Około 1,6 mld zł wydano bez przetargów w pierwszych miesiącach walki z COVID-19. Dzisiaj wyłączenie przewidziane w specustawie powinno już być stosowane z dużo większym umiarem.
DGP
Sprawdziliśmy, kto najwięcej wydał na walkę z epidemią, wykorzystując specjalny przepis pozwalający ominąć przetargi. Zaskoczenia nie ma: Ministerstwo Zdrowia – 854 mln zł, oraz Agencja Rezerw Materiałowych – 720 mln zł. Eksperci nie mają wątpliwości, że maseczki, kombinezony czy nawet laptopy, pozwalające urzędnikom pracować z domów, na początku pandemii można było kupować z pominięciem przepisów o zamówieniach publicznych. Teraz już jednak wyłączenie przewidziane w specustawie powinno być stosowane tylko wyjątkowo. W przeciwnym razie możemy się narazić na zastrzeżenia ze strony Komisji Europejskiej, która dopuszcza pominięcie procedur, ale tylko w nadzwyczajnych sytuacjach.
Już na początku epidemii uchwalono przepis, który zwalnia z konieczności stosowania regulacji o zamówieniach publicznych przy kupowaniu usług i dostaw niezbędnych do przeciwdziałania COVID-19. Rozwiązanie jak najbardziej uzasadnione w sytuacji, gdy liczyły się nawet nie dni, ale wręcz godziny. Z drugiej jednak strony rozwiązanie wyjątkowe, gdyż wykluczające konkurencję i na dodatek przejrzystość. Dziennik Gazeta Prawna postanowił sprawdzić, jakie kwoty i na co wydano na podstawie tego specjalnego wyłączenia. W trybie dostępu do informacji publicznej wystąpiliśmy o te dane do wszystkich ministerstw, urzędów wojewódzkich i wybranych instytucji. Z otrzymanych odpowiedzi wynika, że w okresie do 27 maja (wówczas przesyłaliśmy wnioski) zapytane instytucje wydały łącznie ok. 1,6 mld zł na podstawie wspomnianego wyłączenia. Czy to dużo? Trudno to oceniać. W 2018 r. cała wartość rynku zamówień publicznych wyniosła 202,1 mld zł. Pewną wskazówką mogą też być dane z innych państw. W połowie maja „The Guardian” ujawnił, że Wielka Brytania wydała bez przetargów na walkę z koronawirusem ok. 1,1 mld funtów.
W Polsce zdecydowanie najwięcej na podstawie wyłączenia, co zresztą wydaje się zrozumiałe, wydało Ministerstwo Zdrowia – 854 mln zł oraz Agencja Rezerw Materiałowych – 720 mln zł. Pozostałe ministerstwa nie więcej niż po kilkaset tysięcy złotych, a kilka (np. Ministerstwo Transportu, Ministerstwo Edukacji Narodowej czy Ministerstwo Klimatu) ani złotówki. Nic nie wydała również Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej. Komenda Główna Policji poinformowała, że zawarła 53 umowy, ale nie wskazała ich wartości.
Dużą rozpiętość widać między kwotami wydawanymi przez urzędy wojewódzkie. Świętokrzyski Urząd Wojewódzki zawarł bez przetargów umowy na 134 tys. zł, Mazowiecki UW już na 4,1 mln zł. Łącznie 13 urzędów wojewódzkich (trzy nie odpowiedziały na nasze wnioski) wydało na podstawie specprzepisów niespełna 20 mln zł. Przy czym w pewnej mierze są to kwoty szacunkowe. Dla przykładu część urzędów nie podała nam kwot przeznaczonych na pobieranie i transport próbek badanych później pod kątem COVID-19. Umowy te są bowiem realizowane sukcesywnie.

W zgodzie z przepisami

Analiza umów prowadzi do wniosku, że ich przedmiot mieści się w zakresie przewidzianym w wyłączeniu. Zdecydowana większość to środki bezpieczeństwa, takie jak maseczki czy kombinezony, środki do dezynfekcji, testy czy wymazówki oraz sprzęt medyczny. Nie oznacza to oczywiście, że żaden z tych kontraktów nie naruszał innych przepisów. Nie badaliśmy ich bowiem pod kątem ewentualnego zawyżania cen czy tego, z kim były zawierane. Sprawdzaliśmy jedynie, czy są związane ze zwalczaniem koronawirusa i ta przesłanka we wszystkich zamówieniach wydaje się spełniona. Czasem nie zawsze jest to oczywiste na pierwszy rzut oka. Niektóre urzędy wojewódzkie kupowały chociażby bez przetargów laptopy dla swoich pracowników, by mogli pracować w domach. Można to uznać, co zresztą potwierdził w jednej ze swoich opinii Urząd Zamówień Publicznych, za zapobieganie rozprzestrzenianiu się choroby. Urzędnicy mogąc pracować z domów, nie chodzili do biur i nie stykali się z innymi. Podobnie należy potraktować zakup usługi infolinii przez NFZ czy Ministerstwo Rozwoju. To ostatnie chciało, by przedsiębiorcy mogli przez telefon dowiedzieć się, jak skorzystać z tarczy antykryzysowej i jakie mogą być skutki COVID-19 (wartość umowy to 676 tys. zł). Za walkę z epidemią można też uznać koszt sprowadzenia samolotami Polaków z zagranicy (Dolnośląski Urząd Wojewódzki; 1,8 mln zł) czy transport osób do miejsc kwarantanny (Mazowiecki Urząd Wojewódzki; 130 tys. zł).
– Analiza tych kontraktów pod kątem przedmiotu zamówienia nie nasuwa większych wątpliwości – ocenia Krzysztof Izdebski, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo.
– Można natomiast zastanawiać się czy w niektórych sytuacjach nie przepłacono. Mogą na to wskazywać spore rozbieżności w cenach płaconych za podobne usługi przez różne instytucje. To zaś każe postawić pytanie, czy pomimo ustawowego wyłączenia nie można było zastosować choćby najprostszej procedury konkurencyjności, np. poprzez publikację ogłoszenia, na które mogliby odpowiadać zainteresowani wykonawcy – dodaje. Fundacja ePaństwo również wystąpiła do wybranych instytucji o dostęp do umów zawartych na podstawie wyłączenia. W najbliższych miesiącach opublikuje swój raport na ten temat.

Wyjątek, nie reguła

O ile możliwość skorzystania z art. 6 ust. 1 ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz.U. z 2020 r. poz. 374 ze zm.) w pierwszym okresie epidemii nie budzi większych wątpliwości, o tyle dziś w wielu sytuacjach może już być kontrowersyjna.
– W mojej ocenie stosowanie tego wyłączenia powinno być już wygaszane. Znajdujemy się bowiem w zupełnie innej sytuacji, byliśmy na początku pandemii. Wówczas nie tylko nie była znana skala i tempo zachorowań, ale też czas odgrywał szalenie istotną rolę. To uzasadniało podejmowanie radykalnych kroków, w tym pomijanie zasad uczciwej konkurencji – ocenia Tomasz Zalewski, partner w kancelarii Bird & Bird.
– Dzisiaj sytuacja jest już dużo bardziej stabilna, a najpilniejsze potrzeby są zaspokojone. Dlatego też zamawiający powinni raczej sięgać po tryby konkurencyjne. Oczywiście mogą zdarzyć się sytuacje, gdy ich pominięcie będzie uzasadnione, ale raczej w skali lokalnej, np. jeśli pojawi się nowe ognisko zachorowań – dodaje.
Oceny tej nie zmienia fakt, że literalne brzmienie wspomnianego przepisu wciąż pozwala nie organizować przetargów. Wciąż przecież są to zakupy niezbędne do przeciwdziałania COVID-19 i wciąż zachodzi prawdopodobieństwo rozprzestrzeniania się choroby.
Doktor Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna, zwraca uwagę, że na polską regulację należy patrzeć przez pryzmat przepisów unijnych.
– Owszem, przewidują one wyjątek w postaci interesu bezpieczeństwa państwa, ale jako że jest to wyjątek, to nie można go traktować rozszerzająco. Skoro podstawowe potrzeby zostały już zaspokojone, to dzisiaj należy przechodzić na procedury konkurencyjne. Tym bardziej, że epidemia może potrwać nawet i kolejny rok – uważa ekspert.
To samo wynika z wytycznych Komisji Europejskiej dotyczących stosowania ram zamówień publicznych w sytuacjach nadzwyczajnych związanych z kryzysem COVID-19 (2020/C 108 I/01). Dopuszczają one możliwość udzielania zamówień z pominięciem procedur konkurencyjnych, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy zachodzi pilna potrzeba.
„Bezpośrednie udzielenie zamówienia wybranemu wcześniej podmiotowi gospodarczemu pozostaje wyjątkiem, który ma zastosowanie wówczas, gdy tylko jedno przedsiębiorstwo jest w stanie zrealizować zamówienie w warunkach ograniczeń technicznych i czasowych nakładanych z uwagi na wyjątkowo pilną konieczność” – podkreślono w komunikacie KE.
Dziś wiele zamówień związanych ze zwalczaniem COVID-19 da się już zaplanować z wyprzedzeniem i udzielić nawet w przetargu nieograniczonym. Niektórzy urzędnicy wolą jednak na bieżąco kupować z pominięciem przepisów o zamówieniach publicznych, bo może się okazać, że jakiś sprzęt za chwilę przestanie być potrzebny. To jednak nie jest wystarczający argument.
– Idealnym rozwiązaniem jest tu zawarcie umowy ramowej. Z jednej strony mamy postępowanie konkurencyjne, w którym o taki kontrakt może ubiegać się wielu wykonawców, z drugiej zaś zabezpieczenie szybkich, sukcesywnych dostaw, kiedy będą one potrzebne. Co równie istotne zamawiający nie musi nawet określać minimalnego wolumenu zamówienia – podpowiada Tomasz Zalewski.