Wojciech Dobrołowicz: Jestem zdruzgotany decyzją w sprawie zamknięcia kopalni. Jej wykonanie będzie miało katastrofalne skutki ekonomiczne gospodarcze, ale i społeczne dla regionu. Cierpią na tym też relacje międzysąsiedzkie z Czechami

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej domaga się zamknięcia kopalni węgla brunatnego w Turowie. Co wykonanie tego środka zapobiegawczego oznaczałoby dla Bogatyni?

Kompleks w Turowie, czyli kopalnia i elektrownia działa od ponad 75 lat. Przez ten czas stał się największym pracodawcą w regionie. Zamknięcie kopalni miałoby katastrofalne skutki. Te zakłady wraz ze spółkami zależnymi bezpośrednio dają zatrudnienie ok. 5 tys. osób. Wpływają jednak również pośrednio na lokalny rynek pracy. Kooperują bowiem z lokalnymi przedsiębiorcami. W sumie dzięki nim pracę oraz środki na utrzymanie ma zapewnione kilkadziesiąt tysięcy osób. Nie mówiąc już o tym, że przy okazji inwestycji w kompleksie, a te są czynione na bieżąco, region dodatkowo zyskuje. Pracownicy oddelegowani do realizacji nowych projektów, jak na przykład do budowy najnowocześniejszego w Europie bloku energetycznego, który powstał właśnie w Turowie napędzają lokalna gospodarkę. Wynajmują mieszkania, zaopatrują się w lokalnych sklepach, chodzą do miejscowego fryzjera, stołują się w regionalnych lokalach gastronomicznych…

Słyszy się opinie, że po zamknięciu kopalni region czeka wymarcie.

Ludzie zaczną masowo uciekać z Bogatyni. Szczególnie że zamknięcie kopalni oznacza też zamknięcie elektrowni. A to główny dostawca wody dla mieszkańców. Zaledwie 28 proc. wody mamy z własnych ujęć podziemnych. 72 proc. jest ujmowane w ramach elektrowni ze zbiornika Witka. My tę wodę od PGE odkupujemy i uzdatniamy. Zamknięcie elektrowni sprawi, że mieszkańcy zostaną pozbawieni dostępu do wody i ciepła. A dla elektrowni nie ma alternatywy. Na jej stworzenie potrzebny jest czas i pieniądze. Oczywiście możemy przejąć infrastrukturę od elektrowni. Jednak nie stać nas na jej utrzymanie i zarządzanie nią. Jest bowiem dostosowana do zupełnie innych celów, nie tylko by realizować potrzeby mieszkańców. Poza tym przejęcie infrastruktury i zarządzanie nią przez miasto spowodowałoby, że cena wody wzrosłaby o ponad 50 proc.

Dlatego jesteśmy zbulwersowani tym, co się dzieje, że są podejmowane decyzje bez dokładnego rozpoznania, jaki to będzie miało wpływ na życie lokalnej społeczności i konsekwencje na przyszłość. Dodam, że jeszcze nie otrząsnęliśmy się po powodzi z 2010 r. Spowodowała ona ogromne spustoszenie w regionie. Teraz szykuje się kolejne.

Czy w regionie nie ma innego dużego pracodawcy?

Kompleks w Turowie jest największym. Drugim jest samorząd. A ten nie może istnieć bez Turowa. Kompleks odpowiada za 30 proc. wpływów do

budżetu Bogatyni. W sumie dostarcza 48 mln zł rocznie. Brak tych pieniędzy oznacza, że gmina będzie musiała zrezygnować z wielu inwestycji ważnych dla mieszkańców. Będzie też musiała podjąć decyzje o rezygnacji z utrzymania wielu obiektów, a to wiąże się z cięciami w zatrudnieniu. Mowa o ośrodkach kultury, spółkach zależnych od samorządu czy wreszcie gminnym szpitalu. Straty będą jeszcze większe. Likwidacja kompleksu oznacza też mniejsze wpływy z tytułu PIT i CIT, od lokalnych mieszkańców oraz kontrahentów, którzy zarabiają dzięki kompleksowi Turów.

Od lat jednak wiadomo, że Polskę czeka transformacja energetyczna. A to oznacza wygaszanie kopalni.

Jesteśmy za zielonym ładem i transformacją energetyczną. Ale nie w takim dzikim wydaniu, czyli przez zamknięcie z dnia na dzień kopalni. Jesteśmy członkiem dwóch certyfikowanych klastrów energii odnawialnej, stawiamy na rozwój fotowoltaiki oraz farm wiatrowych. Bierzemy aktywny udział w rozmowach na temat transformacji energetycznej z urzędem marszałkowskim. Przedstawiamy swoje propozycje, opiniujemy akty.

Planujemy i realizujemy też inwestycje we własnym zakresie. Najnowsza to wymiana oświetlenia na ledowe w gminie. Planujemy też instalację paneli fotowoltaicznych na budynkach użyteczności publicznej.

Czy Bogatynia przygotowywała się na zamknięcie kopalni i elektrowni w jakiejś nieodległej przecież perspektywie?

Owszem tak. Mamy plan na przyszłość. Zdajemy sobie sprawę, że kopalnia nie będzie wieczna i trzeba pozyskać innych pracodawców do regionu. Dlatego podjęliśmy decyzję o stworzeniu specjalnej strefy ekonomicznej. Prowadzimy już rozmowy z Kamiennogórską SSE w tej sprawie. Nasza miałaby by być jej podstrefą. Mamy już wytyczone kilkanaście hektarów z przeznaczeniem na ten cel. Są na styku granic Polski, Niemiec i Czech. Został opracowany plan zagospodarowania przestrzennego na potrzeby inwestycji. Przewidujemy poza tym stworzenie inkubatora przedsiębiorczości. Pozyskanie inwestorów nie następuje jednak z dnia na dzień. To wymaga czasu, który był. A teraz się skończył, bo decyzja o zamknięciu kopalni została podjęta nagle. Nikt tego nie zakładał w tak krótkim czasie. Wszyscy przewidywali sukcesywne wygaszanie działalności przez kopalnię.

Naszym pomysłem na region jest też turystyka, którą chcemy rozwinąć. Uważamy, że to idealne miejsce dla wypadów turystycznych do dwóch sąsiednich krajów. Szczególnie że ceny noclegów są niższe w Polsce niż w Niemczech czy Czechach. Dlatego zakładamy rozwój bazy noclegowej. Mamy tu unikatową architekturę łużycką – krainę domów przysłupowych, która powinna stać się marka turystyczną.

Dążymy też do stworzenia na naszym terenie połączenia kolejowego. Na razie region z pozostałą częścią Polski łączy tylko jedna droga. To za mało, by myśleć o rozwoju. Wykluczenie komunikacyjne jest obecnie poważną przeszkodą w rozwoju strefy dla przedsiębiorców i turystyki.

Czesi skarżą się na pył, hałas, zmniejszenie poziomu wód gruntowych. Czy mieszkańcy Bogatyni nie zauważają negatywnego wpływu kopalni i elektrowni na ich życie?

Uważam, że mamy do czynienia z kreowaniem rzeczywistości, której nie ma. Wielokrotnie zwracałem na to uwagę przedstawicielom mediów. Mówiłem pojedźcie do Czech i zapytajcie mieszkańców, czy czują dyskomfort z powodu działania kopalni Turów w Polsce. Z informacji zwrotnych, które do mnie docierają, wynika, że nie. Zatem problem został sztucznie wykreowany. Pytanie tylko przez kogo i w jakim celu. Mam podejrzenie, że może chodzić o nowych mieszkańców terenów przygranicznych Czech, którzy są bardzo proekologiczni. To oni mogli rozkręcić całą tę batalię.

Kopalnia istnieje – jak już wspomniałem – od 75 lat. W ostatnich latach PGE poczyniło wielomilionowe inwestycje w ochronę środowiska. Powstały ekrany dźwiękoszczelne, między godz. 22 wieczorem, a 6 rano wyłączana jest część urządzeń, pojawiły się nowoczesne krążniki do taśm minimalizujące hałas.

Czesi podnoszą kwestię wody. Tego, że kopalnia odbiera im ją i cierpią na niedostatek.

Problem jednak w tym, że to nie zostało w żaden sposób udowodnione. Komisja Europejska odpisała na nasze pismo, wskazując, że zarzuty podniesione w skardze przez Czechy, w odniesieniu do ramowej dyrektywy wodnej oraz dyrektywy w sprawie strategicznej oceny oddziaływania na środowisko, były bezzasadne. Ja dodam ze swojej strony to, że nikt nie pochylił się nad tym problemem, nie zbadał, z jakiego powodu w Czechach brakuje wody. A po ich stronie działa żwirownia, która może się do tego przyczyniać.

Jak wyglądały konsultacje poprzedzające przedłużenie koncesji? Brała w nich udział strona czeska?

Pełnię funkcję burmistrza od 11 września 2020 r. nie brałem zatem bezpośrednio udziału w konsultacjach. Mogę tyko polegać na informacjach, które do mnie na ten temat docierają od mieszkańców czy PGE. A zgodnie z nimi odbyło się wiele rozmów w tej sprawie oraz konsultacji transgranicznych, które kończyły się zawarciem porozumienia. Dlatego dziwi mnie cała ta sytuacja. Wywiązujemy się jako polska strona ze wszystkich obietnic, które przy tej okazji zapadły. Wzdłuż granicy z Niemcami wybudowano już ekran przeciwfiltracyjny. Teraz jest realizowany po stronie czeskiej. Będący środkiem prewencyjnym ekran ma za zadanie doprowadzić do zmniejszonego przepływu wód podziemnych. Miał zostać ukończony do 2023 r., a inwestycja już jest niemal gotowa.

Czesi zarzucają nam brak dialogu.

Z tego co wiem, kopalnia rozpoczęła rozmowy ze stroną czeską o kontynuacji wydobycia już 5 lat przed terminem obowiązywania koncesji wydanej jeszcze w 1994 r. Od tego czasu udzielono kilku tysięcy szczegółowych odpowiedzi na pytania kierowane zarówno przez władze czeskie, jak i mieszkańców terenów przygranicznych. Doszło do wielu spotkań ze stroną czeską – również z udziałem okolicznych mieszkańców. Na spotkaniach kwestie budzące jakiekolwiek wątpliwości były szeroko omawiane, a prioryt stanowiła ochrona czeskich wód przygranicznych. Część z tych spotkań odbyła się, mimo że nie była obligatoryjna. To ja zapytam, jaki dialog był z ich strony, gdy budowali farmy wiatrowe przy naszej granicy. Wiatraki powstały blisko zabudowań. Nie zachowano stosownej odległości.

Po ostatnich wydarzeniach narastają animozje między Polakami a Czechami. Czy jest szansa, by spór nie naruszył relacji sąsiedzkich? By zamiast tego stał się impulsem do konstruktywnych rozmów na temat przyszłości regionu?

Pojawiają się doniesienia, że Polacy nie obsługują Czechów w sklepach, że stali się negatywnie do nich nastawieni. I odwrotnie. To nieprawda. Na razie sprawa nas nie podzieliła. Choć nie jest jak dawniej. Widać napięcia. Mamy szczególnie żal, że planuje się zmiany bez poszanowania specyfiki regionu i kraju. Mamy żal, że Czesi chcą zamknąć kopalnię, nie udowadniając jej negatywnego wpływu. Kiedy poprosiliśmy o przedstawienie dowodów na temat nadmiernego hałasu i pyłu nie otrzymaliśmy ich. Mamy żal, że pod uwagę bierze się tylko ich racje, a nasze są pomijane.

Jak oceniane są warunki zaproponowane przez Czechów? Jest szansa na porozumienie?

Widzę szansę na polubowne rozwiązanie sprawy, czyli na zawarcie porozumienia i wycofanie skargi. Zdaję sobie jednak sprawę, że czas temu nie sprzyja i nie będzie to łatwe. W Czechach niebawem odbędą się wybory parlamentarne, to idealna sytuacja, by się wykazać. Mam jednak nadzieję, że wypracowane przez lata stosunki nie zostaną nadszarpnięte. Szczególnie że ani Czesi, ani Polacy nie są do siebie nawzajem źle nastawieni.

Jak układała się dotychczasowa współpraca z Czechami? Realizowane były wspólne projekty i inicjatywy na polu gospodarczym?

Prowadzimy współpracę w ramach związku trzech miast – Bogatyni, Hradka nad Nysą i Zittau. Jak dotąd zrealizowaliśmy wspólnie bardzo wiele projektów służących przede wszystkim naszym mieszkańcom. Mowa o licznych eventach kulturalnych czy sportowych. Ostatnio jednak zaczęliśmy wspólnie rozwijać ścieżki rowerowe, a także pojawił się pomysł realizacji i przebudowy dróg.

pao

Materiały prasowe