Resort środowiska doszedł do wniosku, że nie warto bić się z samorządami o pieniądze najbogatszych gmin górniczych. Spór ten od niemal dwóch lat blokował utworzenie Polskiej Agencji Geologicznej (PAG)
finanse
Ministerstwo rezygnuje z zabierania gminom części pieniędzy z opłat eksploatacyjnych – dowiedział się DGP. Nasze ustalenia potwierdza sam resort. – W wyniku dalszych konsultacji i uzgodnień projektodawca zrezygnował z wprowadzenia mechanizmu ograniczającego przychody gmin z tego tytułu – informuje wydział prasowy MŚ.
To otwiera nowe pole do dyskusji z samorządami, które do tej pory ostro sprzeciwiały się projektowi ustawy powołującej do życia PAG. – Jeżeli projekt dostaniemy w wersji, która rzeczywiście zakłada rezygnację z mechanizmu korygującego dochody gmin w zakresie opłat eksploatacyjnych, to zapewniam, że wydamy opinię pozytywną i będziemy namawiać pozostałych samorządowców z Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, by zachowali się podobnie – deklaruje Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP. – Niech rząd robi sobie, co chce, byle nie za nasze pieniądze – dodaje.

Nowy rządowy moloch

Po Wodach Polskich to właśnie PAG ma być kolejnym organem centralnym, który przejmie kompetencje rozproszone po innych instytucjach (np. NFOŚiGW czy Państwowy Instytut Geologiczny). W skrócie można powiedzieć, że PAG ma koordynować politykę inwestycyjną państwa w kwestii wydobycia kopalin (badania budowy geologicznej kraju, pozyskiwanie dostępu do surowców itp.). Pracę ma tam znaleźć ok. 720 osób, a od 2020 r. koszt funkcjonowania nowej instytucji wyniesie ok. 300 mln zł rocznie.
Prace jednak toczą się w ślamazarnym tempie. Pierwszy projekt dotyczący PAG trafił do konsultacji we wrześniu 2016 r. i do tej pory nie udało się go przyjąć. Rząd trafił bowiem na opór samorządowców z komisji wspólnej.
Resort środowiska chciał, by – w związku z powstaniem PAG – gminy górnicze w Polsce podzieliły się wpływami z opłaty eksploatacyjnej. Takich gmin, w których trwa wydobycie kopalin, jest w Polsce ok. 1,4 tys. W sumie na opłatach pobieranych od podmiotów prowadzących wydobycie rocznie zarabiają ponad 300 mln zł (60 proc. wpływów otrzymują gminy, pozostałą część NFOŚiGW). Ale resort nie chciał pieniędzy od wszystkich. Chodziło tylko o pieniądze tych jednostek, w których dochód na mieszkańca z tytułu pozyskiwanej opłaty przekracza 500 zł. Nadwyżki miały stanowić dochód PAG. Mowa więc o raptem kilkunastu najbogatszych gminach górniczych w kraju.
Momentalnie pojawił się opór lokalnych władz, które uznały to za skok na ich pieniądze. Jak wyliczyły, np. Chełm Śląski utraciłby 33 proc. dochodów (1,5 mln zł), a Puchaczów (woj. lubelskie) – 45 proc., czyli ponad 2,2 mln zł. Szacowano, że wszystkie tego typu gminy straciłyby ok. 80 mln zł.
Na pozytywną ocenę samorządów rząd nawet nie miał co liczyć. Dlatego zaproponował dodatkowe zabezpieczenie – łączny dochód gminy nie mógł być uszczuplony o więcej niż 10 proc. rocznie. W wyniku czego znacznie zawężono skutki proponowanego rozwiązania. Tym razem ograniczenie wpływów z tytułu opłaty eksploatacyjnej miało dotknąć zaledwie 8 gmin (Polkowice, Rząśnia, Kleszczów, Jerzmanowa, Szczerców, Grębocice, Puchaczów oraz Radwanice). W sumie straciłyby już tylko 37,1 mln zł.
To jednak w dalszym ciągu nie satysfakcjonowało samorządów. Wskazywano m.in., że gminy byłyby stratne podwójnie, tzn. nie tylko na samej opłacie eksploatacyjnej. Jednostki uzyskujące ponadprzeciętne dochody z tego tytułu zwykle są płatnikami janosikowego. Ze względu na mechanizm obliczeń (janosikowe naliczane jest z dwuletnim opóźnieniem) przez dwa lata niektóre gminy nie tylko nie otrzymałyby pełnej opłaty eksploatacyjnej, ale też wysokość ich wpłaty na janosikowe byłaby zawyżana.
Na kolejnych posiedzeniach komisji wspólnej dochodziło do ostrych scysji między samorządowcami a głównym geologiem kraju Mariuszem Orionem Jędryskiem. Wiceminister oskarżał włodarzy o torpedowanie prac i niechęć do dzielenia się zyskami, które i tak nie są zasługą gmin.

Cena za ustępstwa

Teraz Ministerstwo Środowiska zmienia taktykę. Dalej więc 60 proc. wpływów z opłat eksploatacyjnych trafiać będzie do gmin (a 40 proc. do PAG). – Środki finansowe, które były planowane z tego źródła, nie były kluczowe dla powołania PAG i na żadnym etapie prac legislacyjnych nie miały finansować jej podstawowych zadań – przekonuje resort. Sugeruje jednak, że samorządowcy nie powinni być szczególnie dumni ze swojego sukcesu. – Skutkiem odstąpienia od wprowadzania mechanizmu korygującego dla gmin będzie nieznaczne uszczuplenie funduszy, które miały wspierać m.in. działania jednostek samorządu terytorialnego w projektach remediacji, rekultywacji i zagospodarowania gruntów zdewastowanych czy zdegradowanych w wyniku robót geologicznych lub górniczych – wskazuje MŚ.
Argumenty te odpiera Leszek Świętalski. – Ministerstwo proponuje zachowanie status quo. Do tej pory gminy jakoś sobie radziły i teraz też będą. PAG ma być podmiotem realizującym „kompleksowo politykę państwa w zakresie geologii”. Będzie więc jeden podmiot, do którego gminy cierpiące w jakiś sposób na sąsiedztwie z gminami górniczymi, będą mogły się zwrócić o pomoc, bo będzie bardziej klarowny układ kompetencji w tym zakresie – zwraca uwagę.
Dla ministerstwa najważniejsze jest jednak to, że samorządowcy wreszcie są skłonni pozytywnie zaopiniować projekt. Do wyjaśnienia jest jeszcze to, kiedy agencja miałaby powstać. Projekt ustawy z 29 maja 2018 r. zakłada, że PAG zacznie funkcjonować już w IV kw. 2018 r. – Istnienie PAG musi być ujęte w ustawie budżetowej lub okołobudżetowej. Projekt bud żetu na przyszły rok niedługo ujrzy światło dziennie i podejrzewam, że 2019 r. to możliwie najszybszy czas, kiedy takiego molocha można w ogóle powołać do życia – przewiduje Leszek Świętalski.©℗
Dziennik Gazeta Prawna