Posłowie Solidarnej Polski i Porozumienia stanowią 15 proc. klubu Zjednoczonej Prawicy. To bardzo nie podoba się w PiS.
Umowa koalicyjna nie rozwiązała problemu list wyborczych. Koalicjantom udało się jedynie zapewnić, że obecni parlamentarzyści mają zapewniony start z list PiS w wyborach w 2023 r. Ostateczne rozstrzygnięcia mają zapaść później. Wstępnie PiS proponował Porozumieniu i Solidarnej Polsce miejsca dla wszystkich obecnych parlamentarzystów plus kolejnych pięć miejsc w innych okręgach wyborczych, ale na tzw. pozycjach niebiorących. Porozumienie i SP się na to nie zgodziły, chciały porozumienia w skali całego kraju.
W ostatnich wyborach oba koalicyjne ugrupowania mogły wystawić kandydatów we wszystkich okręgach, choć miały określoną pulę tzw. miejsc biorących, czyli w czołówce list. W trakcie kampanii okazało się jednak, że Porozumienie i SP koncentrowały swoje wysiłki na promocji swoich kandydatów, podczas gdy kandydaci PiS rywalizowali między sobą.
Dlatego w niektórych okręgach, mimo że kandydaci SP i Porozumienia byli na dalszych miejscach, to wchodzili do Sejmu. Na przykład w okręgu 16 na północno-zachodnim Mazowszu kandydaci z listy PiS zdobyli aż siedem mandatów z 11, przy czym jeden z nich przypadł kandydatowi SP Jackowi Ozdobie, który startował z dziewiątego miejsca.
Jego kampania była jedną z najbardziej widowiskowych w okręgu. Podobne sytuacje zdarzały się w innych miejscach, dlatego, choć lista PiS rok temu wzięła 235 mandatów – tyle samo co w roku 2015, to udział posłów Porozumienia i SP znacząco wzrósł. Solidarna Polska miała w tamtej kadencji ośmiu posłów, a Porozumienie 12. Obecnie SP ma 19 szabel w Sejmie, a Porozumienie 17 (po odejściu Jadwigi Emilewicz), czyli posłowie obu ugrupowań to 15 proc. klubu PiS. Bez nich klub Jarosława Kaczyńskiego ma poniżej 200 posłów. Ta sytuacja budzi irytację w PiS, stąd tak gorące spory o kształt list wyborczych. Z tego też wynika zgoda na ich odłożenie w czasie, żeby nie zakłócić rekonstrukcji gabinetu Mateusza Morawieckiego i załagodzić ostatni koalicyjny kryzys między partią Zbigniewa Ziobry a PiS.
Na razie wciąż trwają rozmowy o ostatecznym kształcie rządu. Nominacje mają nastąpić zapewne w przyszłym tygodniu. Jak pisaliśmy w poniedziałek, rząd w nowym kształcie ma liczyć 14 resortów, zmian w składzie Rady Ministrów nie będzie wiele. Mają do niej wejść Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin jako wicepremierzy. Gowin ma kierować także resortem rozwoju i pracy. Z kolei resortem edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego miałby kierować – jak już pisaliśmy w poniedziałek – Przemysław Czarnek. Z kolei RMF podawał wczoraj, że nowym ministrem rolnictwa ma być dotychczasowy wiceszef resortu funduszy Grzegorz Puda.
Dodatkowo w kancelarii premiera (KPRM) wkrótce pojawi się dwóch ministrów bez teki z nadania dwóch koalicjantów PiS. Jak podaliśmy wczoraj w DGP, Solidarna Polska oddeleguje najprawdopodobniej Michała Wosia, który miałby być odpowiedzialny za „prawa obywatelskie i tożsamość europejską”. Ziobryści chcieliby, by z tej pozycji ich minister zwalczał „lewicową agendę”. – Widzimy skalę rozprzestrzeniania się działań różnych aktywistów, ataków na wartości chrześcijańskie, na to, co bliskie wielu członkom Solidarnej Polski. W ostatnim czasie mamy sporo naruszeń praw obywatelskich, a niestety RPO nie angażuje się po właściwej stronie sporu – mówił wczoraj na antenie Radia Zet Michał Woś. W KPRM pojawi się także minister z nadania Jarosława Gowina. Nasze źródła twierdzą, że będzie to „pełnomocnik ds. rozwoju samorządów”, a nieoficjalnie słychać, że do tej roli przymierzany jest olsztyński poseł Porozumienia Michał Wypij. W związku z tą nominacją w szeregach Zjednoczonej Prawicy pojawiają się jednak pytania, na ile kompetencje nowego ministra w KPRM będą się dublować z prerogatywami innych ministrów, a konkretnie wiceszefa MSWiA Pawła Szefernakera, który jednocześnie jest pełnomocnikiem rządu ds. współpracy z samorządem terytorialnym. Nasi rozmówcy przekonują jednak, że tu konfliktu nie będzie. – Szefernaker współprowadzi obrady rządowo-samorządowej Komisji Wspólnej, nadzoruje wojewodów czy regionalne izby obrachunkowe. Jego kompetencje są potwierdzone ustawowo, trudno byłoby je ot tak zmienić przy okazji jakiejś innej nominacji – twierdzi jeden z polityków PiS.
Czym w takim razie będzie zajmował się nowy minister z Porozumienia? Nasi rozmówcy wskazują tu na Instytut Rozwoju Miast i Regionów, jednostkę podległą Ministerstwu Rozwoju (które po rekonstrukcji objąć ma sam Gowin). – Tam zajmują się głównie kwestią rozwoju przestrzennego, urbanistyki, metropolii czy mieszkalnictwa. I z tego, co słyszałem, właśnie tymi rzeczami ma się zajmować nowy minister – twierdzi jeden z naszych rozmówców z kręgów rządowych.