjacji z Rosją. Rząd coraz głośniej mówi o możliwości całkowitego uniezależnienia się od dostaw jamalskich po wygaśnięciu kontraktu obowiązującego do 2022 r.
Zdaniem ekspertów, całkowite odcięcie dostaw błękitnego paliwa z Rosji zarówno w kontekście dostaw do gazoportu, jak i budowy rurociągu Baltic Pipe (ma połączyć Polskę i Norwegię), nie będzie jednak możliwe. Jednak możliwość pozyskania kontraktów na gaz ze Stanami Zjednoczonymi staje się ważną kartą przetargową w negocjacjach z Rosjanami. Zwłaszcza w kontekście polskiego sprzeciwu wobec budowy rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2.
Węglowe straty
Czy poza gazem możemy coś zyskać surowcowo dzięki wizycie amerykańskiego prezydenta? To ważne pytanie w kontekście jego zapowiedzi o wycofaniu się USA z paryskiego porozumienia klimatycznego dotyczącego redukcji emisji CO2. Dziś tak naprawdę nie wiadomo, w jakim zakresie Amerykanie zrezygnują z realizacji dokumentu. Wiadomo natomiast, że ich odejście od zapisów z 2015 r. potrwa przynajmniej cztery lata. Polska odegra tu ważną rolę; przyszłoroczny szczyt klimatyczny ONZ odbędzie się w Katowicach.
Jeśli jednak Amerykanie po rezygnacji z Paryża postanowią zwiększyć wydobycie węgla, nie będzie to dla nas powód do radości. Realizując swoje obietnice wyborcze, Trump zechce częściej puszczać oko do przemysłu węglowego. Tyle tylko, że nie po to, by wydobyty w USA tani węgiel spalać, ale by go eksportować. Duże ilości surowca na światowym rynku mogą obniżyć ceny, co dla polskiego węgla, wydobywanego głębinowo przy wysokich kosztach, nie jest dobrą wiadomością. Także w kontekście chińskich prób blokowania importu czarnego złota do Państwa Środka (od lipca Chińczycy zamknęli część swoich portów na węgiel z zagranicy).
Polska zapowiedziała, że będzie zwiększać import węgla niskosiarkowego, którego na rodzimym rynku brakuje, a którego potrzebują m.in. nasze ciepłownie. Jednak amerykańskie kopalnie produkują bardzo mocno zasiarczony surowiec, dlatego takie zakupy nie wchodzą w grę. Dostawcami niskosiarkowego węgla są m.in. Kolumbia, Mozambik i Rosja.
USA chcą poprawić statystyki eksportu, także surowców