Rosyjski kredyt będzie najpewniej obarczony dodatkowymi warunkami politycznymi.
Rosja obiecała Białorusi 1,5 mld dol. kredytu na niejasnych na razie warunkach. Państwa Grupy Wyszehradzkiej przedstawią unijnym partnerom własny, równie mglisty plan, który premier Mateusz Morawiecki porównał do powojennego planu Marshalla dla Europy. Tego typu propozycje pojawiają się ze względu na pogarszającą się sytuację ekonomiczną Białorusi.
Władimir Putin podczas poniedziałkowego spotkania z Alaksandrem Łukaszenką potwierdził, że Rosja znów jest skłonna pożyczyć Białorusi pieniądze. Według przedstawiciela białoruskiego resortu finansów, z którym rozmawiał portal Tut.by, trwają właśnie konsultacje w sprawie terminów i oprocentowania kredytu. – Planujemy wykorzystać te środki do uzupełnienia rezerw złotowalutowych oraz jako źródło finansowania długu publicznego, w tym wobec Federacji Rosyjskiej – dodał urzędnik.
W sumie Mińsk do końca roku musi znaleźć 2 mld dol. tylko na zrefinansowanie długu, więc rosyjska propozycja nie pokrywa całego zapotrzebowania. Co więcej, Moskwa najpewniej postawi dodatkowe warunki polityczne, które mogą dotyczyć przyspieszenia integracji obu państw, budowy pełnoprawnej bazy wojskowej na terenie Białorusi lub korzystnej dla Kremla reformy konstytucyjnej. Łukaszenka zaczął wspominać o przekazaniu części pełnomocnictw parlamentowi i rządowi jeszcze w 2016 r., a wrócił do tego pomysłu tuż przed sierpniowymi wyborami.
Być może Białoruś zwróci się o pomoc także do Chin. Wcześniej Łukaszenka starał się też o 900 mln dol. z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale po pacyfikacji protestów kredyt z tego źródła jest niemożliwy. Tymczasem zrolowanie długu, wynoszącego obecnie bezpieczne 35 proc. PKB, to tylko jedna z potrzeb Mińska. Od początku roku rezerwy złotowalutowe skurczyły się o 1,9 mld dol., czyli o 21 proc., do równowartości 2,6 miesięcy importu (za bezpieczny uznaje się poziom trzech miesięcy). Narodowy Bank Republiki Białorusi (NBRB) próbował zrealizować w ten sposób postawione przez Łukaszenkę zadanie obrony kursu rubla białoruskiego.
Misja się nie powiodła, a rubel od początku roku stracił do dolara 25 proc. i osiągnął historyczne minimum. Dodatkowym ryzykiem jest masowe wycofywanie przez Białorusinów depozytów i wykup dewiz z obawy przed spodziewaną dewaluacją rubla. W efekcie w ubiegłym tygodniu agencja Standard & Poor’s zmieniła perspektywę ratingu Białorusi ze stabilnej na negatywną. Analitycy jako dodatkowy czynnik ryzyka wymienili możliwe sankcje gospodarcze, choć przynajmniej Unia Europejska rozpatruje na razie wyłącznie restrykcje osobiste w postaci zakazu wjazdu i zamrożenia aktywów osób odpowiedzialnych za represje i fałszerstwa wyborcze.
Ruchowi protestu nie udało się doprowadzić do strajku generalnego i choć pojedyncze zespoły w niektórych dużych zakładach czasowo wstrzymywały pracę, nie powinno to wpłynąć na PKB. A ponieważ także wcześniej Białoruś mimo epidemii COVID-19 nie wstrzymała pracy fabryk, recesja będzie tam płytsza niż w reszcie Europy i wyniesie w tym roku od 2,3 proc. PKB według Euroazjatyckiego Banku Rozwoju przez 4 proc. zgodnie z prognozą S&P do 6 proc. zdaniem MFW. W pierwszym półroczu PKB skurczyło się o 1,6 proc., przede wszystkim ze względu na 17-proc. spadek wartości eksportu.
Własną ofertę na najbliższym szczycie Rady Europejskiej, planowanym na 24–25 września, ma przedstawić Grupa Wyszehradzka. – To propozycja szeregu działań, głównie gospodarczych, które byłyby zaoferowane w przypadku powtórzenia i odbycia prawidłowo przeprowadzonych wyborów. Propozycja pomocy związanej z utworzeniem funduszu stabilizacji i wykorzystaniem innych mechanizmów finansowych – mówił szef KPRM Michał Dworczyk. Dotychczas Łukaszenka odrzucał jednak możliwość nowych wyborów wcześniej niż po rozpisanej na co najmniej dwa lata reformie konstytucji. W 2010 r. nie zgodził się zaś na propozycję szefów MSZ Niemiec i Polski, by przeprowadzić uczciwe wybory w zamian za 3 mld dol. unijnego wsparcia.