Takie były czasy, że sportowiec musiał być gdzieś zatrudniony - powiedział w rozmowie z "Wprost" Zbigniew Boniek, wspominając, że w okresie PRL pracował na wielu fikcyjnych etatach.

"Kiedy poszedłem do Widzewa, najpierw miałem jeden etat, potem dwa, potem trzy. Doszedłem do pięciu: Zakłady 1 Maja, Wifama. Fikcja fikcją, ale pierwszego trzeba było do każdego zakładu jechać po wypłatę. Pójść do oddziału zatrudnienia, z każdym się przywitać, podpisać listę, odebrać pieniądze." - powiedział w rozmowie z "Wprost" Zbigniew Boniek.

Sportowiec przypominał także, jak reagowali na to działacze "Solidarności", którzy krytykowali go za takie podejście. "Tacy zadowoleni patrzą na siebie, a ja trochę się przestraszyłem, bo dzięki tym pięciu pensjom człowiek przynajmniej zarabiał jakie takie pieniądze. I nagle słyszę: Pan powinien mieć pięć etatów w jednym zakładzie, żeby nie tracić czasu na chodzenie. I problem się skończył" - mówił.