Choć bezrobotnym przyłapanym na pracy na czarno grozi od 500 zł do 5 tys. zł kary, to aż 10 proc. z nich przyznaje, że w ciągu ostatniego roku dorabiało na czarno. Resort pracy szacuje, że jest ich 3 – 4 razy więcej.

Takie wnioski płyną z ostatniego raportu „Bilans Kapitału Ludzkiego” przygotowanego przez Państwową Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości oraz Uniwersytet Jagielloński. Najczęściej osoby pobierające zasiłek dorabiają przy pracach sezonowych w rolnictwie, budownictwie, hotelarstwie, gastronomii, a także w małych firmach produkcyjnych.

Zarówno autorom raportu, jak i kontrolerom z Państwowej Inspekcji Pracy trudno wyliczyć, ilu pobierających świadczenie dodatkowo zarabia w szarej strefie i jak wysokie są ich dochody.

Z opracowań przygotowanych dla resortu pracy, a także z raportów różnych instytutów badawczych wynika, że do zasiłku dla bezrobotnych dorabia sobie nawet 30 – 40 proc. zarejestrowanych w urzędach pracy. Państwowa Inspekcja Pracy ujawniła w ubiegłym roku ok. pół tysiąca takich przypadków. – Skala zjawiska jest na pewno znacznie większa – mówi Maja Dobrzyńska z PARP.

Wśród dorabiających bezrobotnych najwięcej jest młodych ludzi między 20. – 30. rokiem życia. Część to absolwenci, którzy rejestrują się w urzędach, by mieć ubezpieczenie. Pracują na czarno zwykle poniżej swoich kwalifikacji.

Drugą liczną grupą są osoby po 55. roku życia, zwykle z niskimi kwalifikacjami. Z opracowania pt. „Przyczyny pracy nierejestrowanej w Polsce” wykonanego na zlecenie resortu pracy wynika, że stanowią oni ok. 30 proc. wszystkich pracujących w szarej strefie.

Wśród bezrobotnych, którzy przyznali się do pracy na czarno, najwięcej pochodziło z województw świętokrzyskiego, podkarpackiego i podlaskiego (15 proc.), następie łódzkiego (14 proc.) oraz śląskiego (13 proc.). Większość z nich, bo aż 63 proc., twierdzi, że podpisaniem formalnej umowy o pracę nie jest zainteresowany pracodawca.

Tylko 20 proc. stwierdziło, że pracuje na czarno, by nie płacić podatków, a 12 proc. otwarcie stwierdziło, że nie podpisało umowy o pracę, bo nie chciało stracić zasiłku dla bezrobotnych i darmowych świadczeń zdrowotnych.

Zatrudnieni w szarej sferze zarabiają tyle, ile pracownicy zatrudnieni legalnie. Pracodawcy to się opłaci, bo oszczędzą na ZUS-ach i podatkach. Traci na pewno budżet państwa, a także podatnicy, bo pieniądze, które dziś z naszych kieszeni trafiają na zasiłki dla bezrobotnych, mogłyby być przeznaczone np. na drogi, oświatę czy służbę zdrowia. Dla bezrobotnego pobierającego zasiłek to czysty zysk, bo składki na ZUS płaci za niego państwo.

Dlatego Państwowa Inspekcja Pracy z roku na rok zwiększa liczbą przeprowadzonych kontroli. W ubiegłym roku przeprowadziła ich 25 tys.

Według Mateusza Walewskiego z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych administracyjnymi metodami nie da się zwalczyć szarej strefy.

– Wiele osób traktuje zasiłek dla bezrobotnych jako dodatkowy bonus – mówi. – Nawet nie przyjdzie im do głowy, że kogoś w ten sposób okradają.

Z danych PIP wynika, że w ubiegłym roku co druga skontrolowana firma naruszała przepisy, z czego 18 proc. zatrudnia nielegalnych pracowników. Tylko z tytułu niezapłaconych składek na ZUS straty wyniosły ok. 14 mln zł.