To nie Marine Le Pen może odebrać władzę obecnemu francuskiemu prezydentowi, lecz kandydat centroprawicy, która walczy o powrót do mainstreamu

W czasie brexitu bronił nadrzędności prawa unijnego w rozmowach z Brytyjczykami, a teraz sam wzywa do podważania jego prymatu. Metamorfoza Michela Barniera, byłego negocjatora do spraw brexitu, który chce wystartować we francuskich wyborach prezydenckich, przykuwa uwagę w kraju i za granicą. Zmiana poglądów o 180 stopni zaskoczyła zwłaszcza na Wyspach, bo przecież Barnier używa dzisiaj argumentów, którymi żonglowali przez lata zwolennicy brexitu, a więc jego przeciwnicy przy negocjacyjnym stole.
– Siedząc naprzeciwko w swoim biurze, pouczał mnie, że byłem ograniczony i zacofany, że nie rozumiałem, że granice państw nie mają już właściwie znaczenia. Teraz sam mówi, że trzeba bronić francuskiej suwerenności, wyroki unijne nie powinny być przestrzegane przez Francję i należy przeprowadzić referendum w sprawie polityki migracyjnej. To największy akt hipokryzji, jaki widziałem we współczesnej polityce – powiedział Nigel Farage, jedna z brytyjskich twarzy brexitu. Zerwanie przez Barniera z wizerunkiem wyważonego brukselskiego technokraty jest zapewne podyktowane polityczną kalkulacją. Problem w tym, że jest on bardziej popularny wśród Brytyjczyków niż Francuzów, którzy obserwowali jego pracę jako unijnego negocjatora z dystansu i z mniejszym zainteresowaniem. Przez pięć lat Barnier był praktycznie nieobecny we francuskiej polityce. Ten wytrawny dyplomata, który przeprowadził Unię przez brexit, walczy o nominację na kandydata na prezydenta centroprawicy.
W tym obozie politycznym było dość ciasno jeszcze przed ogłoszeniem przez Barniera chęci ubiegania się o fotel prezydenta. Valérie Pécresse i Xavier Bertrand, politycy o największych szansach na nominację, są kojarzeni z bardziej umiarkowanymi poglądami, bliżej centrum niż prawicy. Barnier postawił więc na przyciągnięcie bardziej radykalnych wyborców. Jak wskazuje Łukasz Maślanka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), już wcześniej w obozie republikanów pojawiały się głosy, by nie przestrzegać wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i Trybunału Sprawiedliwości UE w zakresie migracji. Po raz pierwszy robi to jednak polityk tak rozpoznawalny, jak Barnier.
Łącznie o nominację na kandydata na prezydenta w obozie konserwatywnym walczy aż pięcioro polityków. Ale gdy swoje kampanie rozpoczęły już kandydatka Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen i socjalistka Anne Hidalgo, nie jest jasne, kiedy republikanie wybiorą kandydata i czy w ogóle to zrobią. – Niektóre badania pokazują, że to Bertrand jako jedyny kandydat ma szansę wygrać w drugiej turze z Emmanuelem Macronem. Jest to jednak sytuacja dość paradoksalna, bo z sondaży nie wynika, by Bertrand miał się do niej dostać, choć gdyby tak się stało, mógłby pokonać obecnego prezydenta – mówi Maślanka. Na drugą turę wciąż może liczyć Le Pen, ale po wyborach regionalnych w czerwcu, w których Zjednoczenie Narodowe wypadło kiepsko, poparcie dla niej spadło z 27 do 23 proc. Na dodatek lwicy francuskiej prawicy coraz bardziej zagraża popularny Éric Zemmour, pisarz i felietonista dziennika „Le Figaro”. Ten nie ogłosił jeszcze startu, ale jeśli w końcu to zrobi, może odebrać jej wyborców. Taki scenariusz nie byłby na rękę ani prawicowej polityczce, ani Macronowi.
– Z przecieków z Pałacu Elizejskiego wynika, że sam prezydent obawia się takiego scenariusza i w drugiej turze woli spotkać się z Le Pen niż z Bertrandem – mówi ekspert PISM. Bertrand buduje wizerunek jako człowieka z ludu, co może stanowić przewagę zarówno nad Barnierem, jak i Pécresse, absolwentką elitarnej Narodowej Szkoły Administracji, w której kształcił się także Macron. Najlepszym scenariuszem dla obecnego prezydenta, a najgorszym dla republikanów, którzy od wygranej Macrona w 2017 r. próbują powrócić do głównego nurtu polityki, byłoby, gdyby żaden z kandydatów centroprawicy nie zrezygnował i wszyscy ogłosili start. Prawdopodobnie żaden z nich nie mógłby wówczas liczyć na dobry wynik. Z trójki centroprawicowych kandydatów na kandydatów największe poparcie ma Bertrand (17 proc. według sondażu Ipsosa), następna jest Pécresse (16 proc.), a trzeci Barnier (13 proc.). ©℗