Jak przełknąć upokorzenie, czyli co Francja dostanie od Stanów Zjednoczonych za utratę „kontraktu stulecia”.

Zdrada, kryzys dyplomatyczny, nóż wbity w plecy, upokorzenie – francuscy politycy i dyplomaci nie przebierali w słowach, komentując anulowanie „kontraktu stulecia” na dostawę francuskich konwencjonalnych okrętów podwodnych do Australii, która w ramach umowy między nią, USA i Wielką Brytanią (AUKUS) zdecydowała się przyjąć gwarancje bezpieczeństwa od Stanów Zjednoczonych. A tym samym zakupić atomowe okręty od USA, a nie konwencjonalne od francuskiej Naval Group. Teraz kluczową kwestią stało się, ile Francja ugra w zamian za anulowany kontrakt. Jakie dostanie odszkodowanie od Australii i co Joe Biden zdecyduje się obiecać prezydentowi Macronowi, aby udobruchać swoich wściekłych partnerów.
Zdaniem szefa Naval Group Pierre’a Érika Pommelleta AUKUS to na razie tylko hasło, a jedynym znanym punktem jest decyzja o zakupie łodzi z napędem jądrowym. „Kiedy, jak, z jakimi partnerami, z jakim transferem technologicznym? Nikt nie wie” – wylicza Pommellet. „Nasz projekt miał dać Australii suwerenność przemysłową w wysokowydajnych okrętach podwodnych z napędem konwencjonalnym, co oznacza przekazanie jej know-how, aby mogła projektować, produkować i utrzymywać w pełnej autonomii swoje jednostki” – stwierdził w środę. Podał też, że „kontrakt stulecia” stanowił ok. 10 proc. portfela sprzedaży grupy, która dostarcza okręty podwodne do Indii i Brazylii oraz statki nawodne do Egiptu, Belgii i Holandii.
Skala reakcji
Po anulowaniu przez Polskę za czasów rządów Antoniego Macierewicza w MON kontraktu na dostawę francuskich śmigłowców Caracal – zawartego za czasów premier Ewy Kopacz i wartego nieporównywalne pieniądze, bo zaledwie ok. 4 mld euro – ówczesny prezydent Francji François Hollande odwołał swoją wizytę w Polsce, a francuscy dyplomaci zamrozili spotkania w ramach Trójkąta Weimarskiego, próbując izolować Polskę w relacjach z UE. Po ogłoszeniu anulowania kontraktu na 56 mld euro francuscy politycy i dyplomaci otwarcie mówią, że są wściekli, wskazując, że jest to najpoważniejszy kryzys w relacjach z USA od czasów 2003 r., kiedy Francja sprzeciwiła się wysłaniu żołnierzy do Iraku. Szef francuskiego MSZ Jean-Yves Le Drian zaczął domagać się redefinicji relacji w NATO. Nieoficjalnie sugeruje się, że Francja mogłaby w odwecie zablokować umowę o wolnym handlu między UE a Australią.
Wielu polityków opozycji – od Partii Komunistycznej po Zgromadzenie Narodowe – zaczęło mówić o odejściu z Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jeszcze na kilka dni przed wybuchem kryzysu Marine Le Pen poruszyła ten temat podczas spotkania we Fréjus. Przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego (RN) i kandydatka w wyborach prezydenckich w 2022 r. chce wyjścia ze zintegrowanego dowództwa Sojuszu, tłumacząc to tym, że „ta struktura utrzymuje wojowniczą i anachroniczną logikę starych bloków zimnej wojny”. Stanowisko to podtrzymał Jordan Bardella, tymczasowy prezes RN na czas kampanii prezydenckiej. Bardella mówi nawet o całkowitym wyjściu z Sojuszu Północnoatlantyckiego, co według niego pozwoliłoby „przywrócić Francji środki jej wolności i niepodległości”.
Prezydent regionu Hauts-de-France i kandydat na prezydenta Xavier Bertrand mówi o idei „nadzwyczajnego szczytu NATO” oraz o wycofaniu się Francji z dowództwa organizacji. „Pytanie brzmi, czy dla Amerykanów też się liczymy, czy też jesteśmy w drugiej lidze” – podkreśla Bertrand. Podobnie wypowiada się prezydent regionu Ile-de-France Valérie Pécresse.
Zapytana we wtorek w Zgromadzeniu Narodowym o możliwość wyjścia z NATO minister sił zbrojnych Florence Parly nie odpowiedziała wprost. „Jesteśmy w trakcie oceny opcji wobec naszych różnych partnerów” – stwierdziła.
Krytyka NATO ze strony Francji nie jest niczym nowym; w 2019 r. sam Emmanuel Macron użył bardzo surowej formuły, mówiąc o „śmierci mózgowej Sojuszu”. Prezydent niezmiennie ubolewa nad brakiem koordynacji, posunięciami Stanów Zjednoczonych z czasów Trumpa, ale i Bidena, kryzysem dyplomatycznym z Turcją.
Efekt uboczny chińskiej potęgi
– Anulowanie kontraktu przez Australię będzie miało negatywne i długofalowe dla Francji konsekwencje militarne, finansowe i dyplomatyczne – uważa Paul Maurice, ekspert Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI). Kraj żegna się właśnie ze swoimi ambicjami, aby zostać dużym graczem w regionie Pacyfiku i liczącym się partnerem dla państw regionu, w tym potężnym dostawcą sprzętu wojskowego. Skutki zawarcia porozumienia AUKUS są poważne i niekorzystne nie tylko dla Paryża, lecz także dla całej Europy, i są dowodem na reorientację strategicznych celów partnerów NATO i USA w związku z rosnącą potęgą Chin – uważają francuscy eksperci.
Według komentatorów znad Sekwany Wielka Brytania, która miała być przecież izolowana po brexicie, odniosła zwycięstwo nad Francją. – Premier Boris Johnson realizuje konsekwentnie strategię prowadzenia równoległych polityk i relacji zarówno z UE, jak i z USA czy Australią, która tradycyjnie jest strefą brytyjskich wpływów. Negocjowany w tajemnicy przez wiele miesięcy AUKUS można określić jako sukces Borisa Johnsona, który prowadzi aktywną i skuteczną politykę zagraniczną – podkreśla Maurice.
Decyzja o anulowaniu kontraktu została podjęta na tak wysokim szczeblu, że nawet ministerstwo sił zbrojnych Australii nie do końca orientowało się w sytuacji, wysyłając do francuskiego resortu obrony zapewnienia, że umowa będzie realizowana bez zmian – dokładnie w czasie, kiedy podejmowano decyzję o jego anulowaniu.
Kryzys się nie opłaca
Już w przyszłym tygodniu do USA wróci jednak francuski ambasador Philippe Étienne wezwany do Paryża na konsultacje. O jego powrocie do stolicy USA poinformował prezydent Macron w środę, po rozmowie telefonicznej z prezydentem Bidenem. Obaj przywódcy oświadczyli, że „otwarte konsultacje między sojusznikami w sprawach o znaczeniu strategicznym dla Francji i europejskich partnerów pozwoliłyby uniknąć tej sytuacji”. Prezydent Biden potwierdził zaś swoje „trwałe zaangażowanie”. Obydwaj szefowie państw mają spotkać się osobiście w Europie pod koniec października. Biały Dom i Pałac Elizejski poinformowały, że rozpoczęto pogłębione konsultacje mające na celu „stworzenie warunków gwarantujących zaufanie i zaproponowanie konkretnych środków do osiągnięcia wspólnych celów”.
Co to oznacza po ludzku? Przede wszystkim możliwości handlowe i wyjście z twarzą z zawirowania, które dla ambitnego na arenie międzynarodowej prezydenta Macrona jest również kryzysem wizerunkowym. Biden zapewnił go więc w środę, iż „Stany Zjednoczone potwierdzają, że zaangażowanie Francji i Unii Europejskiej w Region Indo-Pacyfiku ma strategiczne znaczenie”. Dostrzegają również potrzebę zwiększenia europejskiej obronności, tj. „silniejsze i bardziej wydajne działania przyczyniające się do bezpieczeństwa transatlantyckiego i globalizacji oraz uzupełniania roli NATO”.
Utworzenie europejskiej armii jest konikiem Macrona i jego wielkim marzeniem, za którym stoi wielki biznes. Konserwatywny brytyjski dziennik „Daily Telegraph” napisał nawet w środę, że w zamian za stworzenie armii UE Macron był gotów zrezygnować na rzecz Brukseli ze stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Pałac Elizejski natychmiast zdementował te rewelacje, nazywając przy okazji brytyjski dziennik tabloidem.
Paryż chce jednak przyspieszyć współpracę europejską w dziedzinie projektów wojskowych, m.in. program European Patrol Corvette, który obejmuje Francję, Włochy i Hiszpanię. – Potrzebnych jest więcej wspólnych programów, aby posunąć się dalej w europejskiej współpracy przemysłowej – podkreślają francuscy wojskowi i dyplomaci.
Biden po rozmowie z Macronem zapewnił również, że Stany Zjednoczone zobowiązują się do wzmocnienia swojego wsparcia dla operacji antyterrorystycznych prowadzonych przez państwa europejskie w regionie Sahelu. Francja wciąż pozostaje w tym rejonie Afryki Północnej, mimo zapewnień, że kończy operację Barkhane i wycofa z Mali swoich 5 tys. żołnierzy. Idzie to jednak opornie z uwagi na rosnącą rolę Rosji w regionie. Dla Paryża nie do przyjęcia jest choćby ewentualne porozumienie Bamako z rosyjskimi najemnikami z Grupy Wagnera, z którymi władze tego kraju prowadzą negocjacje. Informacja ta rozwścieczyła minister Parly, która poleciała w tym tygodniu do Mali, aby wyperswadować tamtejszemu rządowi tego typu pomysły. Większe wsparcie Amerykanów w regionie jest zatem przez Francuzów bardzo pożądane.