Około dwustu osób zapisało się do oddziałów samoobrony w Mariupolu w obwodzie donieckim. To półmilionowe miasto jest zastraszane przez grupy prorosyjskich separatystów.

Separatyści opanowali siedzibę Rady Miejskiej, a także próbowali wtargnąć do jednostki wojskowej i na jeden z komisariatów. W tym ostatnim milicjantów musieli bronić mieszkańcy miasta, wśród nich była dziennikarka Tetiana Ihnatczenko. Separatyści zaczęli bić ludzi pałkami i zaostrzonymi metalowymi rurami. Rzucali w nich także kamieniami. Funkcjonariusze milicji nie reagowali, a po prostu ochraniali wejście do komisariatu, obawiając się, że prorosyjscy aktywiści przejmą broń.

Właśnie po tym ataku część patriotycznie nastawionych mieszkańców Mariupola postanowiła założyć oddziały samoobrony. Ich prace koordynuje Andrij Maszczenko, który podkreśla, że milicja praktycznie nie działa, dlatego ludzie muszą bronić się sami. Są wśród nich byli milicjanci, weterani wojny w Afganistanie i pracownicy firm ochroniarskich.
Jeden z największych wspólnych posterunków milicji i samoobrony znajduje się na wjeździe do Mariupola. Rozłożono tam betonowe bloki, które uniemożliwiają szybki przejazd, postawiono także metalowe budki.