Pistolet przy skroni, cios mieczem samurajskim albo maczetą, pobicia, a w najlepszym przypadku szarpaniny i wyzwiska - w Krakowie nie ma dnia, aby ratownik medyczny nie został zaatakowany przez agresywnego pacjenta, jego rodzinę lub świadków zdarzenia.

Pracownicy pogotowia zwracają uwagę, że coraz częściej w czasie próby niesienia pomocy, sami stają się ofiarami. „Zazwyczaj agresja u pacjentów wiąże się ze spożyciem alkoholu” - mówi IAR Joanna Sieradzka z Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego - „Był przypadek, kiedy agresywny, wulgarny i pijany mężczyzna zaczął dotkliwie kopać ratownika powodując u niego poważniejsze obrażenia. Zdarzył się też przypadek ataku na ratowniczkę, która po pobiciu trafiła do szpitala i przechodzi dłuższą rehabilitację” - tłumaczy rzeczniczka krakowskiego pogotowia.

W czasie niesienia pomocy, w niektórych dzielnicach Krakowa musimy mieć oczy dookoła głowy - potwierdza Adrian Stanisz - ratownik medyczny: „Sytuację, w których ktoś próbuje rzucić w nas nożem, maczetą, a nawet mieczem samurajskim choć są pojedyncze, to jednak się zdarzają. Tak samo, jak agresywny Brytyjczyk przykładał koledze do głowy pistolet.”
Dlatego ratownicy chcą wprowadzenia obowiązkowych kursów samoobrony w czasie studiów i stworzenia mapy niebezpiecznych miejsc, gdzie interwencji pogotowia zawsze powinien towarzyszyć patrol policji. Podobny system sprawdził się już Wielkiej Brytanii.