Szkoła wyższa, która nie ma skutecznego systemu antyplagiatowego, nie otrzyma zgody na dalsze prowadzenie studiów.
Od października Państwowa Komisja Akredytacyjna (PKA) będzie sprawdzała, czy prace dyplomowe bronione na uczelniach są plagiatami.
– Pomoże to w lepszym ocenianiu jakości kształcenia na danej uczelni – tłumaczy prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego, która zapowiedziała te zmiany.
W celu skuteczniejszej kontroli poziomu nauczania na uczelniach Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) zakupiło system antyplagiatowy, którzy przekaże PKA. Pozwala on szybko, w ciągu zaledwie dwóch godzin, sprawdzić, w jakim stopniu praca naukowa jest plagiatem.
Prof. Marek Rocki, przewodniczący PKA, wyjaśnia, że obecnie kontrolerzy również mają obowiązek sprawdzania prac, np. magisterskich czy doktoranckich.
– PKA czyta je, ale nie pozwala to na zweryfikowanie, w jakim stopniu są one kopiowane z internetu czy innych źródeł. Nie mamy takich narzędzi – mówi Rocki.
Jeśli komisja udowodni, że szkoła wyższa nie ma skutecznego systemu antyplagiatowego, dostanie ostrzeżenie. Taka niedbałość z jej strony doprowadzi do niższej oceny kierunku studiów, co może się skończyć nawet jego zamknięciem.
PKA nie będzie wyciągała konsekwencji z kradzieży praw autorskich wobec studentów czy nauczycieli akademickich. – Nie interesuje nas nazwisko konkretnej osoby, która się go dopuściła, tylko jakość nauczania w szkole i czy rzetelnie sprawdza prace, które są podstawą do nadania tytułu zawodowego czy stopnia naukowego – tłumaczy Rocki.
Uczelnie obawiają się, że system ten może być mało skuteczny i niesprawiedliwy. – Weryfikacja będzie przypadkowa i może się okazać, że dany kierunek zapłaci cenę za jednostkowe plagiaty – mówi Katarzyna Pilitowska, rzecznik prasowy Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jej zdaniem lepsza ocena jakości powstających na uczelni prac byłaby możliwa, gdyby szkoły wyższe musiały przesyłać powstające tam prace do ogólnopolskiej bazy.