Działania rządu nastawione są na rodziny z trojgiem i więcej dzieci. Problem w tym, że młodzi nie chcą nawet dwójki – mówi prof. Janusz Czapiński
Ulga na dzieci może uratować Polskę przed wyludnieniem?
Zwiększenie ulgi podatkowej na trzecie, czwarte czy piąte dziecko nie skłoni par z dwójką dzieci do powiększenia rodziny. Odpis od podatku nie stanowi wystarczającej pokusy. Choć zapewne dzięki tegorocznym zmianom mogą skorzystać z pomocy państwa również i ci najubożsi, którzy nie mają wystarczających dochodów – obecnie ulga rodzinna jest odliczana od składek ZUS. I bardzo dobrze. Jednak nowe przepisy przyczyniły się jedynie do poprawy sytuacji materialnej dużych rodzin, ale nie zmienią sytuacji demograficznej.
Jakieś zmiany podatkowe mogłyby ją zmienić?
Owszem. Myślę, że stałoby się tak, gdyby wprowadzić wspólne rozliczanie podatków z dziećmi. Tak jak teraz mogą to robić małżonkowie, tak samo powinni móc dzielić dochody w zależności od liczby członków rodziny. Na przykład w przypadku trójki potomstwa dochody byłyby dzielone na pięć. Tak to już działa we Francji, gdzie nastąpił wzrost demograficzny. Rodzina z dwójką dzieci płaci pięciokrotnie mniejszy podatek niż osoba samotna z tym samym dochodem.
Bardzo kosztowny pomysł dla budżetu.
To prawda. Ale każdy zdaje sobie sprawę, że demografia to obecnie najpilniejszy problem, który należy rozwiązać. Moim zdaniem, co potwierdzają badania, jedyną dobrą metodą jest przekupstwo. Z Diagnozy Społecznej wynikało, że ponad 40 proc. Polaków nie decyduje się na powiększenie rodziny z powodów materialnych. Boją się pogorszenia swojej sytuacji i tego, że nie będzie ich stać na utrzymanie rodziny.
Powstał spot Fundacji Mamy i Taty, który wywołał wiele kontrowersji. „Zdążyłam zrobić specjalizację i karierę, zdążyłam być w Tokio i Paryżu, zdążyłam kupić mieszkanie i wyremontować dom, ale nie zdążyłam zostać mamą. Żałuję” – mówi w nim kobieta. Sugeruje to, że Polacy mają pieniądze, tylko nie chce się im mieć dzieci.
Jest grupa osób pracujących w korporacjach, dobrze zarabiających, które nie chcą mieć dzieci lub odkładają decyzję o powiększaniu rodziny. Ale to margines. I to nie oni zadecydują o przyszłości demograficznej. Grupa, do której muszą być skierowane działania rządu, to ci, których nie stać na dzieci. Dla nich liczy się – oprócz wysokości zarobków – stabilność zatrudnienia. Co z tego, że są ulgi, jeżeli nadal część osób z nich nie może skorzystać. Praca na śmieciówkach uniemożliwia odliczenie jakiejkolwiek ulgi, nawet jeśli ma się kilkoro dzieci. Oprócz zmian w podatkach należy wprowadzić zachęty dla pracodawców, aby zatrudniali na etat. To mogłoby skłonić do zdecydowania się na dziecko czy nawet dwójkę. To z tym jest kłopot.
Czyli?
Większość działań rządu jest nastawiona na rodziny z trojgiem i więcej dzieci. Wysokość ulgi jest progresywna: zwiększa się przy trzecim i kolejnym dziecku. Wprowadzono dla nich i inne przywileje, jak karta dużej rodziny, ułatwienia przy rekrutacji do przedszkola czy zniżki na komunikację miejską. Ale problemem jest to, że młodzi nie chcą nawet dwójki dzieci. Poprzestają na jednym. A to nie wystarcza.