O kampanii „Sprawiedliwe sądy” napisano już wiele. Że jest krzywdząca, niesprawiedliwa, że rujnuje wizerunek nie tylko sądów, ale całego państwa, wreszcie że jest finansowana ze środków, z których opłacane być nie powinna. Wypowiadały się w tej sprawie wielkie autorytety. Krajowa Rada Sądownictwa zorganizowała nawet specjalną konferencję, podczas której wytknęła twórcom akcji nieścisłości, niedomówienia, naginanie faktów.





I wszystko to rozumiem. Gdy się kogoś, mówiąc wprost, wali w pysk, ten ktoś ma prawo się bronić. I nie rozumiem, dlaczego do tej pory w toczonej dyskusji ani razu nie padł argument być może najistotniejszy, a przy tym najbardziej oczywisty. Nikt dotąd głośno nie powiedział, że cała ta kampania jest... nie na temat! Do tego wniosku dojdzie każdy, kto będzie w stanie na chwilę wyłączyć emocje i chłodnym okiem spojrzeć na fakty.
A te są takie, że w sporze między prezydentem a obozem rządzącym obecnie mamy na stole dwie ustawy – tę dotyczącą Sądu Najwyższego i tę odnoszącą się do Krajowej Rady Sądownictwa. Tylko bowiem te, spośród przygotowanego przez rząd pakietu pięciu ustaw mających na celu wprowadzenie zmian w szeroko pojętym sądownictwie, zdecydował się zawetować Andrzej Duda. A skoro tak, to rodzi się pytanie, dlaczego w kampanii nie ma ani słowa na temat tego, jakie to straszne patologie zagnieździły się w SN i KRS. W spotach nie słyszymy żali na to, jak strasznie skorumpowani/nieuczciwi/stronniczy/bezduszni są sędziowie zasiadający w tych organach.
Co chwila dostaje się za to sądom powszechnym. A przecież PiS już dawno otrzymał od prezydenta zielone światło dla przeprowadzania w nich zmian. Andrzej Duda nie zawetował żadnej z trzech ustaw mających fundamentalne znaczenie dla sądownictwa powszechnego. Pierwsza z nich, o której chyba już mało kto pamięta, dała ministrowi sprawiedliwości wolną rękę w decydowaniu o tym, kto zostanie dyrektorem sądu. Na skutek drugiej, czyli nowelizacji ustawy o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, KRS niemal zupełnie utraci wpływ na to, kto będzie się dostawał do zawodu sędziego. Droga do kariery sędziowskiej będzie prowadziła przede wszystkim przez KSSiP i asesurę. A zarówno na krakowską szkołę, jak i na instytucję asesora sądowego duży wpływ ma nie kto inny, jak minister sprawiedliwości. Kolejna nowela poszerzająca kompetencje MS względem sądów weszła w życie 12 sierpnia br. I to już jest zupełne eldorado dla Zbigniewa Ziobry. Zgodnie z nią MS ma wolną rękę, jeżeli chodzi o wymianę kadr zarządzających w sądach. Przez pół roku od wejścia nowych przepisów w życie sam i na tylko sobie znanych zasadach może wyrzucać prezesów i wiceprezesów sądów, a później – również według własnego widzimisię – obsadzać zwolnione w ten sposób stanowiska.
Ja rozumiem, że twórcom kampanii trudniej byłoby w tak barwny sposób, jak to robią w stosunku do sądów powszechnych, zohydzić społeczeństwu KRS czy SN. Do tej pory – jak na złość! – Małgorzata Gersdorf, I prezes SN, nie uległa pokusie „zwędzenia” spodni ze sklepu żadnej z sieciówek, a sędzia od kradzieży pętka kiełbasy nie był łaskawy okazać się przewodniczącym KRS lub chociaż jej rzecznikiem. To także nie KRS czy SN bezdusznie odbierały „krystalicznie czystym” rodzinom małe dzieci. Kto jednak powiedział, że będzie łatwo? Akcja ma kosztować 19 mln zł. Za tę kwotę można chyba wymagać coś niecoś od jej twórców. Niech ci, którzy myślą nad kolejnymi spotami, bilbordami czy hasłami wysilą się więc nieco bardziej i w końcu znajdą coś wystrzałowego na Sąd Najwyższy lub Krajową Radę Sądownictwa! Coś, co wyzwoli w obywatelach dziką rządzę zaorania tych instytucji, a prezydenta postawi pod ścianą. Jeśli jednak im się nie uda, to niech przyznają, że ta cała kampania to tylko i wyłącznie ordynarna rządowa agitka mająca wbić ludziom do głowy, że sędziowie to samo zło, z którym chce i potrafi walczyć tylko i wyłącznie PiS.