Co czwarta jednostka już w przyszłym roku może mieć kłopot z pozyskaniem pieniędzy na inwestycje – alarmują samorządowcy. A to jednocześnie oznacza trudności z wykorzystaniem środków unijnych.
Takie niewesołe wnioski płyną z analizy wieloletnich prognoz finansowych JST (wg danych z marca br.), dokonanych przez dr. Jana Czajkowskiego ze Związku Miast Polskich. Na potrzeby obliczeń autor przyjął oparty na zapisach ustawy o finansach publicznych wskaźnik pokazujący, jaką część przewidywanych dochodów poszczególne samorządy będą mogły przeznaczyć na nowe inwestycje (z zaangażowaniem własnych środków) lub obsługę nowych zobowiązań.
Mikromożliwości
W tym roku niemal 486 z 2,5 tys. jednostek na obsługę nowo zaciąganych długów może przeznaczyć zaledwie niecały 1 proc. dochodów budżetowych. W przyszłym roku problem ten będzie dotyczył już 660 samorządów. W 2018 r. będzie ich nieco mniej – 621. Znacznie zmniejszona ilość wolnych środków, które lokalne władze będą mogły przeznaczać na obsługę nowych kredytów, wynika przede wszystkim z dotychczasowego intensywnego zapożyczania się gmin w bankach lub emisji obligacji.
Poziom zadłużenia JST / Dziennik Gazeta Prawna
Oczywiście nie jest powiedziane, że samorządy są na straconej pozycji. – Mogą zaciągać nowe długi, ale będą miały bardzo ograniczoną możliwość ich szybkiej spłaty. Zostaną zmuszone do uregulowania swoich zobowiązań w dłuższym okresie czasu – zaznacza dr Czajkowski. I dodaje, że obsługa zadłużenia w samorządach będzie w takich przypadkach bardziej kosztowna, ponieważ wydłużenie okresu spłaty kredytu generuje zazwyczaj wyższe odsetki.
Największe problemy z realizowaniem nowych inwestycji w najbliższych latach mogą mieć miasta na prawach powiatu, które najwięcej inwestowały w przeszłości – z unijnych pieniędzy budowały drogi, kanalizację czy baseny. Co więcej, z danych wynika, że po spłacie wszystkich nowych zobowiązań wielu samorządom pozostanie tylko 1-proc. nadwyżka operacyjna.
Zagrożony optymizm
Konkluzje wynikające z przeprowadzonej analizy to niedobry sygnał dla Ministerstwa Rozwoju, które chce rozpocząć intensywne wydawanie unijnych pieniędzy. Resortowi zależy na czasie, bowiem już teraz opóźnienia wynoszą od 6 do nawet 12 miesięcy (w zależności od programu operacyjnego). – Uważam, że odczuwalny wpływ funduszy unijnych na gospodarkę nastąpi na przełomie III i IV kwartału tego roku – przekonuje wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński. Ale spodziewane kłopoty samorządów z kredytami i ich obsługą mogą pokrzyżować ambitne plany rządu. Problem jest na tyle poważny, że wkrótce ma się odbyć spotkanie samorządowców z wicepremierem Mateuszem Morawieckim. – Jeśli oczekuje on od nas skoku inwestycyjnego, to musimy pokazać, na jakich warunkach jest to możliwe i jakiego rodzaju działania wspomagające powinny być podjęte – stwierdził ostatnio Krzysztof Żuk, prezydent Lublina i wiceprzewodniczący KWRiS.
O jak najszybsze przesłanie analizy poprosiła samorządowców także wiceminister finansów Hanna Majszczyk. Po zapoznaniu się z nimi obie strony rozpoczną rozmowy na temat finansów jednostek.
Kto szarżował
Eksperci zwracają uwagę, że dopiero teraz będzie widać, który samorząd racjonalnie gospodarował dotąd środkami w swoim budżecie (i w związku z tym stać go na zaciąganie kolejnych długów pod inwestycje), a który zwyczajnie przestrzelił (i wolnych środków już nie ma). Bo w przypadku inwestycji z udziałem europejskich funduszy lokalne władze nie mogą zasłaniać się rygorystycznymi przepisami. Ustawa o finansach publicznych (art. 243 ust. 3 i 3a) umożliwia wyłączenie z limitów zadłużeniowych raty kredytów i pożyczek (wraz z odsetkami) zaciąganych na potrzeby realizacji unijnych projektów, gdzie dofinansowanie z Brukseli wynosi co najmniej 60 proc. wartości inwestycji.
– To sprawia, że samorządy nie powinny mieć problemów z absorpcją i wykorzystaniem środków unijnych w kontekście limitacji zadłużenia określonego w art. 243. Problem może się ewentualnie pojawić w momencie zakończenia i rozliczenia takiego projektu – wskazuje Lucyna Hanus, prezes Regionalnej Izby Obrachunkowej (RIO) we Wrocławiu.
Tymczasem, jak wynika z naszej sondy w regionalnych izbach obrachunkowych, już teraz nie brakuje gmin, które mają olbrzymie problemy finansowe i w efekcie nie mogą zaciągać żadnych kredytów. Dotyczy to od kilku do kilkunastu jednostek w danym województwie.
Przykładowo, w Podlaskiem takie trudności występują w siedmiu jednostkach (cztery realizują programy postępowania naprawczego na podstawie art. 240a ustawy o finansach publicznych, a kolejne trzy programy naprawcze na podstawie art. 224 tejże ustawy). Jak dodaje wiceprezes RIO w Białymstoku Dariusz Renczyński, kolejne dwa samorządy co prawda spełniają jeszcze kryteria zadłużeniowe, ale ich dług jest na tyle wysoki, że już teraz ogranicza im możliwość zaciągania kolejnych zobowiązań.
Część przedstawicieli RIO twierdzi, że w tym momencie trudno jest stwierdzić, jaka faktycznie jest kondycja finansowa samorządów, zwłaszcza w kontekście rozpoczętej perspektywy finansowej UE. Adam Głębski z łódzkiej izby zwraca uwagę np. na przepływy finansowe w ramach programu „Rodzina 500 plus”, które w najbliższych latach będą skutkować pozorną poprawą sytuacji finansowej samorządów (wypłaty trafiające za pośrednictwem gmin do rodziców dzieci tymczasowo zwiększą potencjał zadłużeniowy, co może być dla nich groźne), czy spodziewany spadek dochodów z tytułu udziału gmin w PIT (w związku z rządowymi planami podniesienia kwoty wolnej od podatku).
Natomiast dr Jan Czajkowski zwraca nam uwagę, że w związku z niepewną sytuacją finansową samorządów w ramach rządowego systemu BESTi@ (przeznaczony do zarządzania budżetami JST) testowane jest nowe narzędzie do tworzenia symulacji finansowych uwzględniających plany inwestycyjne. Dzięki niemu każda gmina będzie mogła przećwiczyć, jak dany projekt obciąży jej budżet w dłuższej perspektywie i dokonać zawczasu ewentualnych korekt. – Na razie trwa pilotaż z udziałem kilkudziesięciu jednostek. Po wakacjach narzędzie zostanie udostępnione wszystkim lokalnym władzom w Polsce – zapowiada Czajkowski.