Od pół roku na biurku Ewy Kopacz leży sprawozdanie Andrzeja Seremeta z działalności prokuratury za 2014 r.
Jeszcze w czerwcu premier zapowiedziała, że go nie przyjmie i złoży do Sejmu wniosek o odwołanie prokuratora generalnego przed upływem jego kadencji. Słowa – jak dotąd – nie dotrzymała. Wniosek nigdy do parlamentu nie wpłynął. Ewa Kopacz oficjalnie nawet nie oceniła samego sprawozdania.
Skąd zwłoka? Stanowiska nie przedstawił minister sprawiedliwości Borys Budka.
– Jak wpłynie opinia ministra sprawiedliwości, to decyzja zapadnie zgodnie z procedurą i w normalnym trybie – zapewnia Cezary Tomczyk, rzecznik prasowy rządu.
Opinia ministra nie jest dla premier wiążąca. – Ale jest przyjęte, że nie podejmuje się decyzji bez niej – podkreśla rzecznik.
Jeszcze w lipcu Borys Budka informował, że jego stanowisko jest w końcowej fazie przygotowań. Pod koniec sierpnia zapewniał, że zamierza je przedstawić we wrześniu. Mamy październik, a opinii jak nie było, tak nie ma.
– Prace nad stanowiskiem jeszcze nie zostały ukończone. Jeżeli dobiegną końca, minister niezwłocznie prześle je do pani premier – słyszymy w resorcie.
– Być może szefowa rządu wsłuchała się w racjonalne argumenty i ma świadomość, że popełniła błąd. Nie zazdroszczę jej sytuacji, ponieważ ma teraz do wyboru: spełnić własną obietnicę o nieprzyjęciu sprawozdania albo zachować się racjonalnie – uważa Jacek Skała, szef Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury.
Czy premier – aby wyjść z całej sytuacji z twarzą – może tak przeciągać sprawę, aby zostawić decyzję nowemu gabinetowi? Formalnie nie ma takich przeszkód.
– Pamiętamy czerwcowe oświadczenie pani premier o nieprzyjęciu sprawozdania za 2014 r. i apel związku, w którym wskazaliśmy, że takie stanowisko jest nieuprawnione, godzi w niezależność prokuratury i nie ma jakiejkolwiek podstawy merytorycznej – podkreśla Skała. Przypomina, że za wyciek ze śledztwa w aferze podsłuchowej nie odpowiada prokuratura, więc taki powód nie może być przyczyną odrzucenia sprawozdania. Tym bardziej że dotyczy ono wcześniejszego okresu w działalności prokuratury, czyli 2014 r.
– Jeżeli są przesłanki do nieprzyjęcia sprawozdania, to z całą pewnością niezwiązane z aferą podsłuchową, ale z ogólnym kryzysem prokuratury, za który Andrzej Seremet ponosi już odpowiedzialność – uważa związkowiec.
Przeciąganie decyzji – o przyjęciu bądź odrzuceniu sprawozdania – do końca roku stało się już tradycją. Uderza to w autorytet prokuratury. W ubiegłym roku premier Donald Tusk zaakceptował raport prokuratora generalnego we wrześniu. Dwa lata temu Seremet czekał na decyzję do grudnia (Tusk sprawozdanie odrzucił, ale nie wnioskował o odwołanie PG).
– Sytuacja powtarza się cyklicznie. Prokurator generalny czeka do końca roku na ocenę sprawozdania, które składa się premierowi do końca marca. Stanowi to zagrożenie dla niezależności całej prokuratury, bo rodzi ryzyko, że centrala swoimi działaniami będzie chciała się wpisywać w oczekiwania rządzącej opcji politycznej albo przynajmniej się nie narażać – komentuje Jacek Skała.
Andrzej Seremet wielokrotnie podkreślał, że każda decyzja – negatywna lub pozytywna – jest lepsza od stanu niepewności. Przekonywał, że ustawa powinna przewidywać np. 90 dni na przyjęcie albo odrzucenie jego raportu.