Policja w Hongkongu użyła we wtorek granatów z gazem łzawiącym, by rozpędzić demonstrantów blokujących ulice w centrum miasta. Do starć doszło również w pobliżu kilku miejscowych uczelni, w tym na kampusie Uniwersytetu Chińskiego w Hongkongu.

Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam określiła we wtorek protestujących jako „ekstremalnie samolubnych” i oświadczyła, że nie uda im się sparaliżować miasta. Dzień wcześniej nazwała demonstrantów „wrogami publicznymi” i oceniła, że „nigdy nie zwyciężą”, stosując przemoc.

W porze lunchu na ulice finansowej dzielnicy Central wyszły tysiące osób, drugi dzień z rzędu częściowo blokując tam ruch pojazdów. Demonstranci niszczyli między innymi autobusy, by uniemożliwić im odjazd. Po południu, gdy większość demonstrantów już się rozeszła, oddziały prewencyjne policji rozpędziły pozostałych przy użyciu gazu łzawiącego.

Wystąpiły również poważne zakłócenia pracy metra. Wiele pociągów odjeżdżało z opóźnieniem, a niektóre stacje bez uprzedzenia zamknięto – poinformował publiczny nadawca RTHK.

Do starć z policją dochodziło również w okolicach kilku uczelni wyższych oraz na kampusie Uniwersytetu Chińskiego (CUHK). Demonstranci podpalili tam samochód i rzucali koktajle Mołotowa, podczas gdy policja wypychała ich w głąb kampusu, wystrzeliwując w ich stronę granaty z gazem łzawiącym – relacjonuje dziennik „South China Morning Post”.

Niespokojnie było również na Uniwersytecie Miejskim w Hongkongu, gdzie demonstranci od rana ustawiali barykady. Również tam policja użyła gazu łzawiącego.

Jeden z demonstrantów w dzielnicy finansowej drwił z policji, odnosząc się przy tym do operacji rozpędzania protestów na uczelniach. „Gratulacje! Wreszcie udało wam się dostać na uniwersytet i pracować w Central” - napisał na transparencie.

Uczestnicy trwających od czerwca protestów domagają się między innymi demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie działań policji, której zarzucają używanie nadmiernej siły. Lam wykluczyła jednak ustępstwa.

Protestujących rozgniewało między innymi postrzelenie jednego z demonstrantów ostrą amunicją w czasie starć w poniedziałek. Na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych widać, że postrzelony 21-latek nie był uzbrojony. Młody mężczyzna przeszedł w szpitalu operację i jest w stanie krytycznym.

Policja twierdzi, że usiłował on wyrwać broń z ręki funkcjonariusza, który strzelił, by temu zapobiec. Policja ogłosiła również, że po tym zdarzeniu ktoś ujawnił w sieci prywatne dane tego funkcjonariusza. Ktoś miał również grozić policjantowi śmiercią jego dzieci.

Również w poniedziałek 57-letni mężczyzna został polany łatwopalną cieczą i podpalony przez niezidentyfikowanego sprawcę, który zbiegł z miejsca zdarzenia. Według państwowych chińskich mediów nastąpiło to w czasie kłótni pomiędzy tym mężczyzną a grupą demonstrantów. Poszkodowany jest w stanie krytycznym, a władze traktują sprawę jako usiłowanie zabójstwa – poinformowała policja w komunikacie.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)