Moskwa twierdzi, że zdjęcia lotnicze wykonane przez rosyjskiego drona w rejonie, w którym jakoby dokonano w środę nalotu na szkołę w miejscowości Has w syryjskiej prowincji Idlib, pokazują, że nie ma tam zniszczeń charakterystycznych dla ataku z powietrza.

Powiedział o tym w czwartek przedstawiciel rosyjskiego resortu obrony gen. Igor Konaszenkow. Dodał, że podczas wykonywania tych zdjęć stwierdzono tam obecność amerykańskiego drona.

Konaszenkow powiedział, że rosyjskiego drona wysłano w rejon Has w czwartek rano i że na wykonanych przez niego zdjęciach nie widać żadnych zniszczeń dachu szkoły ani lejów po bombach lotniczych w okolicy.

"O analogiczne informacje można się zwrócić do naszych amerykańskich kolegów" - dodał i powiedział, że w tym czasie rosyjska kontrola obszaru powietrznego monitorowała w tamtym rejonie amerykańskiego drona zwiadowczo-bojowego Predator.

Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Wielkiej Brytanii, wojskowe samoloty przeprowadziły w środę sześć nalotów, w wyniku których zniszczone zostały dwie szkoły w mieście Has w prowincji Idlib. Według UNICEF-u (Fundusz Narodów Zjednoczonych Pomocy Dzieciom), w nalotach w Idlibie zginęło 22 dzieci i kilkoro nauczycieli.

Prowincja Idlib znajduje się w północno-zachodniej Syrii, w pobliżu Aleppo, i jest kontrolowana przez rebeliantów walczących z reżimem prezydenta Baszara el-Asada.

Waszyngton i Paryż uznały, że nalotu dokonał albo reżim syryjski, albo Rosjanie. Moskwa twierdzi, że nie miała nic wspólnego z tym, co wydarzyło się w Has. (PAP)