To nie podsłuchy, ale działania tajnych agentów lub "prowokacja policyjna" najbardziej godzą w prywatność jednostki - uważa wiceszef ABW płk Jacek Mąka. Podkreśla, że polskie prawo nie określa granic takiej prowokacji.

Swe przemyślenia o "kontroli operacyjnej", stosowanej dziś przez dziewięć polskich służb specjalnych, Mąka przedstawił w najnowszym numerze wydawanego przez ABW kwartalnika "Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego".

Zabierając głos w debacie na temat podsłuchów, Mąka zwrócił uwagę, że ta forma "kontroli operacyjnej" jest niesłusznie - jego zdaniem - postrzegana jako najbardziej dolegliwy sposób ingerencji służb w prywatność jednostki. Dodał, że taką opinię można zresztą wysnuć choćby z ustawy o ABW, która pozwala Agencji na wniosek do sądu o założenie podsłuchu tylko wtedy, gdy inne środki okażą się bezskuteczne. Jego zdaniem w ten sposób ustawodawca sugeruje posługiwanie się w działaniach służb środkami uznanymi za "mniej inwazyjne", łagodniej ingerującymi w prywatność jednostki.

"Problem w tym, iż porównując poszczególne metody operacyjne pod kątem ich inwazyjności, trudno oprzeć się wrażeniu nie do końca przemyślanej filozofii rozumowania ustawodawcy" - stwierdza wiceszef ABW. Jego zdaniem, obejmując jedynie podsłuchy rygorystycznym systemem kontroli sądowej, ustawodawca wydaje się nie dostrzegać tego, że inne metody uznane przez niego za "mniej szkodliwe", w praktyce operacyjnej są zdecydowanie bardziej dolegliwe.

Według Mąki bardziej niż podsłuch w sferę praw człowieka ingerują np. działania z wykorzystaniem tajnego agenta i prowokacji - tzw. zakupu kontrolowanego lub kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej. Podkreśla, że metody te pozwalają na "bezpośrednie oddziaływanie na rozpracowywaną osobę" i stosowanie "aktywnych technik stymulacyjnych" wobec niej, a nie tylko na bierne rejestrowanie jej zachowań. Mąka dodaje, że te metody nie są objęte kontrolą sądową i "pozostają w gestii nadzoru prokuratorskiego".

Wiceszef Agencji wskazuje także, że w polskim prawie granice prowokowania do popełnienia przestępstwa lub posługiwania się tajnym agentem charakteryzuje "nadmierna ogólnikowość" lub wręcz unikanie przez ustawodawcę próby określenia jakichkolwiek zasad stosowania tych narzędzi. Mąka odnosi wrażenie, iż "ustawodawca pozostaje w błędnym przekonaniu, że problemy rozwiążą się same, bez jego ingerencji". Podkreśla też, że system sądowej kontroli w Polsce nad podsłuchami jest "jednym z bardziej rygorystycznych rozwiązań obowiązujących w Europie, co przeczy występującym często w dyskursie publicznym opiniom sugerującym zupełnie inny stan rzeczy".

Dziś dziewięć służb specjalnych może stosować podsłuchy i inne formy "kontroli operacyjnej". Podsłuchiwać mogą tylko za zgodą sądu - dla wykrycia wymienionych w odpowiednich ustawach ściśle określonych najgroźniejszych przestępstw, jeśli inne środki zawiodą. Prasa często donosi o różnych nieprawidłowościach. W czerwcu weszła w życie ustawa nakazująca służbom pokazywanie sądom materiałów operacyjnych uzasadniających wniosek o podsłuch. Ostatnio ujawniono, że w ub.r. służby podsłuchiwały ponad 6 tys. osób - wcześniej takie dane były tajne.

W czerwcu tego roku rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego ustawy pozwalające służbom specjalnym zdobywać w tajny sposób, głównie podsłuchem, dane o obywatelu, których zakresu precyzyjnie nie określono. Według RPO narusza to konstytucyjne prawo do prywatności.

Niedawno sekretarz rządowego Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki zapowiedział rewolucyjną propozycję: powołanie przez Sejm od 2013 r. niezależnej 6-osobowej komisji, która kontrolowałaby tajne służby pod kątem przestrzegania praw obywateli. Komisja uzyskiwałaby wgląd w najbardziej wrażliwe akta służb i przesłuchiwałaby ich funkcjonariuszy. "W państwach, gdzie powstały takie organy, afery ze służbami specjalnymi się skończyły" - podkreślił Cichocki.