Najwięcej przypadków przyjmowania niedozwolonych substancji stwierdzono wśród kulturystów
Zmiany w przepisach i większe dotacje z budżetu pozwalają skuteczniej zwalczać doping w polskim sporcie. Problem w tym, że badanych jest zaledwie 0,3 proc. zarejestrowanych zawodników – wynika z raportu NIK.
Zdaniem NIP doping jest poważnym problemem w sporcie wyczynowym. Corocznie u 1–2 proc. badanych polskich sportowców stwierdza się występowanie zabronionych substancji.
W okresie 2015–2018 (do 30 września) wpadło 151 zawodników reprezentujących 34 dyscypliny sportowe. Najwięcej przypadków (25) dotyczyło kulturystyki, podnoszenia ciężarów (19), fitnessu, rugby, zapasów (po 9), boksu, hokeja na lodzie, kick-boxingu oraz kolarstwa (po 6 przypadków).
Wydaje się, że zmiany idą jednak w dobrym kierunku. Od 1 lipca 2017 r. spadł udział przypadków pozytywnych wyników próbek, tzn. wskazujący na użycie substancji niedozwolonych, w ich ogólnej liczbie: z poziomu 1,2 proc. w 2015 r. i 1,7 proc. w 2016 r., do 0,8 proc. w 2018 r. (do 30 września).
Zdaniem NIK przyczyniły się do tego nowe przepisy antydopingowe wprowadzone od 2016 r. (głównie na mocy ustawy o zwalczaniu dopingu w sporcie) i zmiany systemowe. W miejsce jednostki budżetowej – Komisji i Biura do Zwalczania Dopingu w Sporcie – powstała, jako państwowa osoba prawna, Polska Agencja Antydopingowa (POLADA). Przekazano jej wyłączne uprawnienia do stanowienia i realizacji reguł dyscyplinarnych dotyczących dopingu w sporcie. Przy Agencji utworzono też Panel Dyscyplinarny – niezależny, powoływany przez ministra sportu i turystyki, pięcioosobowy wyspecjalizowany organ do przeprowadzenia postępowań w sprawach o doping.
„Tym samym odebrano poszczególnym związkom sportowym uprawnienia do prowadzenia takich postępowań. Obecnie POLADA odpowiada za odpowiednie zaplanowanie badań antydopingowych i w razie wykrycia dopingu przekazuje sprawę do Panelu Dyscyplinarnego. Jego postanowienia są respektowane przez polskie związki sportowe” – podaje NIK.
NIK chwali też zwiększenie dotacji na działalność Polskiej Agencji Antydopingowej oraz Zakładu Badań Antydopingowych (od początku 2019 r. działające jako niezależne Polskie Laboratorium Antydopingowe) do kwoty ok. 7 mln zł w 2017 r. (wzrost o 23 proc. w stosunku do 2015 r.). Przełożyło się to na zwiększenie liczby próbek pobranych od sportowców do poziomu prawie 4 tys. (wzrost o blisko 28 proc. w 2017 r. w stosunku do 2015 r.).
Jednak równolegle NIK zauważa, że wciąż stosunkowo niewielka liczba zawodników jest w ogóle kontrolowana. „W 2017 r. badania objęły nie więcej niż 0,3 proc. wszystkich zarejestrowanych zawodników. Przy założeniu, że badaniami objęto by jedynie reprezentantów Polski, to na obecnym poziomie badań (ok. 4 tys. próbek) można byłoby skontrolować rocznie nie więcej niż 40 proc. kadrowiczów wszystkich grup wiekowych (z ogólnej liczby 10,6 tys. reprezentantów Polski w 2017 r.)” – wskazuje NIK. We wspomnianym 2017 r. w Polsce wykonano ponad 3,9 tys. badań antydopingowych. W Niemczech – ponad 14,4 tys., w Chinach – 11 tys., a w USA – 9,8 tys. Gorzej od nas wypadła m.in. Kanada (raptem 18 zbadanych próbek mniej), Szwecja (3451), Rumunia (3200) czy Portugalia (2926).
„Liczba próbek zawodników zaplanowana do pobrania w Polsce w 2019 r. to 4,2 tys., zaś w 2020 r. ma to być 4,5 tys. Jest to systematyczny wzrost w porównaniu do 3,1 tys. próbek pobranych w 2015 roku” – podało Ministerstwo Sportu i zaznacza, że POLADA plasuje się w pierwszej „15”. narodowych organizacji antydopingowych na świecie pod względem liczby pobranych próbek antydopingowych.
O komentarz poprosiliśmy też Michała Rynkowskiego, dyrektora POLADA.
– Statystyki kontroli antydopingowej a powszechność stosowania dopingu w sporcie to dwa zupełnie różne zagadnienia, wymagające całkowicie innego podejścia analitycznego. W żadnym wypadku nie można stosować tych pierwszych do zilustrowania powszechności zjawiska, jakim jest doping w sporcie. Mogą one służyć wyłącznie ocenie efektywności przeprowadzanych kontroli antydopingowych, a i tu należy zachować pewien dystans w takich ocenach. Jeżeli w ogóle możliwe jest poznanie skali dopingu w sporcie, to powinny do tego służyć zaawansowane badania społeczne, a nie statystyki kontroli antydopingowej – ocenia.