Unia Europejska decyduje o sankcjach gospodarczych wobec Rosji. W Brukseli trwa narada ambasadorów państw członkowskich w tej sprawie.

Sankcje mają objąć usługi finansowe, handel bronią i sprzedaż zaawansowanych technologii. Kolejne spotkanie unijnych ambasadorów odbywa się znowu pod specjalnym nadzorem.
Na salę ambasadorowie mogli wejść tylko z jednym współpracownikiem, bez telefonów i bez laptopów. Wszystko po to, by uniknąć podsłuchów. Unijni ambasadorowie będą bowiem mówić o kwestiach drażliwych dla każdego państwa - o tym, jakie koszty będą musiały ponieść unijne rządy po wprowadzeniu sankcji, także po odwecie Moskwy. Choć to Rosja - jak wyliczyli eksperci Komisji - straci najwięcej. W tym roku prawie 23 miliardy euro, w przyszłym - 75 miliardów euro, co obniży PKB o 4,8 procent. Dla porównania Unia może stracić w tym roku 40 miliardów euro, w przyszłym - 50 miliardów euro, a unijne PKB ma spaść o 0,4 procent. Pytanie tylko, jakie sankcje zostaną ostatecznie nałożone. „Komisja Europejska wykonała swoją pracę i teraz piłka jest po stronie państw członkowskich" - powiedział jej rzecznik Jonathan Todd. Komisja, która przygotowała projekt sankcji, dobierała je tak, by wszystkie kraje musiały ponieść porównywalne koszty. Chodzi o ograniczenie głównym rosyjskim bankom z większościowym udziałem państwa dostępu do finansowania z unijnego rynku, o zakaz sprzedaży nowoczesnych technologii na przykład do wydobywania ropy ze złóż arktycznych, a także o embargo na dostawy broni. Dotyczyć to będzie jednak tylko nowych kontraktów.