Każdy w codziennym życiu korzysta z nowoczesnych technologii. Rzadko mamy też okazję spojrzeć na zachodzący globalnie technologiczny postęp z lotu ptaka. A czasem warto, by zobaczyć np., że globalna populacja robotów przemysłowych – 2 mln – jest dziś zbliżona do populacji... Warszawy i będzie się rozwijać znacznie szybciej niż Warszawa – o kolejny milion przyrośnie w zaledwie trzy lata - pisze Andrzej Halesiak, dyrektor Banku Pekao SA.

Przyłączonych do internetu jest dziś ok. 10 mld urządzeń. To więcej niż populacja naszego globu. Średnio w każdej minucie minionego roku w internecie wysyłanych było 452 tys. tweetów, 156 mln e-maili, w najpopularniejszej wyszukiwarce zadawanych było 3,5 mln zapytań, a w najbardziej popularnym serwisie dzielenia się treściami wideo przeglądanych było 4,1 mln filmów. Świat zmienia się na naszych oczach.

Przywołane powyżej statystyki można w łatwy sposób powiązać z pojęciem Gospodarki i Społeczeństwa 4.0 wykorzystujących najnowsze zdobycze technologiczne dla poprawy efektywności funkcjonowania i – miejmy nadzieję – warunków życia. Ważnym elementem całej układanki ma być Przemysł 4.0, gdzie cyfra 4 odzwierciedla kolejną – po maszynie parowej, elektryfikacji i informatyzacji – fazę rewolucji przemysłowej. Jej istotą jest wykorzystanie zdobyczy technologicznych ostatnich lat – w tym cyfryzacji, sztucznej inteligencji, inteligentnych czujników, nowych materiałów, druku 3D, autonomicznych robotów, przetwarzania w chmurze, big data itd. – i przełożenie ich na efektywniejszy niż dziś proces wytwarzania. Chodzi o to, by dzięki najnowszej technologii produkować szybciej i taniej, wyrządzając przy tym mniejsze szkody środowisku i zapewniając społeczeństwom finansowe, i nie tylko, korzyści.

W ramach Przemysłu 4.0 wytwarzanie ma się odbywać w Fabrykach 4.0, charakteryzujących się wysokim stopniem zautomatyzowania, składających się z komunikujących się ze sobą, samouczących się i przewidujących przyszłe zdarzenia maszyn i systemów. Takie fabryki mają funkcjonować za kilka lat, ale już dziś w tych istniejących masowo wykorzystuje się wspomniane wyżej rozwiązania technologiczne, tyle że jeszcze w sposób nie do końca zintegrowany.

Sfera technologii stanowi jeden z wymiarów zachodzącej rewolucji. Równie istotne jest jej oddziaływanie na inne aspekty, w szczególności na funkcjonowanie wytwórców, ich kooperantów i klientów. Nowe formy wytwarzania mają pozwolić odejść od powszechnego dziś umasowienia produkcji i relokacji do tzw. tańszych krajów na rzecz masowego zindywidualizowania produktów (produkcja na zamówienie) i powrotu produkcji w pobliże rynków zbytu. Podstawowymi kryteriami lokalizacji Fabryk 4.0 staną się: dostęp do tanich i niezawodnych źródeł energii, niezawodna i skalowalna infrastruktura, wysokie i właściwe kompetencje pracowników, przyjazne otoczenie regulacyjne oraz dostęp do sieci kompatybilnych technologicznie poddostawców i usługodawców.

Przemysł 4.0 to jednak nie tylko szanse i nadzieje, ale też obawy. Chociażby te związane z cyberbezpieczeństwem i wpływem nowej rewolucji na dostępność pracy. W tym drugim przypadku warto odwołać się do historii. Wcześniejsze fazy rewolucji przemysłowej doprowadziły do utraty 99 proc. pierwotnych miejsc pracy w rolnictwie, dlatego też nie ma wątpliwości, że obecna rewolucja doprowadzi do zaniku wielu obecnych zawodów. W to miejsce powstaną jednak nowe. Firma doradcza McKinsey szacuje, że już w 2020 r. globalny deficyt osób o kompetencjach/wiedzy potrzebnych dla wdrażania koncepcji Przemysłu 4.0 będzie wynosił 40 mln osób. Poza tym fabryki przyszłości wykreują popyt na nowego rodzaju dobra i usługi, a wraz z tym powstaną nowe firmy, profesje i zawody. Trzeba jednak pamiętać, że nie we wszystkich krajach wynik netto zachodzących przekształceń będzie dodatni. Warunkiem tego, by docelowo znaleźć się w gronie beneficjentów, jest dostosowanie się do nowych zasad i warunków gry, przede wszystkim przez zapewnienie podaży niezbędnych w Gospodarce 4.0 kompetencji. Ci, którym się to uda, będą mieć szansę stworzenia systemu społeczno-gospodarczego, w którym wykorzystanie maszyn uwolni więcej czasu dla ludzi – bez uszczerbku dla ich dochodów – na ich pozazawodowe zajęcia: rodzinę, realizację pasji czy zaangażowanie społeczne.

Polska jest w tej grupie krajów, które dobrze radziły sobie w ramach dotychczasowego modelu wytwarzania. Przetwórstwo przemysłowe odgrywa w naszym kraju znaczącą rolę – o ile na poziomie całej UE generuje niespełna 16 proc. wartości dodanej, to w Polsce 20 proc. Co więcej, w ostatnich latach należeliśmy do wąskiej grupy krajów, w których rola przetwórstwa przemysłowego w gospodarce rosła – pomiędzy 2006 a 2016 r. udział podskoczył o 4,5 pkt proc. Byliśmy beneficjentami procesu relokacji produkcji w ramach UE.

Jest jednak także druga strona polskiego przetwórstwa. Jeśli przyjrzeć się obszarom naszej globalnej specjalizacji, to okazuje się, że są nimi stosunkowo proste towary. Trudno w palecie wytwarzanych u nas produktów doszukiwać się tych szczególnie zaawansowanych technologicznie. Choć takie też są w Polsce wytwarzane, to z perspektywy globalnej czy nawet unijnej – na znikomą skalę. Z powyższym punktem związana jest także kwestia sposobu konkurowania; na globalnym rynku konkurujemy głównie ceną (godzinowa stawka kosztów pracy jest w polskim przemyśle na poziomie 1/3 średniej unijnej). Równocześnie niski jest ogólny poziom zaawansowania technologicznego – liczba robotów przemysłowych na 10 tys. zatrudnionych w przetwórstwie wynosi jedynie 32 przy europejskiej średniej 99. Niski jest też poziom nakładów na badania i rozwój w biznesie – jedynie 0,6 proc. PKB wobec średniej unijnej 1,3 proc. Niskie są także nakłady na rozwiązania teleinformatyczne.

Inną cechą polskiego przetwórstwa jest wysoki poziom jego rozdrobnienia; przeciętna wielkość naszej firmy wytwórczej to ok. 2/5 średniej firmy unijnej i niespełna 1/5 niemieckiej. Przekłada się to na niski poziom produktywności – co zjada znaczną część korzyści z niskich kosztów pracy – oraz na ograniczoną zdolność ponoszenia nakładów na rozwój.

W kontekście przedstawionej wcześniej wizji Przemysłu 4.0 ewolucja globalnych procesów wytwarzania będzie rodzić dla Polski poważne wyzwania. Po pierwsze, ryzyko utraty międzynarodowej konkurencyjności w związku z przedefiniowaniem kryteriów inwestycyjnych – od niskich kosztów w kierunku dostępności kwalifikacji, tanich/niezawodnych źródeł energii, jakości otoczenia biznesowego itd. Po drugie, ryzyko wypadnięcia z globalnych łańcuchów tworzenia wartości przez brak kompatybilności w efekcie nieumiejętności sprostania wymogom technologicznym, organizacyjnym, kompetencyjnym itd. Dotyczy to w szczególności firm kooperujących dziś z partnerami z Niemiec – kraj ten jest wśród globalnych liderów wdrażania rozwiązań Przemysłu 4.0, równocześnie aż 27 proc. naszego eksportu towarów trafia właśnie na rynek niemiecki, często jako półprodukt wykorzystywany w dalszym procesie przetwarzania lub montażu.

Zmaterializowanie się tych zagrożeń oznaczałoby stopniową deindustrializację naszego kraju, utratę wartościowych miejsc pracy, spadek tempa wzrostu, nierównowagę płatniczą, problemy fiskalne i w konsekwencji malejącą atrakcyjność Polski jako miejsca życia i pracy. Zagrożenia te nie mają jedynie czysto teoretycznego charakteru. Potwierdzają je analizy i badania stopnia gotowości poszczególnych krajów do Przemysłu 4.0. Indeks cyfryzacji gospodarki McKinsey&Co, indeks gotowości firmy Roland Berger czy też indeks gotowości Duńskiego Instytutu Przemysłowego z reguły wskazują, że pod względem tego przygotowania plasujemy się dziś w trzeciej dziesiątce unijnych krajów. Decydują o tym wspomniany już wcześniej niski stopień wykorzystania technologii, a także ograniczone inwestycje w aktywa/ludzi odpowiedzialnych za procesy cyfrowe, mała decentralizacja decyzji w firmach, a także niski poziom zaawansowania popytu.

Kończący poprzednią część akapit nie wybrzmiewał zbyt optymistycznie. Wiele zależy jednak od perspektywy, jaką się przyjmuje – każdą słabość można postrzegać bowiem jako szansę, jako potencjał do wykorzystania. Tak też jest z Przemysłem 4.0. Dziś jest nam do niego daleko. Równocześnie jednak może on być lekarstwem na innego rodzaju wyzwania, przed którymi stoi polska gospodarka. Ich źródłem są trendy demograficzne; depopulacja i starzenie się społeczeństwa sprawiają, że spadać będzie liczba pracujących. To prowadzić będzie też do wzrostu płac, redukując nasze przewagi w zakresie konkurencyjności kosztowej. W tym kontekście migracja procesów produkcyjnych do standardu 4.0 jawi się wręcz jako wybawienie. Umiejętnie przeprowadzana zapewniłaby wzrost produkcji przemysłowej przy malejącym zaangażowaniu pracy, zmianę struktury zatrudnienia w przetwórstwie w kierunku stanowisk wymagających wyższych kwalifikacji (tym samym o wyższych płacach) oraz zmianę struktury gospodarki w kierunku bardziej zaawansowanych sektorów. Na poziomie makroekonomicznym oznaczałoby to efektywniejsze wykorzystanie zasobów, bezpieczny wzrost płac i popytu, komfortową sytuację fiskalną, równowagę zewnętrzną oraz lepsze dopasowanie miejsc pracy do kompetencji, a tym samym większą satysfakcję z życia i pracy. Innymi słowy migracja w kierunku Przemysłu 4.0 to najkrótsza – choć nieprosta – droga do tego, by kontynuować sukces gospodarczy minionych 25 lat.

W kontekście powyższych faktów pytanie w przypadku Polski nie brzmi „Czy migrować do Przemysłu 4.0?”, ale „Jak skutecznie to zrobić?”. Stworzenie warunków dla takiej transformacji powinno być jednym z kluczowych priorytetów obecnego rządu.

Przeciętna wielkość naszej firmy wytwórczej to ok. 2/5 średniej firmy unijnej i niespełna 1/5 niemieckiej
Andrzej Halesiak, dyrektor Banku Pekao SA