Jeśli prokurator lub sąd zgadzają się na podawanie danych osoby podejrzanej lub oskarżonej, dotyczy to wszystkich redakcji; jeśli taka osoba wyrazi zgodę tylko jednej redakcji - inne nie mogą z niej automatycznie korzystać - orzekł w piątek Sąd Najwyższy.

Sprawa stanęła na wokandzie SN z powodu sporu sądowego między Anną Cz. i Zdzisławem L., prowadzącymi schronisko dla zwierząt w Krzyczkach (Mazowieckie), a tygodnikiem "Polityka". Gazeta kilkakrotnie opisywała sprawę znęcania się nad zwierzętami w tym schronisku - ostatni raz w styczniu 2008 r. w artykule "Cicho w Krzyczkach".

W tym czasie przed Sądem Rejonowym w Pułtusku trwał już proces Anny Cz. i Zdzisława L. oskarżonych o znęcanie się nad zwierzętami ze schroniska. Dziennikarka na łamach "Polityki" podawała pełne dane oskarżonych.

Prawo prasowe zakazuje podawania pełnych danych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie karne

Cz. i L. pozwali za to redakcję, powołując się m.in. na Prawo prasowe, zakazujące podawania pełnych danych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie karne. Żądali przeprosin i po 50 tys. zł. Sądy prawomocnie przyznały im rację i nakazały "Polityce" przeprosić Annę Cz. oraz Zdzisława L., a także zapłacić im po 15 tys. zł.

Wobec Anny Cz. redakcja wyrok wykonała, ale nie zgodziła się z rozstrzygnięciem co do Zdzisława L., który przed publikacją w tygodniku sam pod własnym nazwiskiem udzielił wywiadu lokalnej gazecie "Mazowieckie To i Owo", wypowiadając się o swym procesie. W internecie na stronach jednej z organizacji zajmującej się ochroną zwierząt znalazła się też kopia aktu oskarżenia przeciwko Annie Cz. i Zdzisławowi L.

"Jeśli raz zgodziło się na wypowiedzi w danej sprawie pod pełnym imieniem i nazwiskiem, nie można mówić, że wobec jednego się zgadzam, a wobec innego - nie" - przekonywał mec. Krzysztof Pluta, pełnomocnik "Polityki". Jak mówił, publikacja pełnych danych w lokalnym czasopiśmie może być o wiele bardziej dolegliwa niż podanie ich w ogólnopolskim tygodniku, adresowanym do nieograniczonego, bliżej niesprecyzowanego kręgu osób" - dodawał prawnik.

Sąd Najwyższy nie podzielił jego argumentacji. Jak mówiła sędzia Marta Romańska, należy rozróżnić dwie sytuacje. "Czym innym jest zgoda na podawanie pełnych danych osób, wobec których toczy się postępowanie, udzielona mediom przez sąd lub prokuratora, a czym innym - gdy taką zgodę wyraża sama zainteresowana osoba. Gdy decyduje sąd lub prokurator, bierze pod uwagę interes publiczny, czego nie ma obowiązku robić sam zainteresowany. Ma on własne kryteria" - uzasadniała.

Według SN, w wywiadzie w lokalnym tygodniku Zdzisław L. miał wpływ na sposób, w jakim będzie przedstawiony. "Mógł też ukazać swój stosunek do procesu. A nie miałby wpływu na kształt i kontekst publikacji w ogólnopolskim tygodniku. Poza tym, w środowisku lokalnym i tak każdy wiedziałby o kogo chodzi - nawet gdyby w artykule były same inicjały" - powiedziała sędzia Romańska kończąc sprawę.