Władze samorządowe nie inwestują w służby socjalne, mimo że podejmowane przez nie działania przynoszą lepsze efekty niż wieloletnie wypłacanie niskich zasiłków. Rezultaty ich działań nie będą jednak natychmiastowe.
Znajdujący się w Sejmie projekt ustawy ograniczającej biurokrację umożliwia osobom ubiegającym się o pomoc społeczną i świadczenia rodzinne składanie oświadczeń zamiast zaświadczeń wydawanych przez różne urzędy. Czy to dobry pomysł?
Wprowadzenie takiego rozwiązania oznaczać będzie, że państwo traktuje swoich obywateli poważnie i podmiotowo. Wymaganie zaświadczeń jest mnożeniem biurokracji i odbieraniem podmiotowości ludziom na rzecz urzędów.
Gminy obawiają się jednak, że część osób świadomie lub nieświadomie będzie wprowadzać w błąd urzędników, a w związku z tym oświadczenia będą musiały być kontrolowane.
Oświadczenia będą składane pod rygorem odpowiedzialności karnej, co ograniczy podawanie nieprawdziwych danych. Natomiast działania ukierunkowane na weryfikowanie sytuacji dochodowej obywateli są w dużym stopniu marnowaniem energii tych służb. Prowadzą do absurdalnych sytuacji, gdy koszty procedury udzielenia zasiłku przewyższają wartość udzielonej pomocy. Pracownicy socjalni skupiają się wówczas na ograniczaniu wyłudzania zasiłków. A powinni się koncentrować na udzielaniu adekwatnego wsparcia. Bardzo dobrze to widać na przykładzie wywiadu środowiskowego.
Dlaczego?
Wywiad środowiskowy to instrument diagnozy socjalnej klientów służący zaprojektowaniu adekwatnego wsparcia. Nie tylko materialnego, ale też usług dopasowanych do konkretnych okoliczności życiowych. W praktyce wywiad jest podkładką pod wydanie decyzji o przyznaniu lub odmowie świadczenia. Nikt nie zastanawia się, czy wsparcie jest trafne, czy przyznany zasiłek poprawia sytuację osoby lub rodziny.
Czy trafności świadczenia nie powinien zapewniać kontrakt socjalny?
Kontrakt socjalny jest stosowany rutynowo, a czasem wręcz opacznie. Kontrakt to umowa mająca służyć temu, aby wsparcie usamodzielniało. Zobowiązuje osobę otrzymującą świadczenia do pracy na rzecz poprawy swojej sytuacji, a jednostkę pomocy społecznej do realnego wspierania go w tym dążeniu. Tymczasem w niektórych ośrodkach pomocy społecznej podpisywanie kontraktów jest sposobem nie na usamodzielnienie, ale na pozbycie się uciążliwych klientów. Nie podpiszą lub złamią postanowienia kontraktu, to będzie można odmówić dalszej pomocy i problem z głowy. Błędy w stosowaniu kontraktu socjalnego biorą się stąd, że został on wprowadzony do ustawy o pomocy społecznej bez oprzyrządowania. O tym, że praca metodą kontraktu przynosi efekty, przekonują projekty unijne, w ramach których pracownicy socjalni mogą zaoferować ponadstandardowe wsparcie i tym samym faktycznie zaktywizować klientów. Chodzi o to, aby takie działanie stało się codzienną praktyką służb społecznych.



Co jednak robić z osobami, które po prostu potrzebują pomocy państwa?
Osoby niezdolne do samodzielnej egzystencji mają prawo żyć w godnych warunkach na koszt wspólnoty lokalnej, a gdy przekracza to jej możliwości finansowe – na koszt budżetu państwa. Gwarantuje to zarówno ustawa o pomocy społecznej z 2004 roku, jak i poprzedzająca ją ustawa z 1990 roku. Problem w tym, że zmarginalizowano drugi nurt wsparcia socjalnego: działania usamodzielniające. O ile w latach 90. w pewien sposób było to funkcjonalne, gdyż wsparcie osłonowe stanowiło wentyl dla przeprowadzanych reform gospodarczych i pomagało przetrwać czas gwałtownych przemian, to teraz rośnie znaczenie usamodzielniania, ułatwiania powrotu do aktywności zawodowej i życiowej.
Jak prowadzić takie usamodzielnianie?
Powinno to być zintegrowane działanie służb społecznych, służb zatrudnienia i podmiotów sektora obywatelskiego. Obecnie służby te funkcjonują obok siebie, prowadząc działania rozproszone lub pozorne. Na przykład urzędy pracy kierują bezrobotnych na kolejne szkolenia, z których nic nie wynika. Poza tym lepiej podjąć ryzyko i udzielić krótkookresowej kompleksowej pomocy, w tym wyższych świadczeń, niż w nieskończoność wypłacać niskie zasiłki. Dla takiej strategii brakuje jednak zrozumienia lokalnych władz.
Z czego to wynika?
Praca socjalna jest spychana na margines systemu wsparcia, bo jest niewymierna. Rolę ośrodków pomocy społecznej sprowadzono do kas wypłacających zasiłki. Z perspektywy władz lokalnych wygląda to tak, że wypłacają świadczenia, to znaczy, że pomagają mieszkańcom. Samorządowcy nie dostrzegają, że praca socjalna może przynieść realne korzyści, także całej społeczności. Jeżeli osoba się usamodzielni, np. znajdzie pracę, to będzie płacić podatki, a część z nich trafi do gminy. Jednak na efekty pracy socjalnej trzeba poczekać, nie są one natychmiastowe.
Czy wśród osób pomagających rodzinom są potrzebni jeszcze asystenci rodziny?
Wprowadzenie instytucji asystenta rodziny jest potrzebne, bo praca z rodziną jest wielkim nieobecnym systemu pomocy społecznej. Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej ma zobowiązać samorządy do zatrudniania asystentów, co wypełni tę lukę. Praca asystentów powinna m.in. sprawić, że opieka zastępcza stanie się wreszcie rozwiązaniem okresowym, bo będą prowadzone działania na rzecz stworzenia warunków do powrotu dziecka do domu. Nie wiadomo jednak, jak asystenci rodziny poradzą sobie z tym zadaniem, skoro pracownicy socjalni niechętnie pracują z rodzinami niewydolnymi wychowawczo, bo nikt ich tego nie nauczył. Potrzebne są fachowe szkolenia. Inaczej przez brak oprzyrządowania i odpowiednich kwalifikacji spalimy kolejny dobry pomysł.