Sejm nie odrzucił w czwartek projektu nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych, czego chciały PO i Nowoczesna. Przygotowany przez PiS projekt zakłada m.in., że minister sprawiedliwości mógłby przez pół roku, odwołać każdego prezesa sądu bez podania przyczyn.

Za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu opowiedziało się 189 posłów, przeciw było 233, a 20 wstrzymało się od głosu. Projekt trafi do komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.

Wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak argumentował przed głosowaniem, że projekt wzmacnia niezależność sędziów od prezesów sądów. "Oddzielamy murem chińskim menedżerskie zarządzanie sądami od orzecznictwa. To nie jest tak, że minister sprawiedliwości lub jakikolwiek polityk może wpływać na sędziego. Budujemy barierę - prezesi odpowiadają za administracje, a sędziowie za orzekanie" - powiedział.

Projekt ostro krytykował Borys Budka (PO). Według niego ta ustawa "w swoich skutkach może być gorsza niż funkcjonowanie sądownictwa w okresie PRL". Jak mówił, zwracając się do posłów PiS, "to ustawa, której jedynym celem jest spowodowanie by minister sprawiedliwości, a więc polityk - wasz polityk - mógł mieć bezpośredni wpływ na to, w jaki sposób będą funkcjonowali niezawiśli sędziowie".

Kamila Gasiuk-Pihowicz (N) przypomniała dawne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, w których postulował, żeby powoływanie prezesów sądów było związane z funkcjonowaniem samorządu zawodowego. "Tak, że tutaj ta neutralność polityczna, neutralność wobec sił politycznych, które aktualnie kontrolują ośrodki władzy wykonawczej, administracji jest rzeczą po prostu konieczną" - cytowała.

"Co się stało przez te 30 lat - czy neutralność, niezależność od sił politycznych nie jest rzeczą po prostu konieczną - jak mówił Jarosław Kaczyński. Czy w ciągu 30 lat niezależność i niezawisłość sędziowska przestała być podstawą demokracji? A może pan prezes przestał być po prostu demokratą?" - pytała posłanka.

Obiecaliśmy Polakom reformę wymiaru sprawiedliwości i tego zobowiązania dotrzymamy; nie pozwolimy na torpedowanie reformy - replikował przedstawiciel wnioskodawców Bartłomiej Wróblewski (PiS).

W środowej debacie na forum Izby PO i N wniosły o odrzucenie projektu, który - w ich ocenie - jest "kolejnym etapem kolonizacji sądownictwa" i "narzędziem do dyktatury". Projekt krytykowało też PSL. PiS podkreśla, że propozycje mają usprawnić pracę sądów. Projekt popiera Kukiz'15.

Grupa posłów PiS złożyła projekt w połowie kwietnia. Miałby wejść w życie 1 lipca. Projekt ma na celu m.in. zmianę modelu powoływania prezesów oraz wiceprezesów sądów "w kierunku zwiększenia wpływu ministra sprawiedliwości na obsadę stanowisk". Zakłada, że minister sprawiedliwości będzie mógł przez pół roku od 1 lipca odwołać każdego prezesa sądu w Polsce bez podania przyczyn.

Zasadą ma być losowy przydział spraw sędziom, którzy mieliby być równo obciążani pracą. Poszerzony miałby być zakres oświadczeń majątkowych sędziów. Sędzia sądu rejonowego mógłby awansować bezpośrednio do sądu apelacyjnego.

Wprowadzona ma być też możliwość delegacji sędziego do MSZ oraz Kancelarii Prezydenta RP. W okręgach sądowych powołani mieliby też zostać koordynatorzy do spraw współpracy międzynarodowej, prawa europejskiego i praw człowieka w sprawach cywilnych i karnych.

Ponadto, projekt przewiduje umożliwienia nabywania prawa do przejścia w stan spoczynku przez kobiety, które są sędziami bądź prokuratorami, w wieku odpowiadającym powszechnemu wiekowi emerytalnemu - 60 lat. Wprowadzona miałaby też zostać instytucja urlopu rehabilitacyjnego sędziego.

Projekt krytykują środowiska sędziowskie, według których uzależnia on prezesów sądów od ministra "w sposób absolutny". "Sprawowanie funkcji prezesa oraz wiceprezesa sądu przez osobę powołaną w drodze wyłącznej decyzji ministra bez jakiegokolwiek, nawet minimalnego, wpływu samorządu sędziowskiego, budzi istotne zastrzeżenia z punktu widzenia zasady równowagi pomiędzy władzami" - napisał w swej opinii Sąd Najwyższy.