Pracodawcy omijają przepisy chroniące rodziców kończących urlop macierzyński. Dzieje się tak, bo przepisy – wbrew obiegowym opiniom – nie gwarantują im pełnej ochrony przed zwolnieniem.
Tydzień po powrocie z urlopu macierzyńskiego pracownica działu handlowego firmy transportowej z Bydgoszczy została zwolniona z pracy. Jako przyczynę wypowiedzenia jej umowy pracodawca podał problemy ekonomiczne, które zmuszają go do likwidacji stanowiska pracy.
Pracownicy nie ochroniło ani obniżenie wymiaru czasu pracy o 1/5 etatu (co znacznie ogranicza możliwość zwolnienia przez 12 miesięcy od momentu złożenia wniosku w tej sprawie), ani obowiązek dopuszczenia jej do pracy na dotychczasowym stanowisku po zakończeniu urlopu macierzyńskiego. Sprawa trafiła do sądu, przed którym kobieta będzie domagać się odszkodowania ze niezgodne z prawem wypowiedzenie umowy o pracę.
W podobnej sytuacji jest coraz więcej osób, które wracają do firmy po urlopie macierzyńskim. Dzieje się tak, bo przepisy – wbrew obiegowym opiniom – nie gwarantują im pełnej ochrony przed zwolnieniem.
– Generalnie im wyższe stanowisko zajmuje pracownik, który chce po powrocie do pracy obniżyć swój wymiar czasu pracy, tym większe prawdopodobieństwo, że pracodawca będzie chciał go zwolnić – mówi Bartłomiej Raczkowski, adwokat z kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.

Ekonomiczne przyczyny

Zgodnie z art. 1868 kodeksu pracy pracodawca nie może wypowiedzieć ani rozwiązać umowy o pracę w okresie od dnia złożenia przez pracownika uprawnionego do urlopu wychowawczego wniosku o obniżenie wymiaru czasu pracy do dnia powrotu do nieobniżonego wymiaru, nie dłużej jednak niż przez 12 miesięcy.
Rozwiązanie przez pracodawcę umowy w tym czasie jest dopuszczalne tylko w razie ogłoszenia upadłości lub likwidacji pracodawcy, a także gdy zachodzą przyczyny uzasadniające rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika. Od tego przepisu obowiązuje jednak także inny wyjątek. W firmach zatrudniających co najmniej 20 osób dopuszczalne jest wypowiedzenie umowy takiemu pracownikowi w razie zwolnień grupowych lub indywidulanego rozwiązania stosunku pracy z przyczyn niedotyczących podwładnego (o ile nie sprzeciwi się temu działająca w firmie zakładowa organizacja związkowa).
W praktyce zatem pracodawca może uzasadniać zwolnienie osób problemami ekonomicznymi i konieczną z tego powodu likwidacją stanowiska pracy. Takie stanowisko potwierdza Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej.
– Rzeczywista konieczność np. reorganizacji pracy w zakładzie uzasadnia wypowiedzenie umowy osoby, która obniża wymiar swojego czasu pracy. Potwierdza to orzecznictwo sądów rejonowych w takich sprawach – mówi Marcin Wojewódka, radca prawny z Kancelarii Wojewódka i Wspólnicy.
Podkreśla, że w razie sporu z pracownikiem szans na korzystne orzeczenie sądu nie ma pracodawca, który zlikwiduje jego stanowisko pracy tylko po to, aby móc wypowiedzieć mu umowę mimo obniżenia wymiaru czasu pracy.



Tylko dla ochrony

Zdaniem ekspertów do zwolnień często dochodzi w przypadku, gdy podwładny obniża wymiar czasu pracy jedynie aby uzyskać ochronę przed zwolnieniem, a nie dodatkowy czas wolny na opiekę nad dzieckiem.
– Znam przypadki, gdy pracownicy skracali obowiązujący ich wymiar zaledwie o kilkanaście minut dziennie – mówi Marcin Wojewódka.
Jego zdaniem w takim przypadku pracodawca może zarzucić pracownikowi nadużycie prawa podmiotowego. Zgodnie bowiem z art. 8 kodeksu pracy nie można czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub zasadami współżycia społecznego. Takie działanie nie korzysta z ochrony.

Trudny powrót

Z punktu widzenia pracownika słabą ochronę gwarantuje rodzicom także wprowadzony nieco ponad rok temu art. 1832 kodeksu pracy. Stanowi on, że pracodawca dopuszcza pracownika po zakończeniu urlopu macierzyńskiego lub urlopu na warunkach urlopu macierzyńskiego do pracy na dotychczasowym stanowisku, a jeżeli nie jest to możliwe, na stanowisku równorzędnym z zajmowanym przed rozpoczęciem urlopu lub na innym stanowisku odpowiadającym jego kwalifikacjom zawodowym. Musi też zapewnić mu wynagrodzenie za pracę, jakie otrzymywałby, gdyby nie korzystał z urlopu.
– W praktyce rozwiązanie to umożliwia firmom jednostronną zmianę istotnego elementu umowy o pracę bez konieczności wręczenia wypowiedzenia zmieniającego – mówi Agnieszka Waszczyk z kancelarii Staszewski Wilczak.
Tłumaczy, że w przepisie tym niefortunnie użyto określenia stanowisko pracy. W większości umów o pracę wpisuje się bowiem, na jakim stanowisku jest zatrudniony dany pracownik (np. dyrektor finansowy, księgowy itp.). Firmy mogą więc powoływać się na art. 1832 i twierdzić, że powrót pracownika rodzica na poprzednio zajmowane stanowisko jest niemożliwy, a nowe, zaproponowane przez pracodawcę, odpowiada jego kwalifikacjom.
– W rezultacie przepis ten zamiast chronić pracowników, pogarsza ich sytuację. Zanim wszedł w życie, pewne było, że pracodawca musi dopuścić pracownika do dotychczasowej pracy – mówi Bartłomiej Raczkowski.
Podkreśla, że obecne kłopoty pracowników z powrotem do pracy po okresie urlopu macierzyńskiego to problem społeczny. Receptą na to nie jest jednak nieustanne rozszerzanie ochrony dla takich osób, zwłaszcza że z ich punktu widzenia nie jest ona skuteczna. Przepisy nie powinny wprowadzać ogólnych zakazów zwolnień np. osób obniżających swój wymiar czasu pracy po powrocie z urlopu macierzyńskiego, lecz jedynie wskazywać zakres przysługującej im ochrony.
– Firma powinna mieć prawo zwolnić taką osobę, jeśli źle wykonuje swoje obowiązki. Ale na pewno nie ze względu na to, że częściej jest nieobecna w pracy z powodu opieki nad dzieckiem – dodaje Bartłomiej Raczkowski.
20 tyg. urlopu macierzyńskiego, przysługuje matce, która urodziła jedno dziecko