Nie podejmowaliśmy i nie podejmujemy żadnych działań, które mogłyby ograniczać konkurencję - mówi w wywiadzie dla DGP Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty.
Ile zyskaliście na konsolidacji spółek chemicznych?
Powstała grupa, która ma ponad 9 mld zł przychodów i mieści się w pierwszej 20-tce największych przedsiębiorstw w Polsce. Wielkość Grupy Azoty ma duże znaczenie, gdyż przekłada się na wycenę przedsiębiorstwa, siłę zakupową czy zdolność pozyskania finansowania dłużnego. Jednocześnie mówimy o podmiocie z bardzo różnorodną i kompleksową ofertą o globalnym zasięgu. Połączenie od razu przełożyło się na nasz główny biznes – nawozy. Z tego źródła pochodzi ok. 60 proc. przychodów Grupy. W nawozach azotowych mamy ponad 70-proc. udział w rynku, w nawozach wieloskładnikowych (NPK) – ok. 50 proc.
Możecie dzięki temu dyktować ceny?
Przede wszystkim możemy dystrybutorom i końcowym odbiorcom oferować kompletną gamę legalnych nawozów wyprodukowanych w Polsce. Działania firm, które importują nawozy, i zagranicznych producentów pokazują, że nie są one zainteresowane nakładami na rozwój krajowego rolnictwa, rozwijaniem wiedzy rolników czy inwestowaniem w lokalne społeczności. My oferujemy cały pakiet działań dla rolników, takich jak badania satelitarne czy działalność edukacyjna. Wspieramy szkolnictwo zawodowe pod potrzeby całej grupy. Wspólnie robimy to wszystko lepiej, niż gdyby robiły to poszczególne firmy oddzielnie.
Konsolidacja rynku jest korzystna dla odbiorców?
Nie podejmowaliśmy i nie podejmujemy działań, które mogłyby ograniczać konkurencję. Ten rynek musi być w przemyślany sposób zarządzany. Ma określoną chłonność i nie możemy krótkowzrocznie zwiększać wyłącznie mocy produkcyjnych. Powinniśmy zacząć oferować nowe, bardziej specjalistyczne produkty. To jest wyzwanie, bo czujemy się odpowiedzialni za rynek. Chcemy konkurować, ale na zdrowych zasadach. Tymczasem fundamenty tej konkurencji zostały zachwiane. Na rynku pojawiają się produkty rosyjskie, nie wiadomo skąd. Cena gazu dla tamtejszych producentów nie ma nic wspólnego z ceną rynkową. A gaz stanowi od 60 proc. do niemal 80 proc. kosztów produkcji nawozów. Zdarza się, że na nasz rynek trafiają nawozy bez certyfikatów, co może stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i zdrowia. Dla polskich producentów coraz trudniejsze jest efektywne funkcjonowanie na rynku przejmowanym przez import. Decyzją o konsolidacji obroniliśmy infrastrukturę produkcyjną. To, czy rynek nawozowy pozostanie w polskich rękach, zależy w niemałej części od dystrybutorów i polskich rolników.
Ile zyskaliście dzięki konsolidacji?
Efekty w latach 2011–2017 na poziomie zysku EBITDA oszacowaliśmy w bardzo konserwatywny sposób na 710 mln zł. Najważniejszą pozycję stanowią oszczędności na surowcach, które wyceniliśmy na 465 mln zł. To przede wszystkim efekt korzystniejszych zakupów gazu.
Średnio daje to ok. 100 mln zł rocznie. To was satysfakcjonuje?
Proszę wziąć pod uwagę, że nie wszystkie firmy są w grupie od 2011 r. Nie działaliśmy też w próżni – mieliśmy podpisane umowy, które z czasem dopiero zastępowaliśmy korzystniejszymi. W poszczególnych latach te oszczędności nie rozkładały się równomiernie. Ich kumulacja przypadła na trzy ostatnie lata. Nasza wyporność finansowa wzrosła o około miliard złotych. Tyle dodatkowo kredytu możemy wciąć w bankach. Wielkość, którą osiągnęliśmy, ma wpływ także na ocenę naszego ryzyka kredytowego. Dzięki temu mogliśmy liczyć na niższe koszty odsetkowe, a tego EBITDA nie uwzględnia.
Chwalicie się efektami konsolidacji polskiej chemii. Wygląda to, jakbyście chcieli powiedzieć: udało nam się, chcemy więcej.
Monitorujemy globalny rynek nawozów. Dochodzi na nim do miliardowych transakcji. Analizujemy rynek europejski, oczywiście także aktywa produkcyjne w Polsce. Twarde dane pokazują, że współdziałanie się opłaca. Korzyści na polskim rynku są liczone w setkach milionów złotych. A są jeszcze korzyści jakościowe. Mamy znaczący potencjał, wiedzę i doświadczenie w realizacji takich procesów.
Gdyby nie konsolidacja, to firmy nie byłoby stać na budowę fabryki polipropylenu za ponad 5 mld zł?
Nie. Żadna ze spółek osobno nie była w stanie przeprowadzić tej inwestycji. Korzyści z konsolidacji dobrze widać było przy okazji podpisywania umowy kredytowej z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym. Ten kredyt firmy wzajemnie sobie poręczyły, a w innych warunkach takiego poręczenia trzeba byłoby szukać na rynku. I za nie zapłacić.
Wydaje się, że optymalnym rozwiązaniem byłoby połączenie firmy w jeden podmiot, a funkcjonują cztery osobne spółki, z których trzy notowane są na giełdzie.
To nie jest w tej chwili najistotniejsze. Mamy zaplanowane inne działania, które przyniosą nam większe korzyści w ramach obecnie funkcjonujących podmiotów. Do 2020 r. szacujemy je nawet na 100–150 mln zł.