Sylwia Spurek, od paru miesięcy działaczka partii Roberta Biedronia, a wcześniej przez długie lata ceniona urzędniczka i zastępczyni rzecznika praw obywatelskich, niejednokrotnie padała ofiarą ostrych ataków, zwłaszcza ze strony PiS i okolic. Zapewne trudno jej będzie uwierzyć, że moje słowa nie są hejtem spod znaku Moherowej Krucjaty.
Ale, i muszę to podkreślić, jej uwagi na temat Holokaustu, zawarte w książce „Związek partnerski. Rozmowy o Polsce”, są niedopuszczalne, dalece bardziej niepokojące niż skądinąd niemądra (i wielokrotnie potępiana) wypowiedź Rafała Ziemkiewicza o „parchu”.
Cytuję Spurek: „Mówienie o Holokauście zwierząt może kogoś razić, ale coraz częściej tak właśnie o eksploatacji zwierząt się mówi. Uważam, że musimy nazywać rzeczy po imieniu, definiować je, wyraźnie określać. (…) Aśka Wydrych mówi, że zwierzęta są niewidocznym tłem dla zaspokajania naszych potrzeb i fanaberii, a pierwszą analogią, jaka się nasuwa, kiedy myślimy o tym, jak traktowane są zwierzęta tzw. hodowlane, o ich drodze na śmierć, o śmierci odhumanizowanej, o miejscach, w których spędzają swoje krótkie życie przed śmiercią, jest przyrównywanie do tego, co działo się w obozach w czasach Holokaustu”. Wypowiedziom Spurek sekunduje jej partner, i także aktywista Wiosny, Marcin Anaszewicz, przedstawiony jako „prawa ręka Roberta Biedronia”.
Ciarki przechodzą na myśl, jak działacze tej partii, deklarujący przywiązanie do nazywania rzeczy po imieniu, zdefiniowali Zagładę. Po dziesięcioleciach wysiłków, mających na celu uwypuklenie jej wyjątkowości jako wykalkulowanej zbrodni mającej na celu wytępienie narodu jako takiego w imię fanatycznej ideologii, okrucieństwa wykraczającego swoim zamysłem ponad zbrodnie wojenne, weganie z Wiosny zamazują wyjątkowość Holokaustu grubą ścierką.
Magazyn. Okładka. 19.04.2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Wiele osób uważa, że to ozdrowieńcze dla Polski polityczne zjawisko – oto biorą się do niej nowi ludzie, pełni zapału, ideowi i gotowi walczyć ze stereotypami. Warto poddać ten pogląd krytycznej refleksji.