Liban wprowadza jednodniową żałobę narodową po zamachach w Bejrucie. W dwóch eksplozjach w południowych dzielnicach miasta zginęło co najmniej 37 osób, a niemal 200 zostało rannych. Do ataków doszło w dzielnicy opanowanej przez szyicki Hezbollah, który jest sojusznikiem prezydenta sąsiedniej Syrii.

Według relacji świadków, dwóch samobójców wysadziło się w krótkim odstępie czasu na tej samej, zatłoczonej ulicy w południowej części Bejrutu.

"Modliłem się, gdy zobaczyłem eksplozję. Przeleciały nade mną drzwi, a potem następne. Dzięki Bogu, na tym się skończyło” - mówi jeden ze świadków. Libańskie telewizje pokazały zniszczone budynki i ciała zabitych, które były nawet w środku sklepów. Policja twierdzi, że znalazła ciała trzech napastników, ale ostatniemu z nich nie udało się wysadzić w powietrze.

Do ataku doszło w szyickiej części Bejrutu, opanowanej przez Hezbollah. Ugrupowanie otwarcie przyznaje, że wspiera zbrojnie syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada w wojnie domowej. Przypuszcza się, że za zamachami stoją sunnickie grupy powiązane z syryjskimi rebeliantami lub z tzw. Państwem Islamskim.

Sytuacja w Libanie jest napięta od wielu miesięcy. Z powodu wojny domowej w Syrii do liczącego 4 miliony ludzi Libanu przyjechało już ponad milion uchodźców. W ostatnich miesiącach wielokrotnie dochodziło też do zamachów, związanych z syryjskim konfliktem.

Sytuację komplikuje jeszcze niestabilność polityczna. Libański parlament po raz 31. próbował wczoraj wybrać prezydenta, ale tak jak w poprzednich przypadkach zakończyło się to fiaskiem.