- W Rosji obserwujemy powrót do neosowieckich, wręcz neostalinowskich interpretacji historycznych – mówi dr Łukasz Adamski.
dr Łukasz Adamski, historyk, wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia fot. Yura Drug/Materiały prasowe / DGP
Czy za granicą zmienia się postrzeganie roli Polski i Polaków podczas II wojny światowej?
W krajach zachodnich ta sytuacja raczej się nie zmienia. Jest przeświadczenie, że Polska padła ofiarą niemieckiej i sowieckiej agresji, a Jałta była czymś niechlubnym. Rośnie wręcz ogólna wiedza o zbrodniach sowieckich i o losach Polski oraz innych krajów regionu. Przynajmniej na poziomie elit. Spójrzmy choćby na wrześniową rezolucję Parlamentu Europejskiego, mówiącą o dwóch totalitaryzmach: nazistowskim i stalinowskim. Problemem jest to, że II wojna światowa jest wydarzeniem coraz odleglejszym w czasie, co sprawia, że opinia publiczna coraz słabiej rozumie pewne jej konteksty. Widać to zwłaszcza wtedy, gdy mowa o Holokauście na ziemiach polskich i stosunku Polaków do Żydów. W tej kwestii na Zachodzie wciąż panuje dużo stereotypów.
Przy czym z tego sondażu wynika, że największa zgodność w świadomości historycznej jest wśród Polaków i Brytyjczyków. To wynika z tego, że Wielka Brytania przystąpiła do wojny już we wrześniu 1939 r., z pamięci o ważnym udziale polskich pilotów w bitwie o Anglię czy z zakłopotania, że w Jałcie rząd brytyjski swojego sojusznika opuścił.
Jak to wygląda na Wschodzie?
W Rosji obserwujemy powrót do neosowieckich, wręcz neostalinowskich interpretacji historycznych. Putin w ostatnich latach uznał się za kapłana kultu stalinowskiego ZSRR. Najwyżsi rosyjscy funkcjonariusze państwowi mówią o polskim rządzie, który „uciekł”, i o tym, że 17 września 1939 r. rozpoczęła się „operacja pokojowa Armii Czerwonej”, a nie agresja na Polskę. Coraz intensywniej próbuje się usprawiedliwiać pakt Ribbentrop-Mołotow, który jeszcze w 1989 r. został potępiony przez ówczesne ciało parlamentarne ZSRR. Powtarza się te poglądy na Polskę, które znamy jeszcze z PRL, że rząd w Londynie nie miał poparcia społecznego i był antysowiecki, a w latach 1944–1945 nastąpiło wyzwolenie Polski przez Armię Czerwoną bez dodania, że przyniosło to nową niewolę. Z kolei na Ukrainie w obliczu ofensywy historycznej Putina obserwujemy pewną solidarność z Polską. Tam ZSRR ocenia się negatywnie i uznaje, że Sowieci wbili Polsce swoją agresją 17 września nóż w plecy. To o tyle ważne, że w wyniku tej agresji Wołyń i Galicja zostały anektowane przez sowiecką Ukrainę. Postrzeganie czystki etnicznej na Wołyniu zdecydowanie nas różni, ale w poglądach na inne aspekty II wojny światowej raczej nam blisko.
Jak Polska stara się kreować nasz wizerunek? Jaką politykę historyczną prowadzimy?
Państwo polskie przeznacza dużo środków na promocję wiedzy o polskiej historii. Chociażby w Berlinie otwarto ostatnio filię Instytutu Pileckiego, a Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia rozmawia z rosyjskimi intelektualistami i dziennikarzami o historii oraz prowadzi dialog z Ukraińcami o Rosji. Ale zawsze pewne rzeczy można robić sprawniej. To wymaga nie tylko konsultacji władz państwowych ze środowiskiem historyków, ale i profesjonalizmu samych historyków i dziennikarzy. Niestety wojna polska-polska, która przecież nie dotyczy tylko polityków, nie sprzyja solidarności narodowej w obliczu ataków Putina.
Jakim echem odbiją się ostatnie działania Rosji?
Mam wrażenie, że dotychczas nie padają na Zachodzie na podatny grunt. Prezydent Władimir Putin nie osiągnął zamierzonych celów. Z kolei polskie reakcje, w tym odpowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, dają szansę na przypomnienie sowieckich zbrodni przeciwko Polakom, Żydom i innym narodom Europy Środkowej i Wschodnej. Putin zapowiedział napisanie artykułu na temat II wojny światowej. Spodziewam się więc, że dalej będzie się kompromitował.