Nie powinno być problemu z dochowaniem czteromiesięcznego terminu na przekazanie prezydentowi uchwalonego budżetu na 2012 r., będzie on liczony od dnia przedłożenia nowego projektu Sejmowi - uważają konstytucjonaliści.

Resort finansów zapowiada, że nowy projekt budżetu na 2012 r. zostanie przyjęty przez rząd na początku grudnia. Zgodnie z planem prac, projektem budżetu na przyszły rok Sejm zajmie się najprawdopodobniej na posiedzeniu w dniach 14-15 grudnia.

Konstytucja mówi, że w ciągu czterech miesięcy od przekazania projektu Sejmowi ustawa powinna trafić do podpisu prezydenta. Jeżeli ustawodawca się spóźni, prezydent może rozwiązać parlament.

Jeśli czteromiesięczny termin liczony byłby od 29 września, kiedy do Sejmu wysłano projekt budżetu, Sejm i Senat miałyby tylko półtora miesiąca na prace nad ustawą; musiałaby się ona znaleźć na biurku prezydenta najpóźniej 29 stycznia 2012 r.

Czteromiesięczny termin powinien być liczony od dnia wniesienia do Sejmu nowego projektu

"Ponieważ nastąpiły wybory i nowa kadencja - zgodnie z zasadą dyskontynuacji - projekt, który był w Sejmie, wygasł. Wszystko zaczyna się od początku. Trzeba przygotować nowy projekt lub skierować do Sejmu jeszcze raz ten poprzedni" - powiedział PAP prof. Piotr Winczorek.

Według niego, jeżeli projekt trafi do Sejmu np. w połowie grudnia, to do prezydenta uchwalona ustawa powinna zostać przesłana najpóźniej w połowie marca 2012 r. "Myślę, że cztery miesiące wystarczy, by Sejm i Senat zajął się projektem i go przepchnął" - uważa profesor.

Także konstytucjonalista z UW dr Ryszard Piotrowski uważa, że termin na przedstawienie ustawy prezydentowi należy liczyć od momentu wniesienia projektu budżetu do Sejmu obecnej kadencji.

"Projekt wniesiony do Sejmu poprzedniej kadencji podlega zasadzie dyskontynuacji. Skoro prace nad nim nie zostały doprowadzone do końca w poprzedniej kadencji Sejmu, oznacza to, że proces ustawodawczy w przedmiocie tej ustawy uległ zamknięciu i należy wnieść do Sejmu nowy projekt budżetu" - powiedział Piotrowski.

Pytany, czy według niego nie ma zagrożenia, że czteromiesięczny termin określony przez konstytucję zostanie naruszony, odpowiedział, że wiele zależy od skali problemów, na które może napotkać parlament w procesie uchwalania ustawy budżetowej.

"Trzeba pamiętać, że prezydent ma możliwość skrócenia kadencji Sejmu w przypadku niedochowania tego terminu, ale nie jest to jego obowiązkiem. Taka decyzja zawsze powinna mieć na względzie to, czy w Sejmie możliwe jest uchwalenie budżetu, czy też nie. Zważywszy na wynik wyborów, można przewidywać, że nie będzie problemów z dochowaniem tego terminu" - wyjaśnił Piotrowski.

Resort finansów nie przestawił swojej interpretacji dotyczącej konstytucyjnych terminów budżetowych

Była wiceminister finansów, odpowiedzialna za przygotowywanie budżetów, Elżbieta Suchocka-Roguska powiedziała PAP, że zwykle czteromiesięczny termin na przekazanie uchwalonej ustawy prezydentowi liczony był od 30 września.

"Konstytucja nie stanowi o tym, co się dzieje, jeżeli nowy rząd przesyła do Sejmu nowy budżet" - powiedziała. Jej zdaniem, nawet gdyby Sejm i Senat miał tylko półtora miesiąca na prace nad budżetem, to przy dużej mobilizacji termin ten mógłby być dochowany. "Należałoby się jednak liczyć z tym, że terminy będą skrócone, co mogłoby wprowadzić dodatkowy ferment w Sejmie. Opozycja będzie podnosić, że nie ma czasu na zapoznanie się z projektem" - podkreśliła b.wiceminister.

Podobna sytuacja do obecnej miała miejsce w przypadku budżetu na 2006 r.

Pierwotny projekt rząd Marka Belki skierował do Sejmu 30 września 2005 r., ale 19 października, po wyborach, rząd Belki skierował projekt ponownie do Sejmu.

Sejmowy harmonogram prac nad ustawą przewidywał, że ustawa zostanie przesłana prezydentowi 19 lutego 2006 r. Ostatecznie poprawki Senatu głosowano w Sejmie 17 lutego 2006 r., a prezydent Lech Kaczyński podpisał ustawę 23 lutego 2006 r.

Zgodnie z interpretacją ówczesnych prezydenckich prawników, projekt powinien być przekazany głowie państwa do 30 stycznia, a do 13 lutego Lech Kaczyński mógł zdecydować o skróceniu kadencji Sejmu. Spekulacje dotyczące tego co zrobi prezydent, trwały niemal do ostatniej chwili. 13 lutego 2006 r. wieczorem prezydent poinformował w telewizyjnym wystąpieniu, że nie skróci kadencji parlamentu.

Konstytucja mówi, że rząd musi wysłać projekt do Sejmu do końca września

Zasada ta obowiązuje także w latach wyborczych. Zgodnie z zasadą dyskontynuacji, po wyborach nowy rząd przyjmuje projekt budżetu przygotowany przez poprzednią ekipę i ponownie kieruje go do Sejmu. Ewentualne korekty wprowadzane są w formie autopoprawek.

Sejm nie może ustalić wyższego deficytu budżetowego niż założono w ustawie budżetowej. Senat uchwala poprawki do ustawy w ciągu 20 dni.

Jeżeli w ciągu czterech miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie on przedstawiony prezydentowi do podpisu, może on w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu.

Prezydent ma podpisać budżet w ciągu siedmiu dni. Jeżeli zwróci się do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności ustawy z konstytucją, Trybunał musi orzec w tej sprawie w ciągu dwóch miesięcy.

Zgodnie z konstytucją i ustawą o finansach publicznych, jeżeli ustawa budżetowa albo ustawa o prowizorium budżetowym nie weszły w życie w dniu rozpoczęcia roku budżetowego, rząd prowadzi gospodarkę finansową państwa na podstawie projektu przedstawionego Sejmowi. W takim przypadku obowiązują stawki należności budżetowych oraz składki na państwowe fundusze celowe w wysokości ustalonej dla roku poprzedzającego rok budżetowy.

Minister finansów Jacek Rostowski zapowiedział niedawno przygotowanie trzech wariantów budżetu na 2012 rok, w zależności od trzech różnych założeń dotyczących wzrostu gospodarczego. Pierwszy wariant "umiarkowanego spowolnienia" w przyszłym roku zakłada wzrost PKB o 3,2 proc., zamiast 4 proc. jak zakładano dotychczas. Drugi wariant "średniego spowolnienia" zakłada wzrost PKB o 2,5 proc., a trzeci "wariant recesyjny" mówi o spadku PKB o 1 proc.