Turcja i NATO oskarżają Rosję o sabotaż działań międzynarodowej koalicji w Syrii. Turecki premier i sekretarz generalny NATO zarzucili Moskwie, że jej lotnictwo wcale nie bombarduje pozycji tak zwanego Państwa Islamskiego. Zaapelowali także do Kremla o pełniejsze włączenie się w działania przeciwko fanatykom w Syrii i w Iraku.

Premier Turcji Ahmet Davutoglu, który spotkał się w Brukseli z sekretarzem generalnym NATO, twierdzi, że Rosja działa na szkodę międzynarodowej koalicji w Syrii. Według niego, świadczy o tym sytuacja, w której Turcja zestrzeliła rosyjski bombowiec Su-24 przy granicy z Syrią. "Rosyjskie bombardowanie, które było wtedy dokonywane, nie było bombardowaniem pozycji Państwa Islamskiego. W tym rejonie Syrii nie ma ani jednej pozycji fanatyków. Przekazaliśmy naszym rosyjskim przyjaciołom, że bombardowanie cywilów przy naszej granicy powoduje kolejne fale uchodźców" - mówił szef tureckiego rządu.

Z kolei sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg ponownie wezwał Rosję do większej współpracy z międzynarodową koalicją, która walczy z radykałami w Syrii. "Wiele razy mówiłem, że chciałbym, aby Rosja odgrywała konstruktywną rolę w Syrii i walczyła z Państwem Islamskim. Jednak do tej pory Rosja atakowała w Syrii głównie cele inne niż Państwo Islamskie" - dodał Stoltenberg.

Oskarżenia o atakowanie przez Rosję umiarkowanej opozycji, walczącej o obalenie prezydenta Baszara al-Asada, pojawiały się od początku trwającej już dwa miesiące rosyjskiej kampanii w Syrii.

To właśnie Moskwa jest największym sojusznikiem syryjskiego prezydenta. Kreml jest oskarżany, że w rzeczywistości nie walczy z fanatykami, tylko chroni Baszara al-Asada.