Po wydaniu przez Najwyższy Trybunał Sprawiedliwości w Wenezueli zakazu organizowania zgromadzeń w pobliżu siedziby Krajowej Rady Wyborczej opozycja, domagająca się dymisji prezydenta Nicolasa Maduro, demonstrowała w środę w Caracas nieopodal gmachu Trybunału.

Demonstranci żądali przeprowadzenia do 10 stycznia przyszłego roku referendum w celu odwołania Nicolasa Maduro ze stanowiska szefa państwa. Gmachu Trybunału, który mieści się w zachodniej części Caracas, strzegł ze wszystkich stron gęsty kordon wojska i policji.

Uczestnicy demonstracji zorganizowanej przez centroprawicową Koalicję na rzecz Jedności Demokratycznej (MUD) protestowali przeciwko opóźnianiu przez Krajową Komisję Wyborczą weryfikacji około dwóch milionów głosów oddanych przez opozycyjnych wyborców w początkach maja na rzecz zorganizowania referendum odwoławczego.

Konstytucja Wenezueli pozwala na takie referendum, ale dotąd opozycja skorzystała z tego uprawnienia tylko raz, w 2004 roku, i poniosła porażkę.

Wenezuela ma największe na świecie rezerwy ropy naftowej, ale importuje niemal wszystko, co jest potrzebne do życia. Dni prosperity, która pozwalała w tym kraju skrajnych nierówności na urzeczywistnianie w ramach "rewolucji boliwariańskiej" charyzmatycznego prezydenta Hugo Chaveza (1999-2013) ambitnych programów socjalnych pomagających lewicy wygrywać kolejne wybory, należą już do przeszłości.

Inflacja spowodowana spadkiem cen ropy, która w 2015 r. wyniosła 180 proc., sprawia, że supermarkety są puste, a gdy pojawiają się jakieś towary, nierzadko ludność rzuca się ostatnio do rabowania sklepów.

W poniedziałek amerykański gigant Coca-Cola z powodu braku cukru zawiesił znaczną część produkcji. Rząd, który sprawuje kontrolę nad większością cen, podniósł tego samego dnia dziesięciokrotnie pod naciskiem producentów cenę podstawowego produktu, jakim jest w Wenezueli mąka kukurydziana, a trzynastokrotnie - ceny drobiu.

Mimo próby mediacji między rządem a opozycją, jaka podjął w ubiegłym tygodniu b. premier Hiszpanii, socjalista Jose Luis Rodriguez Zapatero, w towarzystwie dwóch byłych prezydentów krajów Ameryki Łacińskiej, ze strony obozu prezydenckiego w Wenezueli nadal brak oznak dążenia do kompromisu.

Twarda retoryka Nicolasa Maduro, który przygotowuje demonstrację siły wobec opozycji w postaci manewrów wojskowych, znalazła wyraz w jego reakcji na ostrzeżenie sekretarza generalnego Organizacji Państw Amerykańskich, Urugwajczyka Luisa Almagro, że jest na dobrej drodze, by zostać "jeszcze jednym dyktatorkiem" latynoamerykańskim. W odpowiedzi Maduro zarzucił mu, że jest zdrajcą na usługach oligarchii.(PAP)