Ponad 700 migrantów przebywa w ośrodku na włoskiej wypie Lampedusa, w którym są miejsca tylko dla stu osób - taki obraz sytuacji przedstawiają w sobotę włoskie media. W ciągu dwóch dni przybyło tam ponad 790 migrantów. Stopniowo są przewożeni na Sycylię.

Początek lipca przyniósł nasilenie się fali migracyjnej. Na wyspę położoną najbliżej wybrzeża Afryki stale przypływają kolejne duże i małe łodzie.

W związku z pogarszającą się sytuacją na wyspie szef władz regionu Sycylia Nello Musumeci zwrócił się do rządu o wprowadzenie tam stanu kryzysowego. Na Lampedusie, dodał, są "problemy sanitarne, społeczne i ekonomiczne". "Potrzebna jest natychmiastowa reakcja" - oświadczył gubernator.

Władze regionalne wysłały do tamtejszego ośrodka zestawy diagnostyczne do badania na obecność koronawirusa.

Ostro sytuację podsumował były szef MSW, lider Ligi Matteo Salvini, który jest zwolennikiem surowej polityki migracyjnej.

"Wystarczyło mniej niż dwa tygodnie, by przekroczyć liczbę wszystkich migrantów przybyłych przez cały lipiec 2019 roku, kiedy Liga była w rządzie" - oświadczył Salvini. Podkreślił, że od początku lipca tego roku przypłynęło 1 137 migrantów, podczas gdy w tym samym miesiącu 2019 r. liczba ta wyniosła 1 088.

Przywódca Ligi zwrócił też uwagę na to, że podczas gdy rząd zablokował przyloty samolotów z Bangladeszu w związku z wykrytymi zakażeniami koronawirusem wśród pasażerów, migranci z tego kraju przypływają łodziami na włoskie wybrzeże.

Odnosząc się do rządu Salvini zapytał: "Wspólnicy czy kretyni?".

Burmistrz Lampedusy Salvatore Martello powiedział zaś mediom, że od dłuższego czasu zaprasza premiera Giuseppe Contego, by zobaczył, co dzieje się na miejscu. Jego zdaniem rząd powinien tam wprowadzić stan klęski.