W ubiegłym wieku mocarstwa konkurowały w przestrzeni kosmicznej. W 2020 r. rywalizacja przeniosła się do sfery zdrowia publicznego.
Podobnie jak w przypadku podboju kosmosu wprowadzenie na rynek preparatu chroniącego przed koronawirusem wymaga mobilizacji olbrzymich zasobów, w tym talentów naukowych, mocy produkcyjnych oraz przede wszystkim pieniędzy. Różnica jest taka, że w wyścigu na Księżyc Waszyngton mierzył się z Moskwą. Teraz konkurentem jest Pekin.
Podobna jest też nagroda, czyli globalny prestiż. Potrzebują go zarówno Chiny, jak i Stany Zjednoczone. Oba mocarstwa popełniły bowiem podczas pandemii mnóstwo błędów, które nadszarpnęły ich wizerunek i przywództwo. Pekin nie docenił w porę zagrożenia, jakie niesie ze sobą nowy patogen ‒ w efekcie koronawirus rozlał się na świat. USA z kolei ociągały się z wprowadzeniem środków zaradczych u siebie, skutkiem czego teraz mierzą się z nawrotem pandemii.

Kasa, kasa i jeszcze raz kasa

Waszyngton stara się nadrobić stracony czas sprawdzonym podejściem, a mianowicie mobilizacją sektora prywatnego z udziałem publicznych funduszy. Biały Dom nazwał ten program „Operacją Prędkość Warp” (w nawiązaniu do serialu fantastyczno-naukowego „Star Trek”, gdzie tym terminem określa się podróżowanie z prędkością większą od prędkości światła). W jej ramach finansowane są nie tylko badania naukowe mające potwierdzić skuteczność szczepionek, ale też rozbudowa mocy produkcyjnych zarówno „czynnych” składników preparatów, jak i opakowań. Wszystko po to, aby ‒ jak czytamy na stronie amerykańskiego resortu zdrowia ‒ „do stycznia przyszłego roku wyprodukować 300 mln sztuk skutecznej i bezpiecznej szczepionki”.
Wśród przedsiębiorstw, które otrzymały środki na badania nad szczepionką, znalazły się m.in. Johnson & Johnson (456 mln dol. przyznane pod koniec marca), Moderna (483 mln dol. w połowie kwietnia) oraz AstraZeneca, która w drugiej połowie maja otrzymała 1,2 mld dol. na rozwój szczepionki opracowywanej we współpracy z Uniwersytetem w Oksfordzie. Nie dalej jak przedwczoraj do listy dołączyła też firma Novavax, która w ramach operacji otrzyma 1,6 mld dol.
Do tego dochodzą dotacje na rozwój mocy produkcyjnych (jeszcze nikt nie wytwarzał szczepionek w liczbie miliardów dawek rocznie – co i tak jest niewystarczającym poziomem, jeśli chcielibyśmy szybko zaszczepić prawie 8 mld mieszkańców Ziemi). Każda z wymienionych wyżej firm w ramach przyznanych środków ma zainwestować również w tę dziedzinę. Do tego dochodzą kontrakty dla firm, które będą pełnić funkcję „zewnętrznych dostawców” (nie mają własnych szczepionek), jak Emergent BioSolutions, która 1 czerwca otrzymała na zwiększenie mocy 628 mln dol. Waszyngton zabezpieczył nawet dostawy fiolek do szczepionek, przyznając grant na ich dodatkową produkcję o wartości 204 mln dol. firmie Corning (na co dzień znamy ją raczej z tafli szkła przykrywających ekrany naszych smartfonów).

Smocza szczepionka

Swoje zasoby mobilizują również Chiny, gdzie do prac nad szczepionką ruszyły sektor prywatny, firmy państwowe, a nawet wojsko. Efekty są widoczne. Z trzech preparatów znajdujących się obecnie w trzeciej, najważniejszej fazie badań klinicznych (patrz infografika obok), dwa pochodzą z Państwa Środka. Producentem pierwszego jest państwowa firma Sinopharm, która przetestuje jego skuteczność w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Producentem drugiej jest prywatny Sinovac, który lada dzień zacznie podawanie preparatu 9 tys. pracownikom brazylijskiej służby zdrowia.
W Brazylii testowana będzie również trzecia szczepionka znajdująca się w III fazie, a mianowicie preparat Oksfordu i firmy AstraZeneca. Niebawem do tego etapu ma również przejść szczepionka amerykańskiej Moderny – znanej z tego, że jako pierwsza na świecie ruszyła z I fazą testów klinicznych. Warto również wspomnieć, że chińska armia do ograniczonego użytku dopuściła u swoich podwładnych preparat firmy CanSino Biologics. Nie można tego jednak traktować na równi z dopuszczeniem do użytku przez zachodnich regulatorów, czyli amerykańską FDA czy europejską EMA.
Co ciekawe, chińscy naukowcy stawiają na zupełnie inną strategię niż ich koledzy z Zachodu. Wspomniane wyżej szczepionki w III fazie badań klinicznych wykorzystują nieaktywnego koronawirusa. CanSino wykorzystuje inny patogen, którego „doposaża” w geny SARS-CoV-2. Podobnie zresztą zrobili naukowcy z Oksfordu. Większość szczepionek z USA – w tym preparat Moderny, ale też firmy Innovio – to szczepionki genetyczne.

Reszta świata

Niewykluczone, że Chiny mogą być pierwsze, jeśli idzie o wprowadzenie na rynek skutecznej szczepionki – otwarte natomiast zostaje pytanie, czy świat zechce ją kupić. Widać to już chociażby po problemach ze znalezieniem partnerów do badań nad już opracowanymi w Państwie Środka preparatami. Oprócz Brazylii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich zainteresowanie współpracą z Pekinem w tym obszarze wyraziła Indonezja. Zainteresowania ze strony państw zachodnich jak na razie nie ma.
Rywalizacja między USA a Chinami jest podczas pandemii szczególnie widoczna, ale w żaden sposób nie są to jedyne podmioty aktywne w szczepionkowym peletonie. Własne preparaty przygotowują bowiem m.in. Rosjanie, Japończycy, Hindusi i Niemcy. Pieniądze na rozwój szczepionek płyną także z międzynarodowych organizacji, tj. CEPI (Koalicja na rzecz Innowacji i Przygotowań do Pandemii; środki na działalność otrzymała m.in. od rządu norweskiego), która dorzuciła paręset milionów na rozwój preparatu firmy Innovio czy GAVI (finansowana m.in. przez Fundację Gatesa), która zebrała na świecie 2 mld dol. na zakup szczepionek dla państw rozwijających się. Zabezpieczyć dostawy szczepionek dla państw członkowskich chce również Komisja Europejska w ramach koordynowanych zakupów.