Inwestycje przełożą się na setki tysięcy miejsc pracy, które z nawiązką wypełnią lukę po węglu. Ale pracownicy energetyki mają obawy.

Realizacja celów klimatycznych będzie wiązała się z utratą 6 mln miejsc pracy na całym świecie, ale na ich miejsce powstanie 24 mln nowych – wynika z szacunków Międzynarodowej Organizacji Pracy. W Polsce, jeśli za podstawę przyjąć wyliczenia Międzynarodowej Agencji Energetycznej, same tylko projekty finansowane z Funduszu Odbudowy i wieloletniego budżetu Unii Europejskiej, które w co najmniej 30 proc. powinny zostać przeznaczone na przedsięwzięcia wpisujące się w politykę klimatyczną, to szansa na kilkaset tysięcy miejsc pracy.
Mimo to pracownicy energetyki i przemysłu związanego z paliwami kopalnymi nie patrzą na transformację energetyczną z optymizmem. Choć rząd deklaruje, że strona społeczna zostanie włączona do prac nad projektem Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, to w zeszłym tygodniu związki zawodowe energetyki ogłosiły powołanie komitetu protestacyjno-strajkowego. Domagają się gwarancji podobnych do tych, jakie w ramach parafowanym pod koniec kwietnia porozumieniu dostali pracownicy kopalń węgla kamiennego.
Przewodniczący Zrzeszenia Związków Zawodowych Energetyków Jerzy Wiertelak powątpiewa, by zielone technologie były w stanie zapewnić zatrudnienie dzisiejszym pracownikom energetyki konwencjonalnej.
– Trudno sobie wyobrazić, by pracownicy z regionów węglowych ruszyli gremialnie na północ kraju, gdzie ma się rozwijać energetyka wiatrowa, zwłaszcza że instalacje OZE nie będą wymagały tak dużej obsady – argumentuje. Podkreśla, że jeśli rząd zamierza wygasić branżę, powinien przedstawić wiarygodną i konkretną alternatywę dla jej pracowników i zależnych od niej społeczności. – To nie jest tylko kwestia kopalń czy elektrowni węglowych. Jeżeli przyjrzymy się okolicom np. Bełchatowa, Turowa czy Kozienic, zobaczymy, że cała lokalna gospodarka oparta jest na tych zakładach. Boimy się tego, co się stanie, jeśli ten fundament zostanie usunięty – mówi DGP związkowiec.
Do najbardziej perspektywicznych pod względem wpływu na zatrudnienie są zaliczane te w ekologiczne budownictwo i termomodernizacja budynków. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej tu każdy zainwestowany milion dolarów przekłada się na powstanie średnio ok. 15 nowych miejsc pracy. W energetyce słonecznej milion inwestycji daje pracę przeciętnie ok. 12 osobom, a w miejskim transporcie publicznym – 11. Niewiele gorzej jest pod tym względem w branży biopaliwowej czy recyklingu. Dla porównania, inwestycje w konwencjonalne źródła energii to ok. 5,5 nowego miejsca pracy na zainwestowany milion w przypadku węgla i ok. 4,5 w przypadku gazu ziemnego. W energetyce wodnej, wiatrowej i jądrowej milion dolarów daje przeciętnie mniej niż dwa miejsca pracy.
Dane Międzynarodowej Agencji Energetycznej nie pokazują jednak całego obrazu: wiele zielonych inwestycji tworzy miejsca pracy, ale niekoniecznie w tym kraju, w którym są prowadzone. W przypadku fotowoltaiki znaczna część kluczowych procesów wytwórczych jest zlokalizowana w Chinach.
Pracownicy energetyki, wydobycia czy przemysłu obawiają się nierzadko, że obiecywane im „zielone etaty” będą oznaczały pogorszenie sytuacji. Przykładem wyzwań, z jakimi mierzą się przechodzące transformację branże, może być amerykański przemysł motoryzacyjny. Tam „elektryfikacji” towarzyszy nie tylko redukcja zatrudnienia, ale też ograniczanie uzwiązkowienia.
Izera: niepewna przyszłość
Wkrótce minie rok od prezentacji nazwy i pierwszych prototypów polskiego samochodu elektrycznego Izera. Zgodnie z planami spółki ElectroMobility Poland budowa fabryki w Jaworznie miała wystartować na jesieni tego roku. Za trzy lata z taśmy produkcyjnej miały zjechać pierwsze pojazdy. Od niedawna wiadomo, że w finansowanie zaangażuje się bezpośrednio Skarb Państwa. Bywa to interpretowane jako wotum nieufności ze strony innych inwestorów. Minister klimatu Michał Kurtyka deklaruje jednak, że zaangażowanie środków budżetowych wynika ze strategicznego charakteru projektu. Krytycy wskazują też brak doświadczenia i zaplecza technologicznego oraz to, że kluczowe komponenty polskiego e-auta mają pochodzić od zagranicznych dostawców.