"To bezprecedensowa nagonka na świat polskiej nauki. Ludzi chcących służyć prawdzie, badać rzeczywisty obraz sytuacji w naszej ojczyźnie" - mówił Macierewicz. I dodawał: "Próbowano dokonać papierowego zabójstwa".
Polityk PiS zaznaczył, że naukowcom w podobny sposób zakazywano brać udział w życiu publicznym za czasów Władysława Gomułki. "Katastrofę mogą badać tylko ci eksperci, którzy nie chcą dowieść sprawstwa Rosji" - zaznaczył Macierewicz.
"Szkoda, ze w Polsce są ludzie, którzy starają się obniżyć rangę polskich naukowców" - zgodził się z Macierewiczem prof. Binienda. A mec. Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy podkreślił: "Publikacja "Gazety Wyborczej" jest po to, żeby media zajęły się kompetencjami ekspertów, a nie pytaniem o to, co się stało z uwagami akredytowanego Klicha."
Wczoraj "Gazeta Wyborcza" opisała część zeznań złożonych przez ekspertów zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej. Rzecznik Prokuratury Wojskowej. Marcin Maksjan ujawnił m.in, że eksperci Antoniego Macierewicza nie przedstawili w prokuraturze dowodów na wybuch w tupolewie. Wojskowa Prokuratura poinformowała, że - według ekspertów - dowodem na ich kompetencje miało być to, iż "sklejali modele samolotów czy obserwują skrzydła samolotu podczas lotu".
Źródło: Gazeta.pl, IAR