Próba zdefiniowania czegoś, co nazywamy językiem nienawiści, wiąże się z dużą liczbą tzw. pojęć nieostrych, które mogą być w różny sposób interpretowane; nie da się doprecyzować prawa w tym zakresie - ocenił prezydent Andrzej Duda.

W emitowanej w poniedziałek rozmowie z portalem wp.pl prezydent zaznaczył, że reakcję na język nienawiści widzi "jako bardziej działanie społeczno-edukacyjne, niż jako działanie sensu stricto prawne, gdzie będziemy wszystko regulowali". "Muszą być przepisy prawne, które regulują kwestie grożenia komuś, tzw. groźby karalnej, ale w pozostałych kwestiach bardzo trudno uregulować, dokąd sięga coś, co moglibyśmy nazwać językiem nienawiści; kiedy jest to język nienawiści, a kiedy już nie" - powiedział.

Jak wskazał Duda, "to są bardzo płynne granice i tu niestety jest tak, że oczywiście można dyskutować na temat uregulowania tego, ale moje doświadczenie w tym zakresie i moja wiedza pokazuje, że będzie to niezwykle trudne i możemy być narażeni tu na kolejne piętrzące się dyskusje i zastrzeżenia". "Już nie wspomnę o interpretację tego na samym końcu przez prokuraturę i sądy" - mówił.

"Nie da się doprecyzować prawa w tym zakresie. Zawsze próba zdefiniowania czegoś, co nazwiemy językiem nienawiści wiąże się z bardzo poważną ilością tzw. pojęć nieostrych, które mogą być w różny sposób interpretowane" - podkreślił.

Prezydent ocenił, że "tu jest także duża rola mediów w tym wszystkim, w jaki sposób one prezentują pewne wydarzenia i pewne zachowania i bardzo duża rola polityków, którzy te zachowania oceniają, czy wręcz te zachowania realizują". "Każdy powinien we własnym zakresie przeprowadzić rachunek sumienia" - dodał.

Pytany o ocenę relacjonowania wydarzeń związanych ze śmiercią prezydenta Gdańska przez media publiczne odpowiedział, że ma "zastrzeżenia do polskich mediów w ogóle". "Nie wyróżniam tutaj nikogo ani na plus, ani na minus" - dodał.

"Oczywiście, że media publiczne mają szczególne obowiązki, ale proszę pamiętać, że misję publiczną niosą na sobie wszystkie media - nie tylko te, które z racji właścicielskiej są nazywane publicznymi, ale wszystkie, ponieważ wszystkie działają na zasadzie tych samych regulacji prawnych, jeśli chodzi o świat medialny" - mówił.