Moskwa przekonuje, że nie szkoli ani nie dozbraja separatystów. Ale związków z nimi nie da się już zakwestionować

Niemal cała wczorajsza konferencja ministerstwa obrony Rosji była próbą obalenia tezy o dozbrajaniu rebeliantów i rosyjskim pochodzeniu zestawu Buk, z którego zestrzelono malezyjskiego boeinga. Spotkanie obfitowało w multimedia i było symultanicznie tłumaczone na angielski. Problem w tym, że jeszcze przed tragedią pod Hrabowem zgromadzono i potwierdzono wiele informacji o zaangażowaniu Moskwy w konflikt. Wówczas nikt na Kremlu nie przypuszczał, że niedbanie o pozory obróci się przeciw Rosji. W runecie (rosyjskojęzycznym internecie) przechwalano się udziałem w tzw. rosyjskiej wiośnie.

Pierwszym dowodem na wspieranie separatystów jest skład osobowy separatystów, który dowodzi, że stoją za nimi federalne służby specjalne. Ministrem obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) jest pułkownik Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) w stanie spoczynku Igor Girkin, na Ukrainie używający nazwiska Striełkow. Człowiek z szerokim doświadczeniem bojowym – od Naddniestrza przez Bośnię do Czeczenii. Na emeryturę, jak mówił, odszedł w marcu 2013 r.
Jego znajomy Aleksandr Borodaj został premierem DRL. Borodaj oficjalnie był cywilnym politologiem sympatyzującym z rosyjskimi prawosławnymi nacjonalistami. W 2002 r. rosyjska „Prawda” pisała jednak o jego nominacji na wiceszefa FSB. Oficjalnych potwierdzeń brak. Także premier sprzymierzonej Ługańskiej Republiki Ludowej Marat Baszyrow ma rosyjski paszport. Baszyrow jest znany jako jeden z najlepszych speców w dziedzinie GR, czyli specyficznie rosyjskiej branży PR dbającej o relacje biznesu z władzami.
Według tygodnika „Nowoje Wriemia”, spośród 10 tys. zbrojnych separatystów jedną trzecią stanowią Rosjanie. Wśród nich formalnie urlopowani funkcjonariusze różnych struktur siłowych. Wczoraj minister obrony Wałerij Hełetej podał, że w trakcie walk w północnej części obszarów ogarniętych rebelią wzięto do niewoli 35 obywateli Rosji. Dowodem na obecność najemników jest też powracający do Rosji „ładunek 200”, jak na Wschodzie nazywa się transporty z poległymi żołnierzami.
Jednym z poległych w trakcie majowych walk w Doniecku był milicjant Siergiej Żdanowicz, weteran Afganistanu i Czeczenii. Poza służbą w stołecznej milicji Żdanowicz był radnym Elektrogorska, 23-tys. podmoskiewskiego miasteczka, z ramienia kremlowskiej Jednej Rosji (JeR). Opozycyjna „Nowaja Gazieta” ustaliła, że werbunkiem najemników zajmował się osobiście szef miejskiej organizacji JeR Roman Tikunow. – Na wojnie do wszystkiego się przyzwyczajasz, do walk, niewygody. Tylko do tego, że giną twoi towarzysze, trudno przywyknąć – opowiadał Żdanowicz w lutym lokalnej gazecie „Gośbużje”.
Naborem najemników zajmują się nie tylko lokalni politycy. Wędka jest zarzucona bardzo szeroko, także za pośrednictwem sieci społecznościowych. W serwisie WKontaktie istnieje np. grupa „Russkije dobrowolcy Donbass”. Jej trzech koordynatorów poszukuje ludzi z doświadczeniem bojowym i specjalistycznymi umiejętnościami, jak artylerzyści czy czołgiści. – Do wojskowych, którzy niedawno odeszli w stan spoczynku, zwracają się ludzie z propozycją wyjazdu na Ukrainę. W ten sposób w razie wzięcia do niewoli Rosja będzie mogła uchylić się od odpowiedzialności – cytuje „Nowaja Gazieta” eksperta wojskowego Pawła Fielgiengauera. Jednym ze świeżych emerytów jest płk Girkin.
Ludzie i sprzęt wojskowy, w tym zapewne system Buk, z którego zestrzelono w czwartek malezyjskiego boeinga, byli przerzucani przez ukraińsko-rosyjską granicę. O tym, że nie jest to tylko ukraińska propaganda, świadczy to, że bodaj najcięższe boje toczą się o opanowanie przejść granicznych i odcięcie separatystów od korytarzy prowadzących do Rosji. W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do kolejnej potyczki o graniczny Czerwonopartyzanśk. Wcześniej ukraińska armia w tym rejonie była ostrzeliwana z leżącego już na terytorium Rosji Gudkowa.
– Czekamy, Rosja ma z tamtej strony j...nąć po ich pozycjach – opowiada w podsłuchanej przez SBU rozmowie o ciężkich walkach w okolicach przejść granicznych z Rosją Siergiej Pietrowski, bliski współpracownik Girkina.
SBU na bieżąco ujawnia podsłuchane rozmowy separatystów. Ich autentyczność potwierdził amerykański wywiad, oraz – w przypadku własnej „taśmy prawdy” – jeden z dowódców sił DRL Igor Bies Biezler. – Moskwa interesuje się tym, gdzie są skrzynki – mówi dowódca najbardziej bitnego batalionu Wostok Ołeksandr Chodakowski, były szef specoddziału SBU Alfa w Doniecku, niezidentyfikowanemu rozmówcy. – Naszych towarzyszy z wysoka bardzo interesuje los czarnych skrzynek. Mam na myśli Moskwę – tłumaczy innemu.
PRAWO
Będą kłopoty z osądzeniem sprawców. Ale Malaysian zapłacą
Katastrofa lotu MH17 rodzi dwa problemy natury prawnej: kwestię odpowiedzialności linii lotniczych Malaysian Airlines oraz kary dla sprawców.
Na mocy konwencji montrealskiej linie lotnicze zobowiązane są do wypłacenia 174 tys. dol. rodzinie każdego pasażera, który zginął na pokładzie danego rejsu. Dzieje się tak bez względu na to, czy katastrofa nastąpiła z winy przewoźnika. Dla Malaysian oznacza to wydatek rzędu 49 mln dol. Rodziny pasażerów mogą jednak dochodzić przed sądem wyższych odszkodowań. Zdaniem zachodnich ekspertów od pozwów lotniczych wymagałoby to jednak udowodnienia, że skierowanie lotu nad strefę walk było zaniedbaniem ze strony linii.
Dochodzący roszczeń mogą się powołać na Amerykańską Agencję Lotniczą, która już w kwietniu zabroniła przelotów nad Krymem oraz morzami Czarnym i Azowskim. Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego (ICAO) nie zdecydowała się jednak na zamknięcie korytarza nad wschodnią Ukrainą. Niektóre linie, jak australijski Qantas, zdecydowały się przekierować maszyny znad Ukrainy.
Większość jednak pozostała na stałych trasach. Dane ze strony Flightradar24 pokazują, że w tygodniu poprzedzającym katastrofę nad obszarem przeleciało kilkaset lotów 66 różnych przewoźników. Tylko Singapore Airlines wykonały tam 75 lotów. Prawnicy mogą jednak argumentować, że Malaysian nie wzięły pod uwagę, że wcześniej nad obszarem lotu strącono trzy samoloty wojskowe, a także że rejs MH17 leciał najkrótszą trasą, co trudno uznać za zrobienie wszystkiego celem zapewnienia bezpieczeństwa pasażerom. Malaysian może czekać łącznie nawet 1 mld dol. wypłat.
W kwestii osądzenia sprawców tragedii premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk zasugerował, że powinien się tym zająć Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Problem jednak polega na tym, że Ukraina wciąż nie ratyfikowała ustanawiającego MTK statutu rzymskiego (trwają przygotowania do ratyfikacji). Sprawę do rozpatrzenia przez MTK może także wnieść Rada Bezpieczeństwa ONZ. Tutaj jednak przeszkodą będzie zapewne rosyjskie weto.
Osądzenie sprawców ostatecznie sprowadza się do tego, czy uda się ich zidentyfikować. Na mocy konwencji montrealskiej sygnatariusze mają obowiązek albo osądzić sprawców, albo przekazać ich do państwa, które chciałoby tego dokonać. Osądzeni mogą zostać praktycznie wszędzie, zarówno na terenie Ukrainy według tamtejszego prawa, jak i w innym kraju. Proces sprawców zamachu na samolot Pan Am, który rozbił się w Lockerby w 1988 r., odbył się według szkockiego prawa w specjalnie do tego celu powołanym sądzie mieszczącym się na terenie nieużywanej bazy lotniczej USA w Holandii.