Brexit, czy to twardy, czy miękki, może położyć kres trwającemu od 20 lat pokojowi na należącej do Wielkiej Brytanii części wyspy.
Belfast: miasto w osobliwy sposób dumne z tego, że w suchym doku jego stoczni powstał Titanic. Do dziś atrybutem stolicy Irlandii Północnej, kolokwialnie, chociaż nieprecyzyjnie zwanej Ulsterem (faktycznie Ulster to jedna z czterech prowincji Irlandii – red.), są dwa wielkie, należące do Harland and Wolff żurawie, zwane Samson i Goliat. Teraz miasto uchodzi za jedno z najbezpieczniejszych miejsc w Europie, ale jeszcze 20 lat temu były tam „no-go zones”, strefy, do których lepiej nie wchodzić. W 1968 r., kiedy lokalne władze poprosiły Londyn o wysłanie wojsk do dodatkowej ochrony, wybuchł tu konflikt o podłożu etniczno-religijnym, który trwał 30 lat. Po angielsku nazywa się „The Troubles”, czyli kłopoty. Niektórzy nazywają go pełzającą wojną domową, inni – działalnością terrorystyczną skrajnych grup, to zależy od poglądów politycznych. Przeciwko sobie stali probrytyjscy protestanci i katoliccy irlandzcy nacjonaliści, ale też obie strony trapiły walki frakcyjne między ugodowcami a radykałami. W zamachach, skrytobójstwach i otwartych potyczkach zginęło przez 30 lat w sumie 3,5 tys. osób.
Kruchy pokój panuje od Wielkiego Piątku 1998 r., kiedy rządy z Dublina i Londynu podpisały porozumienie pokojowe, kontrasygnowane przez główne siły polityczne Irlandii Północnej. Ale to nie znaczy, że problem oraz pamięć o przeszłości zniknęły. Płytko pod skórą pulsuje też potencjalna erupcja terroryzmu.
– Dublin poszedł wtedy na ustępstwa i zgodził się na wykreślenie z konstytucji przepisu, że Ulster ma stać się częścią macierzy. W zamian zlikwidowano koszmarną, rządzącą się uprzedzeniami królewską policję i zastąpiono ją Służbą Policyjną Irlandii Północnej – mówi DGP Daniel Baker, radny Belfastu z Sinn Fein, nacjonalistycznej partii, wywodzącej się z Prowizorycznej IRA. Dodaje, że wprowadzono wówczas coś na kształt parytetu i w zastępach nowej służby znalazło się proporcjonalnie tyle samo katolików, ile protestantów. To pomogło w miarę szybko wkroczyć na ścieżkę pokoju i zmieniło Belfast w oazę bezpieczeństwa.
Do referendum brexitowego wszystko wskazywało na to, że konflikt dobiegł końca. Aktywność nielicznych ultraskich odłamów Irlandzkiej Armii Republikańskiej spadła prawie do zera. Mniej więcej w tym samym czasie dokonała się pokoleniowa wymiana elit politycznych. Granica między Irlandiami stała się niewidoczna.
Do czasu. 19 stycznia 2019 r. w położonym na północy Derry przed budynkiem sądu wybuchł samochód pułapka. Nikt w eksplozji nie zginął. Do zamachu przyznała się samozwańcza Nowa IRA. W wysłanym do mediów komunikacie napisano, że grupa ostrzega wszystkich, którzy będą współpracować z Londynem oraz przyczynią się do zwiększenia obecności brytyjskich wojsk w Irlandii Północnej, że spotka ich za to kara. – Brexit spowodował coś, co było nie do przewidzenia. Współczesnym, dopiero co ujawnionym bojownikom IRA, nie chodzi o to, czy zostać w Unii czy nie, tylko że wobec potencjalnego wycofania się Londynu ze Wspólnoty w jakimś stopniu odżyje granica, przyjadą brytyjscy żołnierze, których nacjonaliści nie chcą, i zacznie się jatka – mówi DGP Shane Brighton z Queen’s University of Belfast, specjalista od terroryzmu i wykładowca kursów Conflict Studies.
23 kwietnia Nowa IRA zabiła człowieka. Ofiarą była 29-letnia dziennikarka Lyra McKee, która obserwowała demonstracje w Derry. Jest w tym historyczna ironia. Nowa IRA rekrutuje się z ludzi urodzonych w okolicach podpisania porozumień wielkopiątkowych, którzy siłą rzeczy nie mają nic wspólnego ze starymi bojówkami. – To naśladowcy, podrabiacze, coś, co pop kultura nazywa „copycat”. Prawdziwi weterani IRA i lojalistycznych grup odkąd przestali się zajmować terroryzmem przerzucili się na handel narkotykami, biznes o wiele bardziej opłacalny – dodaje Brighton.
Brexit może zaszkodzić służbom, które monitorują i jedno, i drugie. – Na wypadnięciu z Unii stracimy więcej, niż komukolwiek się wydaje. I to o tej potencjalnej stracie mało kto mówi. Brytyjskie służby utracą wiele narzędzi, które były niezbędne w zapewnieniu bezpieczeństwa. Mówię chociażby o Europejskim Nakazie Aresztowania czy dostępie do bazy danych Europolu. A są z pewnością na świecie siły, którym na eskalacji zagrożeniem terrorystycznym i dalszej destabilizacji Wielkiej Brytanii zależy – mówi DGP jeden z byłych komendantów lokalnej policji. Gdy wspomniał „pewne siły”, wymownym wzrokiem wskazał Rosję na wiszącej na ścianie mapie Europy.