Przeszłość Alaksandra Łukaszenki i jego interesy pozostają tajemnicą. Wiktar Szejman wie o nich wszystko. Także dlatego nie może zostać tak po prostu wyrzucony

Dyktatorzy nie ufają swoim ludziom. – Skoro pełnia władzy leży w moich rękach, to ręce wszystkich innych ambitnych oraz wpływowych muszą świerzbieć, by tę władzę mi odebrać – kalkulują. Dlatego potrzebne są czystki. Tak też jest na Białorusi. Ale do tej pory zawsze umiał je przetrwać jeden człowiek. Wiktar Szejman.
U boku Alaksandra Łukaszenki był od początku, w dodatku zawsze odpowiadał za najbrudniejsze polecenia. Urodził się w 1958 r. w Sołtaniszkach na granicy litewsko-białoruskiej. W rejonie werenowskim większość mieszkańców stanowią Polacy, ale o polskich korzeniach Szejmana nic nie wiadomo. We wtorek Łukaszenka podpisał jego dymisję.
Generał, należący do czołowych jastrzębi reżimu, wie bardzo dużo – i nie jest to wiedza bezpieczna. Był sekretarzem Rady Bezpieczeństwa (1994–2000 i 2006–2008), prokuratorem generalnym (2000–2004), szefem administracji prezydenta (2004–2006), jego pomocnikiem do zadań specjalnych (2009–2013), wreszcie zarządzającym sprawami prezydenta, czyli szefem organu odpowiedzialnego za działalność gospodarczą urzędów centralnych (2013–2021).
O okolicznościach dymisji z tego ostatniego stanowiska niewiele wiadomo, więc jesteśmy skazani na spekulacje. Nie można być nawet pewnym, czy Szejman nie został taktycznie wycofany, by spoza świecznika nadal realizować delikatne zadania. Tak czy inaczej ta dymisja to ważne wydarzenie w świecie białoruskiej władzy. Aby zrozumieć, jak bardzo, wystarczy wspomnieć kilka epizodów z życia Wiktara Uładzimirawicza Szejmana.
16 czerwca 1994 r.
Szosa Witebsk–Łoźna
Kampania prezydencka. 36-letni poseł Szejman, wojskowy z przeszłością w elitarnym desancie i Afganistanie, małomówny i skryty, spokojny i do bólu lojalny, dzięki czemu dorobił się przydomku „Wicia Milczek”, odpowiada za bezpieczeństwo kandydata Alaksandra Łukaszenki. Do pierwszej tury został tydzień. Łukaszenka, 39-letni deputowany znany z krzykliwego oskarżania wszystkich wokół o korupcję, walczy z kandydatem nomenklatury, premierem Wiaczasłauem Kiebiczem. Kiebicz ma do dyspozycji wszystko – milicję, większość mediów i administrację. Łukaszenka – entuzjazm spauperyzowanego narodu, któremu obiecuje rozliczenie przekręciarzy, odtworzenie upadłego raptem dwa i pół roku wcześniej związku z Rosją oraz zabójczą pewność siebie. To dużo, ale nikt nie byłby zaskoczony, gdyby nie wystarczyło, by wygrać z całą państwową machiną.
16 czerwca Łukaszenka, Szejman i trzeci poseł Iwan Ciciankou, dzisiaj już emeryt, a wtedy sponsor kampanii, jadą mercedesem tego ostatniego po pracowitym dniu spotkań z wyborcami. Nagle z wyprzedzającego ich samochodu padają dwa strzały. Jedna z kul zostawia ślad na tylnych drzwiach maszyny. – Najpierw był taki plan: ostrzelać mój samochód i samochód Kiebicza. Mnie zabić, Kiebicza tylko ranić – opowiadał po latach Łukaszenka w rozmowie z rosyjskimi mediami. – Niech ludzie myślą, że to robota nacjonalistów. Wtedy nacjonaliści są zdyskredytowani, ja martwy i wygrywa Kiebicz. Ale on, i chwała mu za to, nie zatwierdził tego planu. Zdecydowali się mnie tylko postraszyć – dodawał.
Popularność Łukaszenki szybuje. Lud ma jasność: „oni” – bandyci albo rząd – chcą zabić naszego Saszkę, bo nie boi się wytykać „im” przekrętów. „Boją się, znaczy godny człowiek, trzeba poprzeć” – pisze Alaksandr Fiaduta, literaturoznawca, który wówczas pracował w sztabie Łukaszenki, a dziś siedzi w areszcie z zarzutem szykowania wojskowego zamachu stanu, w książce „Łukaszenko. Politiczeskaja biografija” (Łukaszenka. Biografia polityczna).
Najpewniej gdyby nie drobne podkręcenie wyników przez Kiebicza, Łukaszenka wygrałby już w pierwszej turze. A tak przyjdzie mu rozgromić rywala w drugiej, gdy nawet część sztabu premiera jest już z nim dogadana co do zachowania posad. Scenariusz przypomina trochę historię Brazylijczyka Jaira Bolsonaro, prawicowego populisty, który też został ranny w zamachu, by wygrać wybory w 2018 r. Łukaszenka wspominał potem nawet, że Szejman osłonił go własnym ciałem. Tyle że białoruska historia najpewniej od początku do końca jest inscenizacją. Tak niemal natychmiast stwierdza KGB, który pokazuje ekspertyzę dowodzącą, że uszkodzenia samochodu powstały z przyłożenia, a nie ze strzału oddanego z poruszającego się samochodu. To jeszcze można zdyskredytować, bo KGB jest jeszcze wierne Kiebiczowi. Trudniej przejść do porządku dziennego nad słowami Fiaduty, który twierdzi, że 15 czerwca Szejman poprosił kolegę, by ten załatwił mu „neutralny pistolet”. Zwrócił go po kilku dniach, mówiąc „nie przydał się”. Po wygranej Szejman zostaje sekretarzem Rady Bezpieczeństwa i faktycznym kuratorem resortów siłowych.
30 kwietnia 1999 r.
Areszt śledczy w Mińsku
Na biurku płk. Aleha Ałkajeua, dyrektora stołecznego aresztu zwanego Waładarką, dzwoni telefon. Przez Waładarkę przeszło wielu represjonowanych opozycjonistów, ale z jednego powodu jest to miejsce szczególne na penitencjarnej mapie Białorusi. To szef tej placówki nadzoruje wykonanie orzekanych w tym kraju wyroków śmierci. Ałkajeu podczas pięcioletniego urzędowania będzie w sumie przy egzekucjach 134 skazańców. Tym razem rozmówca Ałkajeua nie interesuje się żadnym z więźniów. Po drugiej stronie słuchawki jest gen. Juryj Siwakou, minister spraw wewnętrznych. Chce, żeby Ałkajeu pożyczył mu pistolet, z którego strzela się skazańcom, zgodnie z radzieckimi procedurami, w tył głowy. Ałkajeu nie pyta, po co mu pistolet. „Minister prosi, ja wydaję” – wyjaśni potem w rozmowie z Deutsche Welle. 14 maja Ałkajeu pośle po broń swojego pracownika, bo potrzebuje jej „do pracy”. Pistolet znajdzie się w gabinecie zastępcy Siwakoua.
Tymczasem 7 maja na jednej z mińskich ulic ginie bez śladu gen. Juryj Zacharanka. Szef MSW na początku rządów Łukaszenki, a potem jedna z najpopularniejszych postaci opozycji. Ta szykuje właśnie podziemne wybory prezydenckie, uznając, że referendum, którym Łukaszenka wydłużył sobie kadencję, było nielegalne, a zatem elekcja powinna się odbyć właśnie w 1999 r. Głosowanie organizuje wyrzucony ze stanowiska szef komisji wyborczej Wiktar Hanczar. Zacharanka jest szanowany w milicji do tego stopnia, że państwo nie jest w stanie mu nic zrobić. Władze chcą go nękać drobnymi nieprzyjemnościami, ale gdy tylko milicja dostaje jakiś rozkaz, ostrzega Zacharankę, że na niego polują. Łukaszenka uważa, że po alternatywnych wyborach prezydenckich generał skorzysta z popularności wśród mundurowych, by zorganizować wojskowy zamach stanu.
7 maja Zacharanka znika (we wrześniu znika też Hanczar). Ałkajeu po pewnym czasie orientuje się, że daty zniknięć korespondują z datami ministerialnych próśb o wydanie pistoletu. Próbuje zainteresować sprawą śledczych. W listopadzie do aresztu trafia płk Dzmitryj Pauliczenka, dowódca szwadronu odpowiedzialnego za morderstwa. Wydaje się, że zbrodnia zostanie ukarana, ale 27 listopada interweniuje prezydent. Dziennikarz Pawieł Szaramiet, ghost writer książki Ałkajeua, stwierdzi potem, że ówczesny prokurator generalny przyszedł do prezydenta z nakazem aresztowania Szejmana. Zamiast tego on i szef KGB tracą stanowisko, a Pauliczenka wychodzi na wolność. Nowym szefem prokuratury zostaje Wiktar Szejman, choć nie ma wymaganego przepisami wykształcenia prawniczego. Ale ma mieć, bo studiuje zaocznie prawo. Ałkajeu i dowodzący milicją kryminalną gen. Mikałaj Łapacik niezależnie od siebie twierdzą, że to on był prawdziwym mocodawcą Pauliczenki.
Sam Łukaszenka opowiadał w 2020 r., jak w latach 90. walczył z bandytami. – Wszystko to taszczyłem na swoich plecach. I zostało bardzo niewielu. Jeden Szejman i jeszcze parę osób, którzy chodzili z pistoletami, jeździli, likwidując tych drani – wspominał. Rzeczywiście w połowie lat 90. Białoruś, jak i reszta państw dawnego ZSRR, boryka się z dramatycznym wzrostem przestępczości zorganizowanej. To wtedy rosyjska mafia zdobywa ponurą sławę na świecie. Łukaszenka stopniowo radzi sobie z bandytami. W podobny sposób, jak poradził sobie z organizatorami alternatywnych wyborów. Wielu bossów ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Samochód zaginionego Uładzimira Kleszcza pseudonim Szczaulik, najważniejszego mofiosa Białorusi, zostaje znaleziony w grudniu 1997 r. ze śladami krwi na tapicerce. Od zeszłego roku wiemy, że Szejman mógł osobiście „likwidować tych drani”.
Aleh Słuczak pracuje w tych dniach w prokuraturze i zajmuje się śledztwem w sprawie zaginięć. W 2001 r. wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych i dostaje tam azyl. Wie, że informacje, które zdobył, mogą go w ojczyźnie drogo kosztować. „Po referendum w 1996 r. sekretarz Rady Bezpieczeństwa Szejman wydał polecenie dowódcy wojsk wewnętrznych Siwakouowi, by stworzył zespół, który mógłby wypełniać dowolne polecenia, włącznie z zabójstwami. Siwakou polecił swojemu podwładnemu oficerowi brygady specjalnego przeznaczenia wojsk wewnętrznych Dzmitryjowi Pauliczence dobrać ludzi do przeprowadzania operacji specjalnych. Schemat miał wykluczać możliwość odnalezienia trupów. Faktycznie było to zadanie wypracowania schematu morderstwa idealnego, bo jeśli nie ma trupa, nie ma przestępstwa” – opowie potem Słuczak, cytowany w książce Szaramieta i Swiatłany Kalinkinej „Słuczajnyj priezidient” (Przypadkowy prezydent). „Aby uniknąć identyfikacji w przypadku odnalezienia ciał, zdecydowano się wykorzystywać pistolet, którego nie można było zidentyfikować. Pistolet, którym w Republice Białorusi wykonuje się karę śmierci” – doda śledczy. Mechanizm przetestowano na mafiosach, w tym „Szczauliku”.
W wypożyczaniu pistoletu służącego do rozstrzeliwania skazańców było też coś perwersyjnego. Tak jakby mocodawca chciał rytualnie ukarać zamordowanych. Tak czy inaczej, gdy w 2003 r. cypryjski deputowany Christos Purguridis po wizycie na Białorusi publikuje raport, przygotowany na zlecenie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, Szejman trafia na zachodnią listę sankcyjną. Nigdy nie zostanie z niej zdjęty, nawet w okresach odwilży w relacjach Łukaszenki z Zachodem. Nigdy później opozycjoniści nie giną też w podobnych okolicznościach (tu zastrzeżenie: z ujawnionych w styczniu nagrań wynika, że w 2012 r. rozważano kolejne morderstwa, a białoruskie służby mogły być zamieszane w zamordowanie w 2016 r. Szaramieta w Kijowie). Być może prezydent uznaje, że to niepotrzebna brutalność. A może po eliminacji Hanczara i Zacharanki dochodzi do wniosku, że żadna z innych opozycyjnych figur nie jest dla niego poważnym zagrożeniem. Rzeczywiście tak jest; dopiero w 2020 r. ktoś zdoła zachwiać jego władzą. Słuczak twierdzi, że szwadrony śmierci Szejmana odpowiadają za 30 zabójstw.
25 marca 2007 r.
Pedraza, Wenezuela
Prezydent Wenezueli Hugo Chávez rozpoczyna „Aló Presidente” (Halo, prezydencie), cotygodniowy talk show na antenie VTV. Program rusza jak zwykle o jedenastej i nikt nie wie, kiedy się skończy. Lider rewolucji boliwariańskiej uwielbia przemawiać, więc show zwykle trwa kilka godzin. Chávez odpytuje w jego trakcie członków rządu, krytykuje Stany Zjednoczone, tłumaczy kolejne decyzje władz. Zawsze nadaje z innego miejsca. Tym razem padło na gminę Pedraza w zachodniej części kraju. – Zobaczmy, mamy mapę Wenezueli, żeby pokazać naszym przyjaciołom z całego świata, gdzie jesteśmy. Przyszedłem wyjaśnić to naszemu przyjacielowi i towarzyszowi, sekretarzowi stanu Białorusi Wiktarowi Szejmanowi, który jest tu z nami. Chcę go powitać – zagaja Chávez. Widownia bije brawo.
Szejman jest wtedy u szczytu potęgi. Gdy kieruje prokuraturą, represje na Białorusi zostają wzmożone, a przez kraj raz po raz przetaczają się kolejne kampanie mające pokazać bezwzględność władz w walce z łapówkarzami i zastraszać niepokornych. Do więzień trafiają dziennikarze i dyrektorzy, sprawy karne są wszczynane przeciw kolejnym opozycjonistom. W 2005 r. jako szef administracji Łukaszenki patronuje próbie rozbicia Związku Polaków na Białorusi. Rok później, gdy prezydent boi się, że Alaksandr Milinkiewicz podczas wyborów prezydenckich spróbuje zorganizować kolorową rewolucję na wzór tych z Serbii, Gruzji i Ukrainy, staje na czele jego sztabu wyborczego, któremu nieformalnie podporządkowują się wszystkie struktury państwowe. Jeśli kogoś trzeba zastraszyć, posadzić albo zniszczyć, można być pewnym, że maczają w tym palce Szejman i jego ludzie, których stopniowo promuje na najważniejsze stanowiska w resortach siłowych.
Także latynoamerykańska podróż to nie przypadek, bo od pewnego czasu Cháveza i Łukaszenkę łączy szczególna więź: przywiązanie do socjalizmu, niechęć do Ameryki i wspólne interesy. Szejman wielokrotnie gości w Caracas. Białoruskie spółki inwestują w Wenezueli, oba kraje wzajemnie pomagają sobie obchodzić sankcje, a gdy Łukaszenka po raz kolejny pokłóci się z Władimirem Putinem o ceny ropy, Wenezuela wyśle tankowiec, byle tylko Mińsk mógł udowodnić Rosjanom, że jest w stanie znaleźć alternatywę dla dostaw ze Wschodu. Ropa z Ameryki Południowej jest droższa od rosyjskiej, ale Caracas daje tak duży rabat, że nawet finansowo te dostawy nie wychodzą wcale drogo.
– Niech Bóg błogosławi Białoruś i jej ludzi, uczciwie chcemy im pomóc, zwłaszcza w kwestiach energetycznych, dostaw ropy – mówi Chávez w „Aló Presidente”. – Zawsze powtarzam, cytując (Antoine’a) Lavoisiera, wielkiego naukowca, że w naturze nic nie jest tworzone, nic nie znika, wszystko ulega przekształceniom. Związek Radziecki zniknął, ale nie zniknął – dodaje. Za dostawy wenezuelskiej ropy odpowiada Szejman, którego wenezuelski rewolucjonista nazywa przyjacielem. Podobnie jak za kontakty z innymi krajami rozwijającymi się. Dla białoruskich władz poważnym źródłem dochodów jest półoficjalny handel bronią, czasem także pośredniczenie w sprzedaży rosyjskiego sprzętu tam, gdzie sama Moskwa wolałaby się nie pojawiać. Fiaduta twierdzi, że Szejman czuwa nad tym biznesem od lat 90. Hiszpański „El País” pisał, że to on odpowiadał za dostawy do Wenezueli broni za 720 mln euro. Część, w tym rakiety ziemia-powietrze, miała potem trafić do kolumbijskich rebeliantów. Białoruski generał mówi w show Cháveza, że Mińsk zamierza pomóc „dostosować system obrony przeciwlotniczej Wenezueli do współczesnych wyzwań i zagrożeń”.
4 lipca 2008 r.
Centrum Mińska
Jest kilkanaście minut po północy. Pod 50-metrowym obeliskiem Matki Ojczyzny trwa koncert z okazji przypadającego 3 lipca Dnia Niepodległości. Nie jest to prawdziwy dzień niepodległości, bo upamiętnia wyzwolenie Mińska spod okupacji niemieckiej, ale taką datę wybrał Łukaszenka zamiast świętowanego przez opozycję Dnia Wolności, rocznicy proklamowania w 1918 r. Białoruskiej Republiki Ludowej. Pod sceną tłumy. W pewnym momencie wybucha bomba nabita gwoździami dla większej siły rażenia. Nikt nie ginie, rany odnoszą 54 osoby. Koncert nie zostaje przerwany, a telewizja po prostu nie pokazuje tej części widowni, na której trwa akcja ratunkowa. Po kilku minutach na miejscu zjawia się Łukaszenka, który w rosyjskiej „Komsomolskiej prawdzie” z 3 lipca ostrzegał, że Zachodowi nie w smak stabilna Białoruś, więc niechybnie spróbuje zorganizować tu „pogromy i wybuchy”.
Sprawców nie udaje się złapać, choć milicja wykorzystuje okazję, by w ciągu kolejnych miesięcy pobrać odciski palców od wszystkich dorosłych mężczyzn. Za to 8 lipca stanowisko sekretarza Rady Bezpieczeństwa traci Wiktar Szejman. Po raz pierwszy w karierze wydaje się, że popada w niełaskę. Na krótko, bo w styczniu wróci jako pomocnik Łukaszenki do spraw specjalnych, ale jego odejście wywoła falę spekulacji. Jedni twierdzą, że dymisja to efekt rozpychania się najstarszego syna Łukaszenki, Wiktara, który chce wziąć pod swoją kontrolę wszystkie struktury siłowe, więc ambitny i wpływowy Szejman jest jego najpoważniejszym konkurentem. Inni, że rzeczywiście ktoś musiał zapłacić za wybuch na koncercie i padło akurat na niego. Pojawia się teza, że generał z krwią opozycjonistów na rękach został złożony na ołtarzu dojrzewającej powoli odwilży w relacjach z Zachodem i liberalizacji gospodarki. Te rozważania zostają częściowo unieważnione przez późniejszy powrót Szejmana do łask. A może od początku miał zniknąć z pierwszego szeregu, żeby zająć się bardziej delikatnymi sprawami typu „otwieranie okna do Afryki”?
Sprawcy wybuchu nigdy nie zostają znalezieni. Choć to nieprecyzyjne stwierdzenie. Gdy w 2011 r. na stacji metra w Mińsku wybuchnie kolejny ładunek wybuchowy, zabijając 15 osób, KGB w ciągu kilku dni rozwiąże sprawę. O zorganizowanie zamachu zostanie oskarżonych dwóch 25-latków: Dzmitryj Kanawałau i Uładzisłau Kawalou. Podczas śledztwa przyznają się do wszystkich poprzednich podobnych zdarzeń, w tym do wybuchu na koncercie w Mińsku i wcześniejszych o trzy lata dwóch eksplozji w Witebsku. Ich przyznanie się do winy wzbudzi wątpliwości niezależnych obserwatorów, ale sąd ich nie podzieli. Obaj dostaną karę śmierci i w 2012 r. zostaną rozstrzelani. Sprawa rozwiązana, państwo zdało egzamin.
11 czerwca 2021 r.
Pałac Niepodległości w Mińsku
Łukaszenka przyjmuje Szejmana w rezydencji na północnych rubieżach Mińska. Zbudował ją akurat tutaj, żeby nie przejeżdżać całego miasta w drodze z osiedla Drazdy, na którym mieszka on i wiele innych postaci nomenklatury. Przed rezydencją na 70-metrowym maszcie powiewa flaga Białorusi. Tak też nazywa się miejsce, gdzie stoi maszt: płoszcza Dziarżaunaha Sciaha, plac Flagi Państwowej. Gdy w lipcu 2013 r. uroczyście inaugurowano jeden z najwyższych takich masztów na świecie, Łukaszence towarzyszył prezydent azjatyckiego Laosu Choummaly Sayasone. Razem z nimi świętował też Szejman, który od półrocza pełnił nową funkcję zarządcy sprawami prezydenta. Takiej osobie podlega cała działalność gospodarcza, która jest w gestii administracji głowy państwa. W skład tej struktury wchodzą parki narodowe, centra sportowe i handlowe, sanatoria i hotele – także poza granicami Białorusi – restauracje, gospodarstwa rolne i leśne, łącznie ponad 100 różnych przedsiębiorstw.
Praca na stanowisku dyrektora tego molocha pozwala dodatkowo dorobić, ale Szejman nadal zajmuje się wrażliwymi projektami na krańcach świata.
Jednak tym razem, 11 czerwca 2021 r., generał gości u Łukaszenki w innym niż zwykle celu. – Wiele razy pisałeś raport o dymisję i tak dalej. Nie zgadzałem się na to. Ale rozumiem, że w końcu przychodzi czas. Starczyło ci wszystkiego w życiu. Zaczynając od młodości w Afganistanie, od porucznika. Odwojowałeś swoje. Wyrosłeś do generała, najwyższej twojej funkcji na Białorusi. Chyba nie ma u nas więcej generałów pułkowników? – upewnia się Łukaszenka. – Nie – jak zwykle krótko potwierdza Szejman. – Jeden. Ostatni z Mohikanów. Rozumiem, że rodzina, dzieci. Wiele, wiele spraw. A i mama niemłoda. Znam twoją sytuację, dlatego zgadzam się na nową kartę w twoim życiu, ale powiem tak: bardzo bym prosił, byś daleko nie odchodził. I w ogóle nie odchodził od państwa. I podstawiał nam plecy, gdzie potrzeba, jak zawsze to robiłeś – dodaje białoruski przywódca.
Generał ma raptem 63 lata, więc na dymisję ze względu na wiek jest dużo za wcześnie. Dlatego pojawiło się mnóstwo wersji prawdziwych przyczyn pozbawienia go funkcji. Od problemów zdrowotnych po niezadowolenie z rad udzielanych Łukaszence od wybuchu protestów w 2020 r. Szejman był i pozostaje jastrzębiem, więc zapewne doradzał zdecydowane potraktowanie manifestantów, co początkowo tylko doprowadziło do eskalacji społecznego niezadowolenia. Zwraca też uwagę zbieżność czasowa z uprowadzeniem blogera Ramana Pratasiewicza z pokładu Ryanaira lecącego z Aten do Wilna. Na razie jesteśmy skazani na spekulacje, choć najprawdopodobniej wygląda wersja mówiąca o tym, że w gruncie rzeczy Szejman nigdzie się nie wybiera, nie „odejdzie od państwa”, a jedynie czeka na nowe polecenia.
– Latem zaproponuję ci kilka wariantów pracy – zapowiada Łukaszenka. – Ale na razie bardzo bym poprosił, żebyś wziął na siebie, jak to zawsze było, Kubę, Wenezuelę, te wszystkie, ujmijmy to tak, sznurki w Afryce, póki ich nie przekazałeś rządowi i tak dalej. Bo była taka praktyka, że tam, gdzie potrzeba było zaufanych, jak oni to mówili, bliskich ludzi, wysyłałem ciebie albo swojego starszego syna Wiktara. On bardziej zajmował się regionem blisko wschodnim, a ty otwierałeś nam okno na Afrykę – dodawał. Szejman był widywany w wielu subsaharyjskich krajach, od Ghany po Zimbabwe, a powiązany z nim biznesmen w marcu 2021 r. Alaksandr Zinhman w tajemniczych okolicznościach został zatrzymany w Demokratycznej Republice Konga. Wszyscy zaprzeczali, że chodzi o handel bronią, aż w głupi sposób misję wsypała prezydencka gazeta „SB. Biełaruś siegodnia”, rozważając etyczne aspekty „dostaw techniki” do „państwa, w którym dzieją się tak dramatyczne wydarzenia”. Pozaeuropejskie interesy Łukaszenki to jeden z najbardziej tajemniczych aspektów jego działalności. Szejman wie o nich wszystko. Także dlatego nie może zostać tak po prostu wyrzucony. ©℗
Znam twoją sytuację, dlatego zgadzam się na nową kartę w twoim życiu, ale powiem tak: bardzo bym prosił, byś daleko nie odchodził. I w ogóle nie odchodził od państwa. I podstawiał nam plecy, gdzie potrzeba, jak zawsze to robiłeś – powiedział Alaksandr Łukaszenka do Wiktara Szejmana