Brytyjska Izba Gmin miała głosować w sobotę nad zgodą na umowę o warunkach brexitu, którą w czwartek uzgodnił rząd Borisa Johnsona. Biorąc pod uwagę, że stoi on na czele rządu mniejszościowego i dotychczas nie wygrał żadnego głosowania, wynik jest trudny do przewidzenia. Ale w głosowaniu przeszła poprawka Letwina, więc Johnson będzie się musiał zwrócić do Brukseli o przesunięcie terminu do 31 stycznia 2020 roku.Tymczasem w Londynie tysiące ludzi protestują, żądając referendum w sprawie umowy brexitowej.



brexit / ShutterStock

Kilkadziesiąt tysięcy ludzi bierze udział w sobotę w demonstracji w centrum Londynu, domagając się, by uzgodnione z Unią Europejską porozumienie w sprawie warunków brexitu poddać pod referendum. W Izbie Gmin od rana trwa debata na temat umowy. Jak przekonują organizatorzy z kampanii "People's Vote", chcą oni sprawdzić, czy Brytyjczycy są zadowoleni z warunków porozumienia uzgodnionego w czwartek przez rząd Borisa Johnsona.

Równolegle w Manchesterze odbywa się demonstracja zwolenników brexitu pod hasłem "Marsz dla demokracji".

Tymczasem przed południem spiker brytyjskiej Izby Gmin John Bercow poinformował, że jedną z poprawek, którą dopuścił do głosowania podczas sobotniego posiedzenia na temat umowy z UE w sprawie brexitu, jest ta przewidująca odłożenie głosowania nad poparciem umowy.

Poprawkę złożył były poseł konserwatywny, a obecnie niezależny Oliver Letwin. Przewiduje ona wstrzymanie poparcia dla umowy do czasu, gdy stosowne ustawy nie zostaną przyjęte i nie wejdą w życie. Według założenia, celem jest uniknięcie "przypadkowego brexitu bez umowy", czyli sytuacji, w której posłowie poparliby porozumienie, ale ustawa nie przejdzie całego procesu legislacyjnego przez 31 października i Wielka Brytania mimo porozumienia politycznego z UE, musiałaby wyjść bez umowy.

Jednak jej przyjęcie oznacza, że zgodnie z ustawą o wyjściu z UE (tzw. ustawą Benna) Johnson będzie się musiał zwrócić do Brukseli o przesunięcie terminu do 31 stycznia 2020 r. W tej sytuacji według rządu głosowanie nad poparciem porozumienia w sobotę byłoby bezcelowe i według rządowych źródeł, w przypadku przyjęcia poprawki Letwina, nie odbędzie się.

Jakie zmiany znalazły się w porozumieniu? Czytaj===>

Głosowanie nad porozumieniem w sprawie brexitu ostatecznie okazało się więc bezcelowe, a to z powodu przyjętej po południu poprawki, złożonej przez byłego posła Partii Konserwatywnej, a obecnie niezależnego Olivera Letwina. Po jej przyjęciu rząd wycofał stosowny wniosek.

Celem poprawki jest uniknięcie "przypadkowego brexitu bez umowy", czyli sytuacji, w której posłowie poparliby porozumienie, ale ustawa nie zdążyłaby przejść całego procesu legislacyjnego przed 31 października i Wielka Brytania mimo porozumienia politycznego z UE musiałaby opuścić Wspólnotę bez umowy.

Za jej przyjęciem głosowało 322 posłów: 231 z Partii Pracy, 35 ze Szkockiej Partii Narodowej, 19 Liberalnych Demokratów, 17 niezależnych, pięciu z Niezależnej Grupy na rzecz Zmiany, czterech z walijskiej Plaid Cymru, jedyna posłanka Zielonych oraz 10 posłów północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP), wspierającej dotychczas mniejszościowy rząd konserwatystów. Przeciw było 306 posłów: 283 konserwatystów, 17 niezależnych i sześciu laburzystów.

Po ogłoszeniu wyników głosowania Johnson oświadczył, że nie jest "zniechęcony ani przerażony" i nadal uważa, że najlepszym rozwiązaniem dla Wielkiej Brytanii jest wystąpienie z UE z końcem października na podstawie wynegocjowanej "wspaniałej umowy".

Zapowiedział, że nie będzie negocjował z UE żadnego dalszego przesunięcia terminu brexitu, a na początku tygodnia rząd przedstawi stosowne propozycje legislacyjne, które umożliwią doprowadzenie do brexitu 31 października. "Nie będę negocjować opóźnienia z UE, a prawo nie zmusza mnie do tego" - przekonywał premier. Podkreślał, że UE także nie jest zachwycona perspektywą kolejnego odroczenia terminu.

Opozycja jest jednak innego zdania i uważa, że premier jeszcze w sobotę musi złożyć wniosek o odłożenie brexitu. Jak powiedział lider Partii Pracy Corbyn, Johnson "nie może już dłużej wykorzystywać groźby wyjścia bez umowy do szantażowania członków (Izby)".

Johnson liczy, że związane z brexitem projekty ustaw, jakie rząd ma przedstawić w przyszłym tygodniu, Izba Gmin przyjmie na tyle szybko, by możliwe było wyjście z UE 31 października i przesuwanie terminu nie było potrzebne. Ale w tym planie wciąż pozostają dwa poważne znaki zapytania: co Johnson zamierza zrobić z ciążącym na nim obowiązkiem złożenia wniosku o przesunięcie terminu oraz czy ustawy związane z brexitem zostaną przyjęte przez parlament, skoro jego mniejszościowy rząd przegrał wszystkie dziewięć głosowań w parlamencie, odkąd on sam objął urząd premiera.

Rano lider brytyjskiej opozycji Jeremy Corbyn odpowiadając podczas debaty na wezwanie premiera Borisa Johnsona do poparcia umowy z Unią Europejską zapowiedział, że Partia Pracy jej nie poprze.

Corbyn nawiązując do wcześniejszych słów Johnsona, że pomimo obiekcji sceptyków zmienił umowę z UE, przyznał, iż premierowi faktycznie się to udało - na gorsze. Ocenił, że obecna wersja jest nawet gorsza niż ta forsowana przez Theresę May, która trzy razy została odrzucona przez Izbę Gmin.

Lider Partii Pracy powiedział, że rozumie "zmęczenie i frustrację" związaną z ciągnącym się procesem brexitu, ale umowa uzgodniona przez Borisa Johnsona spowoduje zbiednienie ludzi, czego wyborcy nie wybaczą politykom.

Z kolei Johnson powiedział: "Nie trzeba przypominać Izbie, że jest to drugie porozumienie i czwarte głosowanie, trzy i pół roku po głosowaniu narodu w sprawie brexitu. W ciągu tych lat przyjaźnie zrywane, rodziny podzielone, a uwagę tej Izby pochłaniała jedna sprawa, która czasami wydawała się nie do rozwiązania".

Była brytyjska premier Theresa May, po raz pierwszy zabierając głos w Izbie Gmin od czasu ustąpienia ze stanowiska w lipcu, zdecydowanie poparła w sobotę porozumienie z Unią Europejską wynegocjowane przez jej następcę Borisa Johnsona.
May mówiła o tym, że ma poczucie pewnego deja vu, apelując ponownie o poparcie umowy z UE i przekonując posłów, jak ważne jest to głosowanie. Apelowała do deputowanych, że "na pierwszym miejscu powinny znaleźć się interesy kraju" i powinni oni poprzeć porozumienie wynegocjowane przez Johnsona.
Była brytyjska premier kategorycznie opowiedziała się przeciw nowemu referendum w sprawie brexitu, argumentując, że nie można powtarzać głosowania "dlatego, że ludziom po prostu nie podobają się wyniki pierwszego". "Głosowanie za porozumieniem jest jedynym sposobem na uniknięcie brexitu bez porozumienia" - mówiła.

Izba Gmin liczy 650 posłów, ale do uzyskania większości wystarczy poparcie tylko 320 z nich. To dlatego, że w głosowaniu nie biorą udziału spiker (chyba, że jest remis, wtedy ma on decydujący głos) i jego trzej zastępcy, a deputowani północnoirlandzkiej, republikańskiej partii Sinn Fein - w obecnej kadencji siedmiu - od lat nie obejmują mandatów.

Patrząc na same deklaracje partyjne, Boris Johnson nie ma szans na zwycięstwo, bo jego Partia Konserwatywna ma obecnie 288 posłów, wspierająca rząd północnoirlandzka Demokratyczna Partia Unionistów (DUP, 10 mandatów) zapowiedziała głosowanie przeciwko, podobnie jak cała opozycja. Parlamentarna arytmetyka jest jednak bardziej skomplikowana.

W samej Partii Konserwatywnej jest grupa najbardziej twardych zwolenników brexitu, którzy uważają, że porozumienie jest zbyt daleko idącym ustępstwem. Wprawdzie nikt spośród nich nie zadeklarował otwarcie, że będzie głosować przeciw, ale według stacji BBC poparcia 14 z nich premier nie może być pewien.

Z drugiej strony, jak się oczekuje, co najmniej dziewięciu posłów laburzystowskich, którzy popierają brexit, zagłosuje wbrew instrukcjom swojej partii za umową, a 15 kolejnych - którzy są z okręgów, gdzie poparto brexit, ale nie są do końca zadowoleni z warunków umowy - waha się lub nie ogłosiło stanowiska.

Za umową powinna być też większość z 21 byłych posłów konserwatywnych, którzy zostali wyrzuceni z klubu na początku września, gdy zagłosowali przeciwko rządowi w innym głosowaniu w sprawie brexitu, a także kilku innych niezależnych.

Z kolei przeciw umowie będzie co najmniej 218 posłów Partii Pracy, cała DUP, jeśli nie została przekonana w ostatniej chwili, całe kluby Szkockiej Partii Narodowej (35 mandatów), Liberalnych Demokratów (19 mandatów),Niezależnej Grupy na rzecz Zmian (5), walijskiej Plaid Cymru (4), Zielonych (1) oraz co najmniej 9 niezależnych.

To według BBC, oznaczałoby - przy założeniu stuprocentowej obecności posłów - że za porozumieniem zagłosuje na pewno co najmniej 303 posłów, przeciwko będzie 301, zaś stanowisko 35 (15 laburzystów, 14 konserwatystów i 6 niezależnych) jest nieznane. I to od ich głosów zależy los porozumienia.