Producenci będą przerzucać rosnące koszty na konsumentów, windując inflację. Nie wiadomo, czy zmusi to bank centralny do normalizacji polityki pieniężnej

Rudy metali i metale gotowe drożały przez wiele miesięcy na całym świecie. Szczególnie widać to było w notowaniach miedzi, cynku i rudy żelaza. Na przykład cena tony miedzi w notowaniach na Londyńskiej Giełdzie Metali na początku maja 2020 r. wynosiła nieco ponad 5 tys. dol. za tonę, obecnie jest to ponad 9,2 tys. dol. Tona aluminium w dostawie natychmiastowej wyceniana jest na prawie 2,4 tys. dol., gdy rok temu było to ok. 1,5 tys. dol. Ceny stali wzrosły w podobnej skali.
Jeden z powodów to „wąskie gardła” w dostawach, charakterystyczne dla pocovidowej gospodarki. Częściowo wynikają z ograniczeń wydobycia rud metali w odpowiedzi na wybuch pandemii, częściowo to efekt reorganizacji łańcuchów dostaw (skrócenia ich na niekorzyść dostawców z Azji). Ale jest też druga przyczyna: popandemiczny wzrost popytu na wyroby gotowe i duże plany inwestycyjne, jakie mają rządy największych światowych gospodarek. Skutek jest taki, że – z jednej strony – podaż surowców się dopiero odbudowuje, a z drugiej strony zapotrzebowanie na nie już szybko rośnie.
Polski przemysł doświadcza skutków zderzenia tych czynników. Firmy z sektora górniczego i wydobywczego raportują do GUS wzrost cen rud metali średnio o 64,6 proc. w porównaniu z majem ub.r. W samym maju rudy podrożały to 5,9 proc. A jeśli drożeje ruda, to ceny gotowych metali muszą podnieść też huty. W maju były o 19,6 proc. wyższe niż rok wcześniej. Metale oraz produkty rafinacji ropy naftowej i koks, które podrożały o 70,6 proc., sprawiły, że wskaźnik wzrostu cen produkcji sprzedanej w przetwórstwie przemysłowym wyniósł w maju już 6,3 proc. rok do roku. A przetwórstwo wespół z górnictwem i przemysłem wydobywczym odpowiada za to, że ceny produkcji sprzedanej w całym polskim przemyśle wzrosły o 6,5 proc. w porównaniu ze stanem sprzed roku. I jest to najszybszy wzrost od 2012 r.
Ekonomiści interpretują te dane jako obraz szybko rosnących kosztów produkcji przemysłowej. Innymi słowy inflacja w przemyśle to głównie inflacja kosztowa, na którą duży wpływ mają zaburzenia po stronie podaży. Ale Dawid Pachucki z ING Banku Śląskiego wieszczy, że obok czynników podażowych za chwilę poważniejszą rolę zaczną odgrywać też popytowe: w drugiej połowie roku powinno jego zdaniem nastąpić silne odbicie konsumpcji. – Dodatkowo presję popytową w 2022 r. wzmocnią efekty Polskiego Ładu i środków z unijnego Funduszu Odbudowy – napisał w komentarzu do danych GUS. Jego zdaniem średnioroczna inflacja konsumencka w 2021 r. wyniesie 4,3 proc., by w 2022 r. wyhamować do 3,8 proc.
O tym, że coraz mocniejszy popyt konsumpcyjny pomoże producentom przerzucić część kosztów produkcji na konsumentów, są przekonani także ekonomiści Banku Millennium.
– W takich uwarunkowaniach spadać będzie komfort banku centralnego i obrona scenariusza rekordowo niskich stóp procentowych będzie trudniejsza. Niepewność co do trwałości ożywienia powinna ustępować w kolejnych miesiącach, a spadek inflacji, choć spodziewany, będzie niewielki i inflacja do końca roku przekraczać będzie górne ograniczenie odchyleń inflacji od celu NBP (3,5 proc. – red.) – napisali w poniedziałkowym raporcie. Choć ich zdaniem nie można zapominać o czynnikach, które mogłyby zaburzyć ten scenariusz. Przede wszystkim jest to pandemia i jej potencjalny nawrót jesienią. – Wyższy poziom wyszczepienia społeczeństwa powinien zmniejszyć skalę ewentualnego pogorszenia sytuacji epidemicznej, a także wiążące się z tym ewentualne skutki ekonomiczne. Warto przy tym zwrócić uwagę, że gospodarka dostosowała się do działania w warunkach pandemii, co potwierdziły dane za I kwartał. Dlatego też nie wykluczamy rozpoczęcia normalizacji polityki pieniężnej jeszcze w tym roku – uważają eksperci banku.
Ostrożniej wypowiadają się ekonomiści PKO BP. Zwracają uwagę, że wzrost cen produkcji sprzedanej przemysłu to pokłosie globalnego boomu w tym sektorze gospodarki. A opublikowane w poniedziałek dane GUS nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle informacji z innych krajów. Według Urszuli Kryńskiej z PKO sytuacja na rynkach surowców wskazuje, że w drugiej połowie roku ceny produkcji sprzedanej nadal będą rosnąć, co będzie wynikać z dużej aktywności w przemyśle. Na tyle dużej, że tegoroczny wzrost gospodarczy może przekroczyć 5 proc. PKB.
– Dane nie będą w naszej ocenie miały bezpośredniego przełożenia na działania Rady Polityki Pieniężnej, która co najmniej w najbliższych miesiącach będzie stabilizowała parametry swojej polityki w oczekiwaniu na wyjaśnienie sytuacji epidemicznej oraz kolejne projekcje – wskazuje jednak Urszula Kryńska. W oficjalnych komunikatach RPP od miesięcy podkreśla, że wzrost cen wynika właśnie z czynników, na które polityka pieniężna nie ma wpływu i dlatego utrzymuje stopy bez zmian.
Obrona rekordowo niskich stóp procentowych będzie trudniejsza