Motoryzacja spowalnia z braku chipów, fabryki AGD borykają się z brakiem stali, a importerów dotykają rosnące ceny frachtów. Polskie przedsiębiorstwa twierdzą jednak, że ich działalność jest niezakłócona.

Po ubiegłorocznym zamrożeniu fabryki wielu zakładów mają problemy z powrotem do normalnej produkcji. Odbudowywanie popytu zbiegło się bowiem z problemami na rynku surowców i komponentów. Problemy mają m.in. odbiorcy stali nierdzewnej. Od początku roku cena blachy zimnowalcowanej 2 mm wzrosła z ok. 10 zł do prawie 13 zł za kilogram. A jeszcze pół roku temu jej cena wynosiła ok. 8 zł.
– Stali nierdzewnej na europejskim rynku wciąż brakuje i w najbliższej przyszłości to się nie zmieni. Na Starym Kontynencie działa dosłownie kilka produkujących ją hut, które do końca roku mają już pełne obłożenie. Import spoza Unii jest z kolei mało opłacalny, bo ceny w Azji, doliczając znaczne koszty transportu, są porównywalne. Koszty frachtów również są obecnie bardzo wysokie. To sprawia, że dystrybutorzy dziś ostro rywalizują o każdą partię materiału – mówi Andrzej Michalski-Stępkowski, prezes Stowarzyszenia Stal Nierdzewna.
Przez deficyty branża AGD, której pandemia nie dotknęła zbyt mocno, ma problem, by sprostać zapotrzebowaniu klientów. Choć dotychczas to się udaje, to firmy borykają się z bardzo wysokimi cenami i brakiem surowców. Wspominano o tym m.in. na konferencji grupy Amica. Jak określił prezes Jacek Rutkowski, firma za sprawą braków była w marcu o włos od zatrzymania produkcji.
Jak twierdzą przedstawiciele branży, choć faktycznie wisiało nad nią widmo przestojów, to ostatecznie żadna z ponad 30 fabryk nie wstrzymała taśm. – Mieliśmy odpowiednie zapasy i utrzymaliśmy ciągłość. Ceny produktów nadal jednak pozostają bardzo wysokie. Oprócz stali nierdzewnej podrożały też nikiel i aluminium, a przede wszystkim plastiki. To wzrost rzędu nawet 60–90 proc. w ciągu roku – przyznaje Wojciech Konecki, prezes związku pracodawców AGD Applia i wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej (KIG).
Mniej szczęścia mają producenci samochodów. Nie dość, że ich również dotyka wzrost cen stali, to od końca ubiegłego roku mają również problem z dostępem do półprzewodników. Z tego właśnie powodu do końca kwietnia wstrzymano pracę zakładu Volkswagena we Wrześni pod Poznaniem. Zarówno gliwicki Opel, jak i tyski zakład FCA jak na razie nie zmniejszały produkcji w związku z niedoborem części, ale jak deklarują przedstawiciele obu fabryk, liczą się z taką ewentualnością i na bieżąco monitorują sytuację. Na szczęście skok cen komponentów nie jest dla nich zbyt dotkliwy. – Nie jest to odczuwalny problem. Wynika to jednak z wcześniej zakontraktowanych wielkości i cen zakupu surowców, w tym stali, od naszych dostawców – tłumaczy Rafał Grzanecki, rzecznik FCA w Polsce.
We znaki dają się jednak ceny frachtów, które utrzymują się na bardzo wysokim poziomie i wynoszą 25–50 proc. więcej niż rok temu. Logistykę utrudnia też brak kontenerów. – Ceny frachtu lotniczego i morskiego znacząco w ostatnim okresie wzrosły. Wzrost ten w oczywisty sposób wpływa negatywnie na zysk spółki. Jednakże większym problemem jest zmniejszona podaż dostępnych wolumenów w transporcie międzykontynentalnym, a w konsekwencji wydłużenie czasów tranzytu – przyznaje Aleksandra Stępniak, konsultant ds. efektywności energetycznej w Danfoss Poland. Z podobnymi problemami boryka się motoryzacja. – Część partii komponentów pochodzącej z Chin zmuszeni byliśmy transportować drogą lotniczą – mówi Rafał Grzanecki. – Proces jest pod kontrolą i nie wpływa na bieżącą produkcję – dodaje.
Jak zauważają analitycy, problemy z wyższymi kosztami produkcji mogą być jeszcze większe po luzowaniu restrykcji w związku z postępami szczepień. – Braki w stali są spowodowane w dużej mierze tym, że Chiny mocno przyspieszyły inwestycje i wysysają z surowca światowe rynki. Przez to mniej go napływa również do Europy. Pewną zagadką są pokłady odroczonego popytu, które zostaną uruchomione w poszczególnych krajach w Europie po odmrożeniu gospodarki. Jeśli skok będzie wysoki, to firmy łatwiej przekierują dodatkowe koszty na konsumentów. A z racji tego, że tendencja będzie dotyczyć całego kontynentu, to polskie firmy takie jak Amica nie powinny stracić udziałów w rynku. Czy tak się faktycznie stanie, będziemy mogli ocenić na przełomie III i IV kwartału – ocenia Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa w Noble Securities.