Na zmianach zyskają niewinni, a winni stracą możliwość naciągania aparatu państwa na czas i koszty - mówi Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.

Wbrew powszechnej krytyce, z jaką spotkał się projekt nowelizacji kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, twierdzi pan, że propozycja wykreślenia prawa do odmowy przyjęcia mandatu rozszerza, a nie zawęża prawa obywateli. Dlaczego?
Z prostej przyczyny. Dziś nie ma praktycznie możliwości wzruszenia prawomocnego mandatu karnego. Katalog przesłanek określony w art. 101 k.p.w. jest bardzo wąski i w praktyce umożliwia odwołanie się obywatelowi, który został ukarany niesłusznie. Teraz dajemy możliwość odwołania się od mandatu już przyjętego, właśnie w sytuacji gdy grzywna została nałożona niezasadnie. Jeśli ktoś podjął decyzję o przyjęciu mandatu pochopnie, a następnie wróci do domu, skonsultuje się z rodziną, ze znajomymi, z prawnikiem, i dojdzie do wniosku, że kara się nie należała, będzie mógł wnieść odwołanie do sądu w terminie siedmiu dni. Czyli absolutnie nie ma ograniczenia prawa do sądu. Wręcz rozszerzamy to prawo do sądu dla tych, którzy mandaty już przyjęli. Ponadto projekt ten w niczym nie zmienia relacji między policjantem a obywatelem. Tak jak i dzisiaj, to państwo ma udowodnić winę obywatelowi i to ostatecznie sąd będzie rozstrzygał o winie, a nie policjant.
Jednak czy z rozszerzeniem praw obywateli nie mielibyśmy do czynienia, gdyby poszerzono możliwość uchylenia mandatu przy jednoczesnym pozostawieniu prawa do odmowy jego przyjęcia?
Wtedy mielibyśmy jedynie pogłębienie obecnej patologicznej sytuacji. Dziś najczęściej mamy do czynienia z dwoma kategoriami sprawców wykroczeń. Mamy np. kierowców, którzy będąc przekonanymi o swojej niewinności, co potwierdzają np. nagrania z kamer samochodowych, idą do sądu z pełną świadomością, że zamiast mandatu w wysokości 500 zł mogą dostać nawet i 5 tys. zł, bo czują się niewinni i będą próbowali to wykazać. Ale mamy też chuliganów, wandali, którzy z czystej swawoli nie przyjmują mandatów, np. żeby zaimponować kolegom, narażając tym samym cały aparat państwa na niepotrzebną papierkową robotę. Ten system jest nieefektywny i wszyscy za niego płacimy, marnując czas i pieniądze policji i sądów. Na zmianach zyskają niewinni, a winni stracą możliwość naciągania aparatu państwa na czas i koszty. W Niemczech , Francji, Włoszech, Belgii czy Holandii nie ma możliwości odmowy przyjęcia mandatu. Tych zasobniejszych od nas krajów UE nie stać na marnotrawstwo pieniędzy, czasu i ludzi, jak to się dzieje u nas, gdzie mamy karykaturalną strukturę postępowania mandatowego. W razie odmowy przyjęcia mandatu patrolujący policjant przerywa czynności, wraca do komisariatu, przekazuje sprawę dyżurnemu, ten komendantowi, a następnie do wydziału wykroczeń. Po czym następuje przesłuchiwanie policjanta i obywatela i pisanie wniosku o ukaranie do sądu. Za rok się spotkają w sądzie, gdzie nikt nie będzie pamiętał, co się wydarzyło. Ostatecznie obywatel zamiast 50 zł może zapłacić do 5 tys. zł.
Ale państwa propozycja powoduje, że ten system będzie nieefektywny jeszcze bardziej. Dziś jeśli obywatel odmawia przyjęcia mandatu, to policjant robi notatkę i zabezpiecza materiał dowodowy na poparcie wniosku o ukaranie. Jeśli policjant nie będzie wiedział, czy obywatel, który mandat przyjął, odwoła się od niego czy nie, będzie musiał ten materiał zbierać na wszelki wypadek we wszystkich sprawach.
Będzie wiedział, ponieważ w ciągu trzech dni od wpłynięcia wniosku sąd musi poinformować o tym policję, a ta ma siedem dni na przysłanie materiału dowodowego. Do czasu informacji z sądu będzie się mógł zajmować swoją normalną pracą, np. pilnowaniem porządku na ulicach. Nie będzie potrzeba zbierać żadnych informacji na zaś.
Sąd najwcześniej poinformuje o tym policję po 10 dniach od zdarzenia, a po tym czasie może się okazać, że nie uda się zabezpieczyć dowodów. A wtedy każdy, kto się odwoła, będzie uniewinniony.
Nie zgodzę się. Jeśli ktoś został ukarany np. za wandalizm czy chuligaństwo, to policjant ma sporządzoną notatkę ze zdarzenia, wie, kto to jest, ma spisane dane świadków itp., które ewentualnie później będzie mógł przedstawić w sądzie.
Dziś tak się nie dzieje, ponieważ jeśli obywatel godzi się na przyjęcie mandatu, to z chwilą jego podpisania postępowanie wykroczeniowe jest zakończone. A skoro tak, to nie ma potrzeby zbierania żadnego materiału dowodowego.
Nie zgodzę się, by organy miały więcej pracy, ponieważ wystarczą czynności i tak rutynowo wykonywane na miejscu zdarzenia. W śledczego policjant zamieni się dopiero jak dostanie sygnał z sądu. Podobnie jak następczo działa w postępowaniach prywatnoskargowych. Obywatel, zawiadamiając np. o naruszeniu nietykalności cielesnej, wskazuje oskarżonego i podstawowe dowody. Natomiast to policja później następczo przeprowadza działania śledcze: zabezpiecza monitoring itp. To będzie wypisz wymaluj taka sama sytuacja. A o winie ostatecznie zawsze będzie decydował sąd.
Rozmawiał Piotr Szymaniak