Premier David Cameron i lider Partii Pracy Jeremy Corbyn odwiedzili w piątek Birstall, gdzie dzień wcześniej zamordowano posłankę Jo Cox. Politycy złożyli wyrazy uznania dla jej kariery i zapowiedzieli zwołanie specjalnej sesji parlamentu.

Było to pierwsze wspólne wystąpienie obu liderów, którzy dotychczas konsekwentnie odmawiali pojawiania się razem na jednej scenie, także w toku kampanii przed przyszłotygodniowym referendum ws. członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.

Piątkowa ceremonia rozpoczęła się o 13.48, dokładnie dobę po śmierci posłanki Jo Cox, postrzelonej i ranionej nożem po zakończeniu dyżuru poselskiego w lokalnej bibliotece. Partyjnym liderom towarzyszyli również spiker Izby Gmin John Bercow, minister spraw zagranicznych w gabinecie cieni Tony Benn i anglikańska kapłanka Rose Hudson-Wilkin.

"Nasz naród jest słusznie zaszokowany. Myślę, że to odpowiedni moment, aby zrobić krok wstecz i pomyśleć o rzeczach ważnych dla naszego kraju. Powinniśmy cenić i chronić naszą demokrację, w której posłowie są (...) dostępni publicznie i odpowiadają przed obywatelami. Tak zmarła Jo - wykonując swoją pracę" - powiedział Cameron.

Premier podkreślił, że politycy angażują się w służbę publiczną, bo chcą działać w interesie narodowym, działać dla dobra innych ludzi i zmieniać świat na lepsze. Przypomniał, że sam poznał Cox w 2006 roku w objętym konfliktem Darfurze, gdzie pomagała uchodźcom.

Jak zaznaczył, tolerancja jest absolutnym fundamentem pokoju, stabilności i dobrobytu gospodarczego. "Jeśli więc gdzieś widzimy nienawiść, podziały, brak tolerancji - musimy je wykluczyć z polityki, życia publicznego i naszych społeczności" - zaapelował.

Z kolei lider Partii Pracy Jeremy Corbyn - którego Cox była zdecydowaną przeciwniczką - oddał hołd jej karierze politycznej i wartościom, w które wierzyła.

Jak poinformował, na jego wniosek w poniedziałek zwołana zostanie specjalna sesja parlamentu ku czci zabitej posłanki. Według doniesień mediów, część posłów proponuje zawieszenie zwyczajowego podziału Izby Gmin na partie, apelując, aby podczas poniedziałkowego posiedzenia parlamentu deputowani siedzieli przemieszani w ławach izby, na znak solidarności i zasypywania partyjnych podziałów.

Czuwanie modlitewne za zmarłą zaplanowano na wieczór w wielu miejscach Wielkiej Brytanii.

W piątek rano władze Partii Konserwatywnej zapowiedziały, że w imię szacunku dla zamordowanej posłanki lokalne struktury nie planują wystawienia swojego kandydata w wyborach uzupełniających w jej okręgu Batley and Spen.

Jo Cox miała 41 lat i była posłanką Partii Pracy od zaledwie roku. Zanim trafiła do parlamentu, działała m.in. w organizacji humanitarnej Oxfam oraz w organizacji dążącej do likwidacji współczesnego niewolnictwa; podróżowała do wielu najbardziej niebezpiecznych państw świata, w tym Darfuru i Demokratycznej Republiki Konga. Zmarła w wyniku ran postrzałowych i ciętych zadanych jej przez 52-letniego mężczyznę. Była zamężna. Osierociła dwie córki w wieku 4 i 5 lat.

Dokładne motywy morderstwa wciąż nie są znane. Brytyjska prasa donosi o niepotwierdzonych informacjach dotyczących mordercy, który miał być "samotnikiem" i zmagać się z historią chorób psychicznych. Według części mediów miał również być zwolennikiem supremacji białej rasy na świecie.

Część świadków twierdziła w rozmowie z mediami, że morderca podczas ataku krzyczał "Britain First" ("Wielka Brytania nade wszystko"), co interpretowane może być jako apel o poszanowanie interesów kraju lub odwołanie do nacjonalistycznej partii o tej samej nazwie. Teorie łączące morderstwo z bieżącą polityką lub kampanią referendalną nie zostały na razie potwierdzone przez policję.

Kampania przed przyszłotygodniowym referendum ws. członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej jest zawieszona do końca dnia; jej stopniowe wznowienie zaplanowano na weekend.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)