- Osoby, które zostały skazane na 25 lat pozbawienia wolności i odbywają te kary, na gruncie nowej ustawy będą mogły wcześniej ubiegać się o warunkowe zwolnienie - mówi w wywiadzie dla DGP prof. Włodzimierz Wróbel.
Jak pan ocenia przyjętą właśnie przez Sejm największą nowelizację kodeksu karnego ostatnich lat?
Niestety negatywnie. Podstawowym problemem jest to, że ciąży na niej ogromny feler proceduralny, dlatego że przyjęto ją z naruszeniem podstawowych prawideł legislacyjnych dotyczących zmian przepisów kodeksowych obowiązujących w Sejmie. A to grozi niesłychanym chaosem, ponieważ będzie bardzo prosto zakwestionować tę ustawę z tego punku widzenia przed Trybunałem Konstytucyjnym. W wypadku stwierdzenia jej niezgodności z konstytucją trzeba będzie wznawiać postępowania dotyczące orzeczeń wydanych na podstawie tej ustawy. To będzie największy problem.
Czy zatem prezydent powinien według pana zawetować ustawę lub odesłać ją przed podpisaniem do TK, by ten zbadał, czy nie doszło do złamania art. 2 konstytucji?
Dla mnie jest to oczywiste. Narażanie na ryzyko, że będą zapadać wyroki – czy to skazujące, czy uniewinniające, a potem pojawi się konieczność wznawiania postępowań i wypuszczania ludzi z więzień, jest czymś niewyobrażalnym. Wyjaśnienie tego pierwotnego problemu jest podstawowym zadaniem osób odpowiedzialnych za stan prawa w państwie i prezydent jest tutaj organem kluczowym.
Ryzyko wypuszczania ludzi z więzień będzie dotyczyć zapewne skazań za nowe przestępstwa. Ale gross tej nowelizacji dotyczy zaostrzenia kar za przestępstwa już istniejące.
Zaostrza się kary za zabójstwo, rozbój, uszczerbek na zdrowiu podczas, gdy liczba tych przestępstw w ostatnich latach spadła o połowę! Jest to więc posunięcie, które zupełnie nie znajduje uzasadnienia w obecnym stanie przestępczości. Raczej jest to realizacja jakiejś anachronicznej polityki karnej, bez liczenia się z ogromnymi kosztami funkcjonowania tej ustawy. Po pierwsze, z finansowymi, związanymi z koniecznością przeznaczenie ogromnych sum na osadzenie i utrzymywanie skazanych, podczas gdy w wielu przypadkach równie dobrze mogłyby być stosowane kary wolnościowe bez jakiegokolwiek zagrożenia dla porządku publicznego. Ale równie ważne są koszty społeczne, bo więzienia raczej nie wychowują, a głównym problemem jest to, jak nie doprowadzić do demoralizacji. Jeżeli chcemy sobie naprodukować zdemoralizowanych groźnych przestępców, to najprostszą rzeczą jest długoterminowo pozbawić ich wolności. Zwłaszcza że zaostrza się odpowiedzialność wobec młodocianych sprawców, na których jeszcze można wpływać środkami wychowawczymi. Wciskanie tych ludzi do więzień to jest wychowywanie sobie nowej generacji przestępców.
Autorzy ustawy wychodzą z założenia, że temu będą przeciwdziałać wprowadzane wyższe kary dla recydywistów.
Ja słyszałem wypowiedź autorów nowelizacji o tym, że na uniwersytetach uczy się bzdetów. Gdyby uważniej słuchali wykładów na tych uniwersytetach, to mogliby się wesprzeć wiedzą opartą na nie tylko na polskich, europejskich, ale nawet amerykańskich wynikach badań na temat odstraszającego działania kar. Wiemy doskonale, że odstraszanie występuje tylko na krótki okres i w sytuacjach bardzo szczególnych. W normalnym warunkach ten aspekt kary ma bardzo niewielkie znaczenie w podejmowaniu decyzji o popełnieniu przestępstwa. Odstraszanie może działać na osoby, które do tej pory nie miały do czynienia z przestępczością, a nie osoby z kryminalną przeszłością. To jest przecież oczywista wiedza, nie jakieś przekonanie. Najlepiej to pokazują doświadczenia amerykańskie, że wydłużający się okres pobytu w więzieniu powoduje, że narasta nam grupa osób, które są aspołeczne i stanowią zagrożenie dla otoczenia. A kiedyś muszą przecież wyjść.
Nie wszyscy, bowiem ustawa wprowadza kontrowersyjną z punktu widzenia zarówno konstytucji, jak i Europejskiej Konwencji Praw Człowieka regulację dotyczącą bezwzględnego dożywotniego pozbawienia wolności.
Złamanie konwencji jest ewidentne. A trzeba sobie uświadomić, że w Europie nie może być takiego państwa, w którym mielibyśmy do czynienia z bezwzględnym dożywociem, czyli bez możliwości wcześniejszego warunkowego zwolnienia. Nie ma dlatego, że zabrania tego konwencja, co jest potwierdzone orzecznictwem trybunału w Strasburgu. Nieliczne kraje, które takie rozwiązania przewidywały, zostały zmuszone do zmiany swojego prawa. To z kolei oznacza, że jeśli będziemy domagać się ekstradycji osoby, której w Polsce będzie groziła taka kara, to sądy będą odmawiać. Nie można wydać człowieka do państwa, w którym będzie grozić mu kara okrutna, a zgodnie z orzecznictwem ETPC taką jest właśnie bezwzględne dożywocie.
To wygląda jak strzał w kolano, bo przecież będzie to dotyczyć najgroźniejszych przestępców.
Oczywiście, chodzi o zabójstwa, zgwałcenia, przestępczość zorganizowaną przede wszystkim. Nie wiem, z czego wynika to przeświadczenie, że jak wprowadzimy bezwzględne dożywocie, to będziemy bezpieczni. Przeciwnie – właśnie wtedy zwiększymy niebezpieczeństwo, bo współpraca z nami będzie utrudniona. Przynajmniej dla tych państw, które będą przestrzegać konwencji. Po co to robić? Ale to są efekty przyjmowania przepisów pisanych na kolanie. Podam inny przykład. Pan mówi o tym, że ustawa prowadzi do zaostrzenia odpowiedzialności karnej szczególnie za najcięższe przestępstwa. Ale w dążeniu do tak postawionego celu nie ma jakiejś spójności czy jednolitości. Efektem, pewnie nie zamierzonym, będzie to, że osoby, które pod rządami obecnych przepisów zostały skazane na 25 lat pozbawienia wolności i odbywają te kary, nagle uzyskują bonus, bo właśnie na gruncie tej ustawy będą mogły wcześniej niż obecnie ubiegać się o warunkowe zwolnienie.
W jaki sposób?
Obecnie o warunkowe zwolnienie można się ubiegać nie wcześniej niż po 25 latach – w przypadku skazania na karę dożywotniego pozbawienia wolności, po 15 latach – w przypadku skazania na karę 25 lat pozbawienia wolności, lub po odbyciu połowy kary – w przypadku pozostałych kar terminowych. Kiedy zlikwidowano odrębną karę 25 lat pozbawienia wolności jako odrębną sankcję, autorzy napisali, że takie kary orzeczone wcześniej traktuje się jak zwykłe kary terminowe. Nie zmieniono jednak progów warunkowego zwolnienia. W rezultacie takie osoby będą mogły zamiast po 15 latach wyjść po 12,5 roku, czyli po odbyciu połowy kary. Mamy więc ewidentne złagodzenie zakresu odpowiedzialności osób skazanych na karę 25 lat pozbawienia wolności. Nonsens kompletny. Czy o to chodziło autorom ustawy? Na pewno nie. Ale to pokazuje, w jakim chaosie były tworzone te przepisy.
Twórcy ustawy wychodzili z założenia, że najważniejszymi funkcjami orzekanych kar ma być odstraszanie i izolacja. Czy do dobry kierunek?
Można na ten temat dyskutować, ale musi to być oparte na faktach. Bo jeśli mamy powszechny spadek przestępstw, zwłaszcza tych brutalnych, to jeśli już ktoś w ogóle wierzy, że surowość kary działa odstraszająco, to znaczy, że już obecne kary przynoszą taki efekt. Jaki ma sens podnoszenie sankcji za rozboje, skoro ich liczba spada? Zwłaszcza, że projektodawcy nie mówią w ogóle o tym, że każde zaostrzenie kar kosztuje gigantyczne pieniądze. Miesiąc utrzymania jednego więźnia to ponad 3 tys. zł. Czy naprawdę chcemy tyle pieniędzy wydać na ten cel, jeśli nie mamy do czynienia z jakimś gwałtownym wzrostem przestępczości? Już teraz zaludnienie więzień przekracza 96 proc., a trzeba pamiętać, że jeszcze kilkanaście tysięcy osób oczekuje na wykonanie kary. Tymczasem ustawa wprowadza też zmiany w kodeksie karnym wykonawczym, które spowodują, że część z nich będzie musiała od razu trafić do więzienia. Wiec jak się ten system zapcha, a stanie się to niemal natychmiast, to co dalej będziemy robić? To jest kompletna fikcja, bo jednocześnie utrzymuje się w mocy przepis, który mówi o tym, że jeżeli nie ma miejsca w zakładach karnych to odracza się wykonanie kary. Przecież to prowadzi do totalnej fikcji, w której sądy będą orzekać kary pozbawienia wolności, które potem i tak nie będą wykonywane. Proces legislacyjny trwa, więc mam nadzieję, że otrzeźwienie jeszcze nastąpi.