Przez część polityków obozu władzy dymisja Zbigniewa Jagiełły jest postrzegana jako efekt wewnętrznych rozgrywek w PiS i balansowania wpływów różnych frakcji.

Kilka tygodni po zaakceptowaniu przez akcjonariuszy PKO BP programu ugód z kredytobiorcami frankowymi jego prezes Zbigniew Jagiełło zrezygnował ze stanowiska. Bank poinformował o tym w krótkim komunikacie. „Rezygnacja nie zawierała przyczyn jej złożenia” ‒ zaznaczono.
O tym, że może dojść do zmiany, zaczęto mówić w PiS już miesiąc temu. Inicjatywa miała wyjść ze środka PiS i z akceptacją samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. ‒ To nie oznacza, że Mateusz Morawiecki straci wpływ na bank. Czasem jest tak, że trzeba zmienić dużo, żeby wszystko zostało po staremu. Na pewno premier będzie walczył o PKO BP. Dzisiaj na giełdzie nazwisk w kontekście następcy Jagiełły pojawiają się kandydatury dwóch obecnych wiceprezesów: Mieczysława Króla oraz Jana Emeryka Rościszewskiego. Gdyby któryś z nich został prezesem, to oznaczałoby utrzymanie dominującego wpływu premiera – mówi nasz informator z kręgów rządowych. Podkreśla, że to Rościszewski miał być osobą, która poznała Kaczyńskiego z Morawieckim.
Wewnątrz samego obozu PiS można usłyszeć rozbieżne opinie na temat znaczenia dymisji. Nasi rozmówcy zwracają jednak uwagę, że pojawiła się kilka dni przed zapowiadaną premierą Nowego Ładu, który jest traktowany jako najważniejsze zadanie premiera Morawieckiego. ‒ Można znaleźć inne zadania dla ludzi o nieprzeciętnym talencie. Nie wydaje się, by to była zła rzecz dla środowiska premiera ‒ podkreśla polityk PiS. W tym kontekście pojawiły się nawet pytania, czy były prezes banku nie zostanie ministrem finansów. Także inny nasz rozmówca zwraca uwagę, że celem prezesa PiS w kontekście PKO BP wcale nie musi być długofalowe osłabienie Morawieckiego. ‒ On jest Kaczyńskiemu potrzebny, to jest element pewnego równoważenia wpływów w partii i wśród koalicjantów. Natomiast jaki jest pomysł na obsadę prezesa PKO BP i czy Morawiecki utrzyma bank, to wie tylko prezes – twierdzi nasz rozmówca.
Ale przez część polityków obozu władzy dymisja Jagiełły jest postrzegana jako efekt wewnętrznych rozgrywek w PiS i balansowania przez prezesa wpływów różnych frakcji. ‒ Może prezes uznał, że skoro jest spokój z koalicjantami, to trzeba zrobić gdzie indziej porządek ‒ mówi nam koalicyjny polityk. Plotki o możliwej dymisji szefa największego banku pojawiały się od kilku tygodni. Jeden z naszych rozmówców podkreśla, że kilkanaście dni temu chodziły słuchy, że Morawiecki będzie musiał poświęcić kogoś ważnego ze swojego otoczenia. Ich zdaniem pewnym zaskoczeniem jest, że jednak rezygnację złożył i nie podjął działań obronnych. ‒ Widać ktoś uznał, że to sprawa już przegrana, Jagiełło jest twardy, ale trzeba wiedzieć, kiedy walka ma sens. Gdy była próba odwołania go za rządów PO-PSL, którą inicjował wówczas jeden z wiceministrów skarbu, to się obronił, teraz uznał, że odchodzi – podkreśla nasz rozmówca z rządu.
Jagiełło przyszedł do PKO BP jesienią 2009 r. Premierem był wówczas Donald Tusk, a ministrem skarbu Aleksander Grad. Przed przyjściem do PKO Jagiełło był prezesem towarzystwa funduszy inwestycyjnych należącego do Banku Pekao, gdzie w fotelu prezesa zasiadał Jan Krzysztof Bielecki. Gospodarka, a wraz z nią banki, otrząsała się po wybuchu globalnego kryzysu finansowego. Budżet notował rekordowy deficyt. PKO BP znalazł się pomiędzy młotem a kowadłem: zarząd (jeszcze bez Jagiełły) chciał wspomóc rząd, wypłacając dywidendę, ale oznaczało to równocześnie konieczność podniesienia kapitału. Poprzednik Jagiełły Jerzy Pruski stracił stanowisko, a pierwszym zadaniem nowego prezesa stało się przeprowadzenie nowej emisji akcji. Zadanie zostało zrealizowane. Bank pozyskał ponad 5 mld zł.
Kolejnym krokiem milowym było przejęcie w 2014 r. Nordea Bank Polska kosztem 2,8 mld zł. Wraz z Nordeą PKO BP stał się największym graczem na rynku hipotek walutowych. W momencie przejęcia filii skandynawskiej grupy miała ona ponad 15 mld zł tego typu kredytów. PKO wynegocjował, że Skandynawowie mieli nadal zapewniać finansowanie tego portfela. Ale konsekwencje prawne ich udzielenia przeszły już na polski bank. PKO zarówno wcześniej, jak i później był wymieniany jako kandydat do przejmowania banków, których właściciele chcieliby wycofać się z Polski, transakcji dotyczących instytucji kredytowych jednak nie było. Były za to przejęcia w leasingu (spółka należąca do austriackiego Raiffeisena, a później Prime Car Management) czy w zarządzaniu aktywami (KBC TFI).
W trakcie 12 lat prezesury Jagiełły jego bank o niemal jedną trzecią zwiększył liczbę prowadzonych rachunków bieżących (w ubiegłym roku miał ich ponad 8,2 mln). Gdy odchodzący prezes przychodził do banku, o bankowości mobilnej właściwie jeszcze się nie mówiło. Obecnie PKO ma ponad 5 mln użytkowników swojej aplikacji IKO. Skutek: klienci rzadziej przychodzą do banku. Liczba placówek za rządów Jagiełły spadła o jedną piątą (pomimo czasowego wzrostu po przejęciu Nordei), a tzw. agencji – o prawie 80 proc. Zatrudnienie w banku spadło o niemal jedną czwartą (najszybciej zmniejszało się w ubiegłym roku).
Współpraca Łukasz Wilkowicz